Wyszedłem z szatni podciągając w górę białe getry. Koszulka Realu Madryt była źródłem mojej odwagi, której w ostatnim czasie okropnie mi brakowało. I pomyśleć, że podejmując z grubsza inny wybór w dzieciństwie mógłbym stać teraz po drugiej stronie barykady w stroju największego wroga. Zadrżałem na samą myśl o tym.
Przejechałem wzrokiem po graczach Barcy. Ze ściśniętym gardłem szukałem tak dobrze znanego mi zawodnika. Odetchnąłem z ulgą, kiedy śmiejąc się przybił piątkę idealnie ogolonemu Inieście.
- Pokażemy, na co nas stać, prawda?! - krzyknął Pepe waląc dłonią w moje plecy. Zachłysnąłem się powietrzem.
- Jakżeby inaczej - skomentowałem wymuszając niezbyt przyjemny uśmiech.
Nagle rozległ się nasz hymn. Oznaczało to nic innego jak wielkie Gran Derbi czas zacząć. Krocząc za rękę z małym chłopcem wyszedłem razem z pozostałymi piłkarzami na płytę boiska. Muzyka przestała grać. Po kolei witałem się z zawodnikami Blaugrany. Gdy pojawił się przy mnie Jordi mocno go uścisnąłem. Alba szepnął mi tylko na ucho: "Prawa trybuna, czwarty sektor, trzeci rząd. Powodzenia." Ustawiłem się na swojej pozycji, w między czasie próbując znaleźć w tłumie Melodie. Jak na złość nigdzie nie mogłem dostrzec niskiej brunetki z pięknymi, czekoladowymi oczami. Usłyszałem gwizdek sędziego, musiałem skupić się tylko i wyłącznie na meczu. W końcu to El Clasico.
Śledziłem wzrokiem piłkę próbując przenieść ją jak najbliżej pola karnego. Kompletnie mi to dzisiaj nie wychodziło. Odegrałem ją do Sergio na maksa zirytowany wskazując gestem lepiej usytuowanego kolegę. Minąłem środek boiska zaprzątając sobie głowę zdecydowanie nie tym, czym powinienem. Ponownie spojrzałem na kibiców usilnie wytężając wzrok. Nie trwało to długo.
- Isco! Orient! - krzyknął Toni podając do mnie futbolówkę.
Zrobiłem parę zwodów bez większego wysiłku ogrywając parę Bartra - Montoya. Problemy pojawiły się dopiero przy Alvesu, który umiejętnym wślizgiem odebrał mi tak pożądany w tych zawodach przedmiot. Zirytowany zacząłem pędzić w okolice własnego pola karnego. Minąłem skupionego do resztek możliwości Neymara i zszokowany patrzyłem na paniczną interwencję Ikera. Odetchnąłem z ulgą. Wynik nie uległ zmianie.
Corner naszym przeciwnikom większych korzyści nie przyniósł, jednak Suarez z Pepe nie wytrzymali rzucając się na siebie z pięściami. Nikt nie wiedział, czy poszło o lecącą w ich stronę piłkę, czy coś zupełnie innego. W efekcie obaj wylecieli z boiska uprzednio widząc czerwony kartonik.
Pierwsza połowa nie przyniosła już żadnych akcji podbramkowych. W szatni Ancelotti jak zwykle doszczętnie tłumaczył nam całą strategię. Nie słuchałem go. W dupie miałem to, co mówił. Przed ponownym pojawieniem się na murawie otworzyłem jeszcze szafkę. Na drzwiczkach wisiało moje zdjęcie z Melodie. Głęboko westchnąłem i w pełni skupiony wyszedłem. Druga połowa rozpoczęła się dość nerwowo, obie drużyny chciały otworzyć wynik. Sześćdziesiąta piąta minuta, nasza osłabiona obrona nie dała rady akcji Messi-Neymar i Brazylijczyk wpakował piłkę do siatki. Od tamtego momentu zależało mi jeszcze bardziej na strzeleniu bramki. Dostałem idealną piłkę od Toniego, przebiegłem kilka metrów, gdy na mojej drodze stanął Jordi. Krótko na niego spojrzałem i spróbowałem ograć, wyszło mi to lepiej niż mogłem przypuszczać. Zostawiając w tyle Albę znalazłem się w polu karnym, miałem do wyboru strzelać z ostrego kąta albo dośrodkować do wychodzącego na czystą pozycję Benzemy. Chyba nie muszę mówić, co wybrałem.
Podkręciłem piłkę najlepiej, jak umiałem. Uderzyła w poprzeczkę wypadając za linię końcową. Zakląłem siarczyście patrząc przepraszająco na wkurzonego Francuza. Zacisnął dłonie w pięści, pokiwał głową i odwrócił się napięcie. Chciałem kopać w murawę ze złości, kiedy poczułem na plechach czyjąś dłoń. Odwróciłem się.
Przejechałem wzrokiem po graczach Barcy. Ze ściśniętym gardłem szukałem tak dobrze znanego mi zawodnika. Odetchnąłem z ulgą, kiedy śmiejąc się przybił piątkę idealnie ogolonemu Inieście.
- Pokażemy, na co nas stać, prawda?! - krzyknął Pepe waląc dłonią w moje plecy. Zachłysnąłem się powietrzem.
- Jakżeby inaczej - skomentowałem wymuszając niezbyt przyjemny uśmiech.
Nagle rozległ się nasz hymn. Oznaczało to nic innego jak wielkie Gran Derbi czas zacząć. Krocząc za rękę z małym chłopcem wyszedłem razem z pozostałymi piłkarzami na płytę boiska. Muzyka przestała grać. Po kolei witałem się z zawodnikami Blaugrany. Gdy pojawił się przy mnie Jordi mocno go uścisnąłem. Alba szepnął mi tylko na ucho: "Prawa trybuna, czwarty sektor, trzeci rząd. Powodzenia." Ustawiłem się na swojej pozycji, w między czasie próbując znaleźć w tłumie Melodie. Jak na złość nigdzie nie mogłem dostrzec niskiej brunetki z pięknymi, czekoladowymi oczami. Usłyszałem gwizdek sędziego, musiałem skupić się tylko i wyłącznie na meczu. W końcu to El Clasico.
Śledziłem wzrokiem piłkę próbując przenieść ją jak najbliżej pola karnego. Kompletnie mi to dzisiaj nie wychodziło. Odegrałem ją do Sergio na maksa zirytowany wskazując gestem lepiej usytuowanego kolegę. Minąłem środek boiska zaprzątając sobie głowę zdecydowanie nie tym, czym powinienem. Ponownie spojrzałem na kibiców usilnie wytężając wzrok. Nie trwało to długo.
- Isco! Orient! - krzyknął Toni podając do mnie futbolówkę.
Zrobiłem parę zwodów bez większego wysiłku ogrywając parę Bartra - Montoya. Problemy pojawiły się dopiero przy Alvesu, który umiejętnym wślizgiem odebrał mi tak pożądany w tych zawodach przedmiot. Zirytowany zacząłem pędzić w okolice własnego pola karnego. Minąłem skupionego do resztek możliwości Neymara i zszokowany patrzyłem na paniczną interwencję Ikera. Odetchnąłem z ulgą. Wynik nie uległ zmianie.
Corner naszym przeciwnikom większych korzyści nie przyniósł, jednak Suarez z Pepe nie wytrzymali rzucając się na siebie z pięściami. Nikt nie wiedział, czy poszło o lecącą w ich stronę piłkę, czy coś zupełnie innego. W efekcie obaj wylecieli z boiska uprzednio widząc czerwony kartonik.
Pierwsza połowa nie przyniosła już żadnych akcji podbramkowych. W szatni Ancelotti jak zwykle doszczętnie tłumaczył nam całą strategię. Nie słuchałem go. W dupie miałem to, co mówił. Przed ponownym pojawieniem się na murawie otworzyłem jeszcze szafkę. Na drzwiczkach wisiało moje zdjęcie z Melodie. Głęboko westchnąłem i w pełni skupiony wyszedłem. Druga połowa rozpoczęła się dość nerwowo, obie drużyny chciały otworzyć wynik. Sześćdziesiąta piąta minuta, nasza osłabiona obrona nie dała rady akcji Messi-Neymar i Brazylijczyk wpakował piłkę do siatki. Od tamtego momentu zależało mi jeszcze bardziej na strzeleniu bramki. Dostałem idealną piłkę od Toniego, przebiegłem kilka metrów, gdy na mojej drodze stanął Jordi. Krótko na niego spojrzałem i spróbowałem ograć, wyszło mi to lepiej niż mogłem przypuszczać. Zostawiając w tyle Albę znalazłem się w polu karnym, miałem do wyboru strzelać z ostrego kąta albo dośrodkować do wychodzącego na czystą pozycję Benzemy. Chyba nie muszę mówić, co wybrałem.
Podkręciłem piłkę najlepiej, jak umiałem. Uderzyła w poprzeczkę wypadając za linię końcową. Zakląłem siarczyście patrząc przepraszająco na wkurzonego Francuza. Zacisnął dłonie w pięści, pokiwał głową i odwrócił się napięcie. Chciałem kopać w murawę ze złości, kiedy poczułem na plechach czyjąś dłoń. Odwróciłem się.
- Lepszej pozycji Ci już nie wypracuję debilu - syknął Jordi zasłaniając usta dłonią.
Zamrugałem powiekami ledwo powstrzymując łzy. Niech szlag weźmie to wszystko! Niby czemu faceci mają walczyć o związki? Bo kochają mocniej... Bo zawsze ranią...
Wkurzony zastawiłem futbolówkę pędzącemu Messiemu i zszokowany własnymi możliwościami zacząłem mijać graczy stojących mi na drodze. W fazie końcowej zdesperowany spojrzałem w pole karne Blaugrany. Strzelanie nie ma większego sensu... Mocno pociąłem okrągły przedmiot wrzucając go na piąty metr. Ramos wyskoczył nie dając szans dwóm stoperom katalońskiej drużyny i pokonując ter Stegena zdobył bramkę. Przynajmniej zaliczyłem asystę.
- Jesteś królem! - zawołał Sergio biorąc mnie w objęcia.
Mimowolnie uniosłem kąciki ust ku górze. Jeszcze uda nam się wygrać to spotkanie.
Nic podobnego. Wszystko zakończyło się remisem. Do całości doszedł jedynie niezwykle piękny samobój Jordiego, który chyba nie wiedział gdzie jest jego bramka i piękny strzał Rakiticia tuż sprzed pola karnego. Młody Varane wpuszczony na boisko za Jamesa nie wytrzymał. W ostatniej minucie zablokował piłkę ręką. A Leo jak to on z karnego niemal nigdy nie pudłuje.
Do szatni wszyscy zeszli wkurzeni. My z powodu braku wygranej, Alba wściekły za własnego samobója, Benzema darł na mnie mordę o sytuację w pierwszej połowie. A ja? Ja byłem wkurwiony na samego siebie. Miałem strzelić, udowodnić Melodie, że jest dla mnie najważniejsza. I wyszło jak wyszło.
Wychodziłem spod prysznica owinięty białym ręcznikiem z herbem królewskich gdy do szatni w samych gaciach wbił Pique.
- Idziemy na imprezę? Mamy samolot dopiero jutro, debilne opóźnienia. Zabieracie się z nami? - zapytał rozemocjonowany. Przytaknięcia rozległy się wśród moich kolegów z drużyny.
- To na chętnych będziemy czekać za pół godziny przed bocznym wyjściem - dodał i tak jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął.
Iść nie iść, iść nie iść... biłem się z myślami zakładając na siebie wierzchnie części garderoby.
- Idziemy się zabawić, prawda stary? - usłyszałem głos Ramosa i odwróciłem się. Chwile trwało moje zastanawianie, ale w sumie czemu by nie? Jordi raczej także pójdzie, a za tą mordką to się bardzo stęskniłem.
- Pewnie - odpowiedziałem przeczesując swoje ciemne włosy.
Przecież mogę pokazać Orozco, że bez niej również potrafię się bawić. Jak nie w stronę pogodzenia, mogę iść również w tę drugą. Zresztą teraz nie robi mi to większej różnicy.
Stanęłam przed klubem ubrana w krótką, złotą sukienkę. Wszyscy chyba do reszty poszaleli.
- Musimy? - jęknęłam zapierając się na niezbyt stabilnych szpilkach.
- A wolisz siedzieć w domu rozpaczając któryś dzień z rzędu? - spytała Daniela ciągnąc mnie za ramię. Jak zawsze wyglądała seksownie. Nie musiała odkrywać wiadomych części swojego ciała, by chmara napalonych facetów przyleciała do niej ze śliną na ustach. W pewnym sensie zazdrościłam jej tego.
- Możesz sobie mówić, James o mało nie zabił Alvaro gdy się do Ciebie przytulił!
Carlota zaśmiała się serdecznie.
- Wróć może pamięcią do wydarzenia sprzed trzech tygodni. Isco wcale nie był lepszy, ten fan prawie zginął pod jego spojrzeniem.
Wywróciłam oczami do reszty zaczerwieniona.
- Z Sergio nie było...
- Daj sobie spokój! Idziesz tam czy chcesz czy nie. Poderwij takiego Roberto czy młodego Munira i pokaż mu na co Cię stać! - zawołała Jessica wciągając mnie do środka.
Zacisnęłam powieki czując duszność charakterystyczną dla tego rodzai klubów. Pot, alkohol, tanie perfumy... nic tylko się bawić. Westchnęłam prowadzona przez siostrę Ospiny w kierunku wolnego stolika. Zajęłyśmy go razem uśmiechając się. Dobra, one były pogodne. Moja mina mówiła z grubsza co innego.
Po chwili przy naszym stoliku zjawił się kelner z wcześniej zamówionymi kolorowymi drinkami. Wypiłyśmy połowę. Humor mi się odrobinę poprawił i nie mogłam przestać śmiać się z opowieści Danieli.
Nagle przy głównym wejściu do klubu zrobiło się małe zamieszanie. Oznaczało to tylko jedno. Piłkarze dotarli. Nie byłam przekonana do spotkania z Isco. Chyba nie potrafię na niego spojrzeć i powiedzieć nawet zwykłego 'cześć'. Dziewczyny wstały i zaczęły się witać ze swoimi chłopakami. W pewnym momencie poczułam, jak ktoś zasłania mi oczy swoimi dłońmi. Drgnęłam zaniepokojona. Chwyciłam je, ale po ich chropowatości wyczułam, że to nie mężczyzna, którego mogłam się spodziewać. Szybko odwróciłam głowę i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Alby.
- Jordi!
Wstałam z miejsca i rzuciłam się na obrońcę Blaugrany.
- Cześć maleńka - odpowiedział całując mnie w policzek. - Stęskniłem się.
- Bo ja niby nie - zaśmiałam się mocniej ściskając jego szyję.
Pod ścianą stał Alarcón. Nie był sam. Od razu uczepiła się go gromadka fanek mająca zbyt duże nadzieje. Jak zawsze zresztą. Może nie tym razem. Wyciągnął jedną z nich na parkiet trzymając rękę na jej talii. Wszystko się we mnie zagotowało, w oczach stanęły niekontrolowane łzy. Wbiłam paznokcie w skórę przyjaciela. Momentalnie syknął z bólu.
- Hej, Mel! To boli!
Potrząsnęłam głową w celu wyrzucenia z pamięci tamtego bolesnego obrazu.
- Przepraszam.
Obrońca spojrzał na mnie spode łba i momentalnie się uśmiechnął. Nie wytrzymałam. Odwzajemniłam jego gest zadziwiająco szybko.
- Zatańczysz, prawda? - spytał wyciągając dłoń.
- Jak mogłabym odmówić?
Weszliśmy na parkiet. Wśród wirujących par zaczęliśmy delikatnie kołysać się w rytm muzyki.
- Nadal jesteś na niego zła? - zapytał poruszając temat, na który zupełnie nie miałam ochoty rozmawiać.
- Jordi proszę - odpowiedziałam zrezygnowana.
- Przecież, wiesz, że kocha Cię jak głupi. W życiu...
Położyłam palec na jego ustach kręcąc głową.
- Proszę! - naciskałam.
- Dobra, odpuszczę. Ale pamiętaj! Do tej rozmowy jeszcze wrócimy - pogłaskał mnie delikatnie po plecach i przytulił. Zapominając o nieprzyjemnej konwersacji, zaczęliśmy szaleć na parkiecie. Przetańczyliśmy chyba z pięć długich piosenek. Wymęczeni razem z drinkami w ręce skierowaliśmy się do jednego z wolnych stolików. Alba przyciągnął mnie do siebie w skutek czego wylądowałam na jego kolanach. Siedzieliśmy, żartowaliśmy, śmialiśmy się. Dzięki niemu zapomniałam, o pewnym fakcie. Kilkanaście kroków ode mnie w najlepsze bawił się mój chłopak. Właśnie, czy my nadal jesteśmy razem? Czy Isco i ja możemy być jeszcze szczęśliwi?
Nagle do naszego stolika dosiadł się ktoś trzeci.
- Błagam, ratujcie - powiedziała zrozpaczona piętnastka Barcy. - Mam już dość tych fanek, uczepiły się a ja ich nie chcę.
Momentalnie razem z Jordim zaczęliśmy się śmiać.
- Mnie jakoś nie jest do śmiechu.
Brakowało tylko by naciągnął na głowę kaptur udając, że go tu nie ma.
- Która? - spytał boczny obrońca.
- Ta w różowej mini. Proszę! - patrzył na nas błagalnie.
Mój przyjaciel rozbawiony przeprosił mnie na chwilę i udał się w kierunku namolnej dziewczyny.
- Dzięki Bogu! - krzyknął Bartra z szerokim uśmiechem i napił się swojego drinka.
Patrzyłam na niego marszcząc brwi. Ciemne włosy postawione do góry nie posiadały ani grama żelu, różowa koszulka dodawała mu niesamowitego uroku, a zielone oczy wertujące parkiet potrafiły oczarować nawet najmniej skłonną do flirtów kobietę. W tym przypadku byłam nią ja. Cholera!

Wychodziłem spod prysznica owinięty białym ręcznikiem z herbem królewskich gdy do szatni w samych gaciach wbił Pique.
- Idziemy na imprezę? Mamy samolot dopiero jutro, debilne opóźnienia. Zabieracie się z nami? - zapytał rozemocjonowany. Przytaknięcia rozległy się wśród moich kolegów z drużyny.
- To na chętnych będziemy czekać za pół godziny przed bocznym wyjściem - dodał i tak jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął.
Iść nie iść, iść nie iść... biłem się z myślami zakładając na siebie wierzchnie części garderoby.
- Idziemy się zabawić, prawda stary? - usłyszałem głos Ramosa i odwróciłem się. Chwile trwało moje zastanawianie, ale w sumie czemu by nie? Jordi raczej także pójdzie, a za tą mordką to się bardzo stęskniłem.
- Pewnie - odpowiedziałem przeczesując swoje ciemne włosy.
Przecież mogę pokazać Orozco, że bez niej również potrafię się bawić. Jak nie w stronę pogodzenia, mogę iść również w tę drugą. Zresztą teraz nie robi mi to większej różnicy.
***
Stanęłam przed klubem ubrana w krótką, złotą sukienkę. Wszyscy chyba do reszty poszaleli.
- Musimy? - jęknęłam zapierając się na niezbyt stabilnych szpilkach.
- A wolisz siedzieć w domu rozpaczając któryś dzień z rzędu? - spytała Daniela ciągnąc mnie za ramię. Jak zawsze wyglądała seksownie. Nie musiała odkrywać wiadomych części swojego ciała, by chmara napalonych facetów przyleciała do niej ze śliną na ustach. W pewnym sensie zazdrościłam jej tego.
- Możesz sobie mówić, James o mało nie zabił Alvaro gdy się do Ciebie przytulił!
Carlota zaśmiała się serdecznie.
- Wróć może pamięcią do wydarzenia sprzed trzech tygodni. Isco wcale nie był lepszy, ten fan prawie zginął pod jego spojrzeniem.
Wywróciłam oczami do reszty zaczerwieniona.
- Z Sergio nie było...
- Daj sobie spokój! Idziesz tam czy chcesz czy nie. Poderwij takiego Roberto czy młodego Munira i pokaż mu na co Cię stać! - zawołała Jessica wciągając mnie do środka.
Zacisnęłam powieki czując duszność charakterystyczną dla tego rodzai klubów. Pot, alkohol, tanie perfumy... nic tylko się bawić. Westchnęłam prowadzona przez siostrę Ospiny w kierunku wolnego stolika. Zajęłyśmy go razem uśmiechając się. Dobra, one były pogodne. Moja mina mówiła z grubsza co innego.
Po chwili przy naszym stoliku zjawił się kelner z wcześniej zamówionymi kolorowymi drinkami. Wypiłyśmy połowę. Humor mi się odrobinę poprawił i nie mogłam przestać śmiać się z opowieści Danieli.
Nagle przy głównym wejściu do klubu zrobiło się małe zamieszanie. Oznaczało to tylko jedno. Piłkarze dotarli. Nie byłam przekonana do spotkania z Isco. Chyba nie potrafię na niego spojrzeć i powiedzieć nawet zwykłego 'cześć'. Dziewczyny wstały i zaczęły się witać ze swoimi chłopakami. W pewnym momencie poczułam, jak ktoś zasłania mi oczy swoimi dłońmi. Drgnęłam zaniepokojona. Chwyciłam je, ale po ich chropowatości wyczułam, że to nie mężczyzna, którego mogłam się spodziewać. Szybko odwróciłam głowę i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Alby.
- Jordi!
Wstałam z miejsca i rzuciłam się na obrońcę Blaugrany.
- Cześć maleńka - odpowiedział całując mnie w policzek. - Stęskniłem się.
- Bo ja niby nie - zaśmiałam się mocniej ściskając jego szyję.
Pod ścianą stał Alarcón. Nie był sam. Od razu uczepiła się go gromadka fanek mająca zbyt duże nadzieje. Jak zawsze zresztą. Może nie tym razem. Wyciągnął jedną z nich na parkiet trzymając rękę na jej talii. Wszystko się we mnie zagotowało, w oczach stanęły niekontrolowane łzy. Wbiłam paznokcie w skórę przyjaciela. Momentalnie syknął z bólu.
- Hej, Mel! To boli!
Potrząsnęłam głową w celu wyrzucenia z pamięci tamtego bolesnego obrazu.
- Przepraszam.
Obrońca spojrzał na mnie spode łba i momentalnie się uśmiechnął. Nie wytrzymałam. Odwzajemniłam jego gest zadziwiająco szybko.
- Zatańczysz, prawda? - spytał wyciągając dłoń.
- Jak mogłabym odmówić?
Weszliśmy na parkiet. Wśród wirujących par zaczęliśmy delikatnie kołysać się w rytm muzyki.
- Nadal jesteś na niego zła? - zapytał poruszając temat, na który zupełnie nie miałam ochoty rozmawiać.
- Jordi proszę - odpowiedziałam zrezygnowana.
- Przecież, wiesz, że kocha Cię jak głupi. W życiu...
Położyłam palec na jego ustach kręcąc głową.
- Proszę! - naciskałam.
- Dobra, odpuszczę. Ale pamiętaj! Do tej rozmowy jeszcze wrócimy - pogłaskał mnie delikatnie po plecach i przytulił. Zapominając o nieprzyjemnej konwersacji, zaczęliśmy szaleć na parkiecie. Przetańczyliśmy chyba z pięć długich piosenek. Wymęczeni razem z drinkami w ręce skierowaliśmy się do jednego z wolnych stolików. Alba przyciągnął mnie do siebie w skutek czego wylądowałam na jego kolanach. Siedzieliśmy, żartowaliśmy, śmialiśmy się. Dzięki niemu zapomniałam, o pewnym fakcie. Kilkanaście kroków ode mnie w najlepsze bawił się mój chłopak. Właśnie, czy my nadal jesteśmy razem? Czy Isco i ja możemy być jeszcze szczęśliwi?
Nagle do naszego stolika dosiadł się ktoś trzeci.
- Błagam, ratujcie - powiedziała zrozpaczona piętnastka Barcy. - Mam już dość tych fanek, uczepiły się a ja ich nie chcę.
Momentalnie razem z Jordim zaczęliśmy się śmiać.
- Mnie jakoś nie jest do śmiechu.
Brakowało tylko by naciągnął na głowę kaptur udając, że go tu nie ma.
- Która? - spytał boczny obrońca.
- Ta w różowej mini. Proszę! - patrzył na nas błagalnie.
Mój przyjaciel rozbawiony przeprosił mnie na chwilę i udał się w kierunku namolnej dziewczyny.
- Dzięki Bogu! - krzyknął Bartra z szerokim uśmiechem i napił się swojego drinka.
Patrzyłam na niego marszcząc brwi. Ciemne włosy postawione do góry nie posiadały ani grama żelu, różowa koszulka dodawała mu niesamowitego uroku, a zielone oczy wertujące parkiet potrafiły oczarować nawet najmniej skłonną do flirtów kobietę. W tym przypadku byłam nią ja. Cholera!
~~§~~
Cieszę się, że w ogóle udało nam się dodać ten rozdział.
Sueños ma małe komplikacje w szkole, a mój transfer internetu się skończył i żyje na jakiś resztkach :(
Ale dajemy jakoś radę. :3 Rozdział nam się bardzo podoba, mi w szczególności, bo pojawił się mój Misio! <3 Uciekam jeść świąteczne ciasta.
Buziaki!
Ines i sueños
Ale dajemy jakoś radę. :3 Rozdział nam się bardzo podoba, mi w szczególności, bo pojawił się mój Misio! <3 Uciekam jeść świąteczne ciasta.
Buziaki!
Ines i sueños

mmmm, witamy Bartra!
OdpowiedzUsuńIsco jak świnia, poszedł sobie balować z inną... ;___;
czekam na kolejny! <3
Jak ja się cieszę, że jest kolejny rozdział! Wy jesteście po prostu GENIALNE!!! <3 Już się nie mogę doczekać nexta i rozwoju sytuacji. Buziaki i weny ;*
OdpowiedzUsuńMarciuś! Mel będzie miała spore problemy. Kurde, szkoda, że Isco nie wykorzystał tej sytuacji i nie podszedł do swojej ukochanej :c Opis przebiegu meczu był świetny. Czułam, jakbym była tam na trybunach (a prawda jest taka, że nigdy nie byłam na żadnym meczu :c ).
OdpowiedzUsuńCo jeszcze mogłabym powiedzieć? Stęskniłam się! Blog jest świetny i dobrze mi się czytało.
Czekam zatem na kolejny rozdział, oby pojawił się szybko. Buziaki ;*
No, ładny rozdział. Opis meczu mi się bardzo podoba, a na końcu gify... i to spojrzenie Bartry. Ładnie :D
OdpowiedzUsuńRozdział zasługuje na Oscara XD bardzo lubię Albe w tym opowiadaniu jest taki przyjacielski, zabawny, kochany. No wszystko w jednym ;D I jest Marc, a myślałam, że już się do nie doczekam. ;D
OdpowiedzUsuńBuźka! ;*
No dałam siebie wkręcić ;) =D podobają mi siebie i zostaję ;)
OdpowiedzUsuńBartra! I to mi się podoba! Nareszcie opowiadanie, w którym został opisany tak jak ja go sobie wyobrażam :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Niezła robota dziewczyny, to chyba mój ulubiony blog o piłkarzach Realu i Barcy :)
Pozdrawiam :*