niedziela, 22 marca 2015

Rozdział II

Wściekła zacisnęłam palce na nadgarstku bruneta, wbijając paznokcie w jego skórę. Przymknęłam powieki w wyrazie furii. Już wiedziałam, że nie spełnię jego prośby. Nie uniknę kolejnej kłótni z obrońcą. On z kolei powinien się nauczyć, że my w jednym pomieszczeniu jesteśmy jak prawdziwa bomba. Nie do zatrzymania. Każda konfrontacja skończy się wybuchem i tyle. Powinniśmy więc unikać podobnych sytuacji, ale jak widać przyjaciele tego faktu zrozumieć nie potrafią.
- I co zrobiłaś idiotko?! - warknął wściekły Sergio.
Zmierzyłam wzrokiem jego nadętą posturę powstrzymując chęć przywalenia mu w twarz.
- Ja?! To ty wlazłeś na parkiet z piciem niczym ostatni kretyn, którym bez wątpienia jesteś!
- Kurwa, mój dom, mogę w nim robić, co mi się podoba! - teatralnie przewróciłam oczami. Najchętniej pokazałabym mu środkowy palec i wyszła frontowymi drzwiami na odchodnym rysując karoserię jego ukochanego Ferrari. - Myślisz, że skoro zakręciłaś sobie Isco wokół palca wszyscy będą się przed Tobą kłaniać?! - krzyknął jeszcze, przykuwając uwagę gości.
- Jesteś pierdolonym, życiowym nieudacznikiem, który nie potrafi uszanować zdania innych osób! Dokładnie to myślę! - syknęłam wyrywając dłoń z uścisku Andaluzyjczyka. 
Przeszłam kilka kroków w kierunku najbliższego stołu, złapałam pierwszy lepszy kieliszek i wylałam jego zawartość na koszulę stopera.
- Pieprz się Ramos!
Zawodnik Królewskich zrobił się czerwony ze złości niczym plama na białym materiale opinającym jego umięśnione ciało. Jakim cudem Pilar związała się z kimś równie okropnym?!
- Na Twoim miejscu uważałbym wypowiadając takie słowa. Możesz nieźle pożałować cukiereczku.
- A co, zerżniesz mnie w garażu niczym skończony dupek?! - zaśmiałam się, krzyżując ręce na piersiach. Niemal kipiałam narastającą z każdą chwilą frustracją.
- Gdybym mógł już dawno bym to zrobił - warknął. - Nie rozumiem, co on w Tobie widzi. Jesteś tępą zdzirą.
- Ha! I mówi to osoba pragnąca seksu z dziewczyną najlepszego przyjaciela!
- Zamknij się! - syknął, mocno chwytając mnie za nadgarstek.
Próbowałam się wyrwać, jednak niewiele to dało. Z desperacją spojrzałam w stronę Francisco. Stał patrząc na tą sytuację lekko osłupiały. Nie próbował mi pomóc.
- Nie mam najmniejszego zamiaru tego zrobić! - odparłam wyprostowując się ze łzami w oczach wywołanymi słowami, które za kilka sekund miały wyjść z moich ust. - Skoro pragniesz upojnej nocy ze mną w roli głównej, proszę bardzo! Znajdź mi tylko wygodną sypialnię w tym swoim przytulnym domku.
- Czy ty naprawdę nie rozumiesz polecenia 'zamknij się'?!
- Odezwał się ten, którego każdy chce słuchać! - wybuchłam dając upust emocjom. - Zarozumiały kretyn bez krzty charakteru.
Zacisnęłam zęby, dławiąc się nadmiarem słonej wody. Moje ciało drżało z bólu, którego za nic w świecie nie potrafiłam opanować. Coś jakby przygniotło mi żołądek i podkręciło bieg sercu. Płakałam wewnętrznie. Cierpiałam. Kajałam się w prawdziwym smutku nie mogąc uwierzyć w zachowanie własnego chłopaka. Nie zrobił nic, kompletnie nic. Miał w dupie zachowanie Ramosa, to jak się teraz czuję.
- Obaj - zdesperowana wskazałam na Isco. - Jesteście siebie warci! Jebane sukinsyny.
Wściekła, nie patrząc na nikogo przedarłam się przez tłum gości i ocierając zaczerwienione policzki wybiegłam z domu piłkarza. Wszystko się we mnie gotowało. Chwilę trwało zanim zorientowałam się, że z nieba leci rzęsista mżawka. Mimo wszystko nie miałam najmniejszego zamiaru wracać. Słyszałam wrzaski Pilar wytykającej chłopakom karygodne zachowanie. Nie obchodziło mnie to. Pragnęłam jedynie uciec jak najdalej, byleby nie mieć do czynienia z żadnym z nich. Nigdy więcej!
Usiadłam na krawężniku chowając głowę miedzy kolanami. Tusz na mojej twarzy mieszał się z deszczem i łzami, ubrania zaczęły przylegać do ciała pod wpływem wilgoci, a do niedawna dobrze ułożony kok rozleciał się pozostawiając po sobie parę wsuwek na chodniku. Ciemna dziura. Jedynie to określenie przychodziło mi na myśl, gdy przywoływałam towarzyszące mi uczucia.
Miałam dość tego wieczora. Ramosa, Francisco. Miałam dość wszystkiego. Jedyne, o czym marzyłam to zapaść się pod ziemię. Było mi cholernie zimno, cała się trzęsłam. Słona ciecz spływała po moich policzkach, szyi i dekolcie. Nie miałam siły wstać i iść przed siebie. Tak bardzo chciałam się przytulić do uroczego bruneta, poczuć jego ciepło, szybko bijące serce. Być bezpieczną w jego ramionach. Ale on nie zrobił nic, by na to zasłużyć. Nie obronił mnie przed Andaluzyjczykiem, nie powiedział słowa, aby go powstrzymać. Po prostu stał i patrzył.
- Skarbie, proszę Cię!
Podniosłam głos w nadziei zobaczenia tak dobrze znanej i zarośniętej twarzy. Nic z tego. Na widok Pilar spazmy rozpaczy jedynie przybrały w sile.
- O co mnie prosisz? Dupek jeden - załkałam wtulając się w pierś przyjaciółki.
- Obie związałyśmy się z wyjątkowo paskudnymi typami - westchnęła gładząc moje zmoknięte plecy.
Próbowałam się uśmiechnąć, jednak wyszedł z tego jedynie bliżej nieokreślony grymas rozpaczy.
- Czemu nic mu nie powiedział? Pal sześć z Twoim, nie rozumiem zachowania Isco - wypaliłam zanosząc się płaczem. Na wspomnienie dzisiejszych wydarzeń robiło mi się niedobrze. Zaczynając od zbliżenia na kanapie, kończąc na oddaleniu w domu Rubio.
- To wie tylko on.
Zacisnęłam zęby w celu opanowania cierpienia, choć na chwilkę. Jedyne, czego byłam pewna to faktu, że nie mam najmniejszego zamiaru wracać do domu. Nie z nim.
Pilar wyjęła z kieszeni klucze i wcisnęła mi je do ręki.
- Tam się zawsze chowam po kłótni z Sergio. Zaraz zamówię Ci taksówkę. Zaszyj się i odpocznij - spojrzałam na nią lekko zdziwiona, ale byłam jej dozgonnie wdzięczna.
- Dziękuję - pocałowałam ją w policzek.
Przełknęłam ślinę zupełnie nie wiedząc, jak teraz potoczy się moje życie.


Opadłem na kanapę kątem oka sprawdzając godzinę. Trzecia trzydzieści. Zmarszczyłem brwi walcząc z obezwładniającą ilością alkoholu krążącą w moich żyłach. Chyba nigdy nie byłem równie pijany. Tym razem dałem upust wszelkim zahamowaniom. Potrzebowałem zapić wyrzuty sumienia władające moim ciałem. Nie odezwałem się. Nie pomogłem jej. Nie ochroniłem. Nadal wytykałem sobie bezmyślność tamtej chwili. Gdybym nie był takim debilem...
- Kurwa mać!
Uderzyłem pięścią w szklany stolik. Momentalnie rozleciał się na kawałki. Czując stróżkę krwi natarczywie spływającą wzdłuż dłoni, chwiejnie stanąłem na nogach. Muszę ją przeprosić. Błagać o wybaczenie! Wyjaśnić całą sytuację, choć kompletnie nie wiedziałem, jakich użyć argumentów.
Ruszyłem przed siebie skupiając całą uwagę na drzwiach sypialni. Potrząsnąłem głową ledwo unikając bliskiego spotkania z twardą podłogą. To nie był mój dzień. Wszedłem do pomieszczenia błądząc dłońmi po chłodnej ścianie. Usiadłem na brzegu łóżka wciągając w płuca dużą dawkę powietrza. Dopiero po opanowaniu bijącego niczym dzwon serca byłem w stanie wypowiedzieć jej imię.
- Mel?
Żadnej odpowiedzi.
- Melodie, proszę Cię! Odezwij się!
Nadal cisza. Powolnie się odwróciłem i próbowałem dostrzec zgrabną sylwetkę mojej ukochanej.
- Melodie - szepnąłem ponownie. Rękoma starałem się wybadać jej miejsce na łóżku. W ciemności nie widziałem nic, a ilość wypitego alkoholu mroczyła mnie jeszcze bardziej. Po jakimś czasie oczy przyzwyczaiły się do panującej czerni. Nie było jej. Wpadłem w kolejne osłupienie. To wszystko jeszcze do mnie nie docierało. Jeżeli nie ma jej tu, to gdzie ona jest? Zacząłem się martwić jak cholera. Moja mała odeszła? Nie, to nie może być prawda. Wściekły i jednocześnie zrozpaczony udałem się do łazienki po drodze zrzucając z siebie ubrania. Wszedłem pod prysznic, oblałem swoje ciało lodowatą wodą. Nadmiar procentów we krwi momentalnie przestał mi przeszkadzać. Jedyne, co czułem to złość na samego siebie. Byłem głupi pozwalając Ramosowi ją tak poniżać.
- Cholera! - krzyknąłem uderzając zranioną dłonią w ścianę.
Chociaż ona wcale nie była lepsza. Powiedzieć facetowi o zapotrzebowaniu seksualnym w towarzystwie własnego partnera to czysty idiotyzm. Nie myślałem, że coś może mnie naprawdę zranić. Do tamtego czasu. Obrazy upojnej nocy Hiszpanki ze stoperem wyryły w moim sercu porządny ślad nabierający coraz to wyraźniejszych skutków. Sam już nie wiedziałem, co robić. Powoli osuszyłem ciało ręcznikiem i nie trudząc się zakładaniem ubrań wyszedłem z małego pomieszczenia. Złapałem telefon wykręcając pierwszy lepszy numer. Miałem jedynie nadzieję, że nie trafię na Sergio.
Pierwszy sygnał, drugi, trzeci. W słuchawce rozległ się zaspany głos, który rozpoznałem na wstępie. Nie potrafiłem powstrzymać niemego westchnienia ulgi.
- Isco? Wiesz, która jest godzina?
Zaśmiałem się ironicznie przez łzy. Mocniej ścisnąłem komórkę w dłoni by nie rozwalić kolejnej martwej rzeczy znajdującej się w polu zasięgu.
- Przepraszam Jordi. Po prostu...
- Ty płaczesz?
"Nie, gram w bulę!"
Pokręciłem głową zirytowany.
- Nawaliłem. Melodie nie wraca do domu.
Chwila ciszy.
- Ramos?
- Aż tak przewidywalne? - spytałem siadając na kanapie. Spojrzałem w sufit przełykając głośno ślinę.
- Jak już się kłócicie to tylko o niego - westchnął. - No to, co tym razem odwalił?
Nie wiedziałem, od czego zacząć, ale po chwili się przełamałem. Opowiedziałem mu wydarzenia z całego dnia. Alba był najlepszym słuchaczem, jakiego znam. Zawsze potrafił coś poradzić. Wierzyłem, że i tym razem mi pomoże.
- Ja pieprze - skomentował krótko. - Kurwa, co ty odpierdoliłeś?!
Potrafił być też dosadny i szczery do bólu.
- Wiem, nie popisałem się. Ale... ale dlaczego tak powiedziała? - przegarnąłem dłonią swoje mokre włosy.
- Bo była wściekła idioto! Ty byś nie był?
Zmarszczyłem brwi kilkakrotnie mrugając powiekami. O tym nie pomyślałem.
- Może i bym był...
- Może? - zaśmiał się. Niemal widziałem grymas rozbawienia na jego twarzy. - Posłuchaj siebie samego! Ignorowałeś faceta wyzywającego Twoją dziewczynę od najgorszych! Na jej miejscu strzeliłbym Ci w pysk i uciekł. Jest miła, więc odpuściła sobie punkt numer jeden.
Prychnąłem. Melodie miła? Nie widział jej w stanie oszołomienia podczas potyczki słownej z Andaluzyjczykiem. To chyba najmniej trafne określenie, jakiego można było użyć.
- Teraz masz przyswoić każde wypowiedziane przeze mnie słowo, jasne?!
Pokiwałem głową czekając na odpowiedź. Po chwili zdałem sobie sprawę z własnej głupoty.
- Jasne - mruknąłem powstrzymując chęć trzepnięcia się w czoło.
- Nie szukaj jej, daj sobie spokój...
- Ale... - przerwałem mu zszokowany. Zwariował, czy był najzwyczajniej w świecie skończonym kretynem?
- Bez takich mi tu! Masz jej pokazać, że w gruncie rzeczy wcale Ci nie zależy. Zresztą już to zrobiłeś - skrzywiłem się bezwiednie. - Na El Clasico zakładasz bluzkę z najładniejszym miłosnym cytatem, jaki kiedykolwiek przeczytałeś! Ściągam ją tam, strzelasz bramkę z dedykacją i po sprawie.
Zaśmiałem się.
- To ma rozwiązać cały problem?
- Powinno. Dziewczyny zawsze rozczulają się, kiedy dedykuję im gole w ważnych meczach.
Westchnąłem zastanawiając się, czy w ogóle mam jakiś wybór.
- A jak nie pomoże?
- To wtedy zaczniemy się martwić - odpowiedział. - Teraz stary wybacz, ale pójdę spać. To, że pozwolę Ci strzelić bramkę nie znaczy, że zamierzam przegrać ten mecz. Do zobaczenia za kilka dni Isco. A, i pamiętaj, co Ci mówiłem - w jego głosie wyczułem szczery uśmiech.
- Dzięki Alba. Za wszystko - delikatnie uniosłem kąciki ust.
- Jeszcze nie dziękuj, podziękujesz jak wszystko się uda. Narka - rozłączył się, a ja opadłem na kanapę. Oby miał rację.

~~§~~
Szczerze to od wczoraj siedzę i myślę tylko o tym nadchodzącym klasyku. Strasznie boję się tego meczu, no ale nadal wierzę w wygraną. Bo kto jak nie my ma pokonać Barcelonę? :')
Dziękujemy za wszystkie komentarze spod poprzedniego rozdziału. Naprawdę miło czyta się takie opinie. A teraz muszę iść dalej zamartwiać się o nasz byt :)
Pozdrawiamy!
Ines i sueños

wtorek, 10 marca 2015

Rozdział I

Zatrzasnęłam za sobą drzwi mieszkania. Z uśmiechem rzuciłam torebkę w kąt, po czym zdjęłam niezbyt wygodne szpilki dając ulgę zmarnowanym stopą. Chyba nienawidzą mnie za to. Stawiając coraz to kolejne kroki na chłodnej podłodze weszłam do salonu. Chciałam zrobić mu niespodziankę, zawsze miałam nadzieję, że tym razem nic nie usłyszy. Westchnęłam, gdy jego głowa odwróciła się w moją stronę. Unosząc kąciki ust ku górze wstał, by móc objąć moje ciało niezwykle męskimi ramionami. Poddałam się. Nic nie działało na mnie równie kojąco.
- Mam nadzieję, że dzień minął w miarę przyjemnie - mruknął przenosząc dłonie trochę w dół, na talię.
- Dobrze, dostaliśmy nowe zlecenie - odpowiedziałam z uśmiechem. Pracowałam jako designerka. Razem z przyjaciółmi mieliśmy biuro w centrum Madrytu, z widokiem na Gran Via. - A jak było na treningu skarbie?
- Carlo dał nam znowu popalić. Wchodzimy w decydującą fazę sezonu, wiesz jak to jest.
- Wiem słońce. Ale dasz sobie radę, wierzę w Ciebie - cmoknęłam go w malinowe usta.
- A czy za ten wysiłek dostanę jakiś prezent od mojej pięknej dziewczyny? - uśmiechnął się cwaniacko.
- Mogę Ci zrobić naleśniki.
Ledwo powstrzymywałam się od śmiechu.
- Wiesz, że je uwielbiam, ale w tym momencie miałem co innego na myśli - szepnął, po czym wsunął swoje ciepłe dłonie pod moją brzoskwiniową bluzeczkę.
- Tak? 
Uniosłam lekko brwi i zaczęłam rozpinać guziczki jego koszuli. Po chwili zrzuciłam z niego cienki materiał. Momentalnie spojrzałam na umięśniony brzuch. Nogi od razu przybrały postać waty cukrowej. Uwielbiałam ten widok, mogłabym całymi dniami się w niego wpatrywać. Był moim ideałem, powalał mnie jego uśmiech, piękne, hiszpańskie oczy, kasztanowe włosy. W moim życiu pojawił się tak nagle, przez istny przypadek. Zupełnie niespodziewanie. I muszę przyznać, że jest to najlepiej wspominana chwila, jaką dotąd zafundował mi nie zawsze sprawiedliwy los.
Isco chwycił materiał mojej koszulki i jednym ruchem ją zdjął. Lekko mnie uniósł i wtedy oplotłam nogami jego biodra. Ciepłe wargi jeszcze chwilę tamu delikatnie muskające moje usta zeszły na szyję. Czułam fale gorąca zalewające moje ciało, brakowało mi powietrza, ale nie miałam najmniejszego zamiaru odrywać się od niego z tak beznadziejnego powodu. W tej chwili on był źródłem życiodajnej energii. Rozpinając haftki koronkowego stanika nie był nawet świadom, jak bardzo brakowało mi takich chwil. Wyjazdy służbowe, mecze, praca i spotkania towarzyskie... To wszystko dobijało mnie doszczętnie. Związek z piłkarzem do najłatwiejszych nie należał. 
Zaśmiałam się, kiedy przejechał językiem po skórze dekoltu. Skierował kroki ku sypialni, jednak chwilę później przystanął patrząc w moje oczy. 
- Nie wypróbowaliśmy jeszcze kanapy w salonie, idziesz na to? 
Czerwieniąc się przytaknęłam głową. Nie liczyło się miejsce. Czas również nie miał większego znaczenia. Ważne było uczucie, którym darzyliśmy siebie nawzajem.

Stojąc przed lustrem poprawiałam dość niechlujnie spiętego koka. Naburmuszona wsunęłam we włosy ostatnią spinkę i spryskałam je bezbarwnym lakierem. Gdyby moja złość miała ciało, z pewnością nie zmieściłaby się na terenie tego apartamentowca.
Stanęłam przed szafą i jak zawsze nie wiedziałam w co się ubrać. Mimo imprezy z dość pokaźną liczbą gości w ogóle nie zależało mi na wyglądzie. Najchętniej zostałabym w domu, przed telewizorem, z dobrą komedią. Wizja spotkania Ramosa doprowadzała mnie do szaleństwa. Na samą myśl robiło mi się niedobrze. Każda konfrontacja ze stoperem Los Blancos kończyło się wielką kłótnią. Żyliśmy niczym pies z kotem. On nie zamierzał odpuścić, ja tym bardziej. Zawsze był przeciwny mojemu związkowi z Isco i nigdy nie ukrywał, że mnie nie lubi.
W końcu zdecydowałam się na czarne, cekinowe spodenki i krótką, białą bluzkę. Na nogi założyłam wysokie szpilki, a w rękę złapałam pierwszą lepszą kopertówkę, do której wrzuciłam najpotrzebniejsze rzeczy. Gotowa stanęłam w salonie przed Isco ubranym w błękitną koszulę i jeansy. 
- Kotek, uśmiechnij się. No proszę - mruknął, chwytają mnie za rękę. Kilka sekund później przyciągnął delikatnie do siebie. 
- Tak lepiej? - zapytałam, sztucznie unosząc kąciki ust. On tylko westchnął głęboko i wziął kluczyki do ręki. 
- Zrób to dla mnie.
Wywróciłam oczami krzyżując ręce na piersi. Opuszkami palców ratowałam torebkę przed upadkiem na podłogę, co musiało wyglądać naprawdę komicznie. Zdesperowana, widząc błaganie w oczach Alarcóna ruszyłam przed siebie udając wielce obrażoną. Przynajmniej miałam nadzieję, że tak to wszystko wygląda. 
- Nigdy nie zmuszałam Cię do spotkań z Cassie, kiedy tu mieszkała - wytknęłam natarczywie wciskając przycisk od windy. Jak na złość nie chciała przyjechać. 
- Twoja siostra to zupełnie inna historia.
- Jak inna? Uznajesz go za brata, więc czemu moje rodzeństwo powinno być traktowane odmiennie? - spytałam głosem przepełnionym jadem. Miałam ochotę krzyczeć i płakać, stać się na chwilę dzieckiem, któremu takie zachowania są wybaczane. Wszystko, byleby uniknąć okropnej konfrontacji z Andaluzyjczykiem. 
- Bo Cassandra to wredna su...
- Nie kończ! Zresztą, lepiej już nic nie mów. 
Pokręciłam głową i uradowana stwierdziłam, że metalowe drzwi się rozsunęły. Weszłam do małego pomieszczenia nerwowo stawiając kroki. Potknęłam się w najmniej odpowiednim momencie. Jak zwykle. Isco złapał mnie w ostatniej chwili mrucząc słowa, których nie miałam zamiaru słuchać. Uwalniając się z jego uścisku stanęłam na nogach, odwróciłam się tyłem i skrzyżowałam ręce na piersiach. Po chwili poczułam jego ręce na swoich biodrach. Dlaczego ta winda nie może jechać szybciej?! Wiedziałam, że zaraz pęknę i nie będę w stanie się na niego gniewać. 
Na moje szczęście metalowe drzwi otworzyły się i od razu ruszyłam w stronę czerwonego, sportowego wozu. Pomocnik Królewskich otworzył drzwi od strony pasażera, a ja bez patrzenia na niego wsiadłam, po czym trzasnęłam nimi wyrażając wyimaginowaną złość. Momentalnie spojrzałam w okno, kiedy brunet zasiadł za kierownicą. Chciałam mu pokazać, że zadzieranie z taką dziewczyną jak ja nie kończy się dobrze.
Silnik zamruczał. Wyjechaliśmy na ciemne o tej porze ulice Madrytu z dość kiepską atmosferą panującą wewnątrz pojazdu. Wpatrywałam się w obrazy migające za przyciemnianą szybą udając silne zainteresowanie. Doskonale znałam każde z tych miejsc, nie musiałam się im przyglądać, by później wrócić do nich pamięcią.
- Skarbie, nie złość się tak!
Zignorowałam go. Kątem oka zauważyłam jego ciemne oczy lustrujące moją napiętą sylwetkę.
- Melodie, no błagam! Sergio to nie pies, nie ugryzie Cię!
Zrezygnowana pokręciłam głową i spojrzałam na niego wściekłym wzrokiem.
- Ale jest bydlęciem, którego nie mam zamiaru oglądać! - syknęłam, zaciskając dłonie w pięści.
- Przesadzasz - westchnął umiejętnie parkując na podjeździe przyjaciela. Fuj, jak to okropnie brzmi!
- Nigdy nie przesadzam, zapamiętaj to sobie! - odparłam, po czym natarczywie otwierając drzwi wysiadłam z samochodu. Miałam zamiar uciec do ogrodu, jednak piłkarz ujął moją dłoń w swoją. Drugą ręką obrócił tak, bym patrzyła mu w oczy i delikatnie, opuszkami palców musnął skórę mojej twarzy. Zadrżałam.
- Wiesz, że nienawidzę tu przyjeżdżać.
- Wiem, ale mimo wszystko wierzę w wasze dogadanie się.
Odgarnął niesforny kosmyk moich włosów i delikatnie się uśmiechnął.
- Wierzysz w bajki? Jestem tu tylko i wyłącznie dla Ciebie - powiedziałam z cieniem uśmiechu wywołanym iskierkami tańczącymi w jego cudownych, ciemnych tęczówkach.
- Doceniam. Jednak proszę, spróbuj się dzisiaj z nim nie kłócić.
- Zawsze próbuję. I zawsze kończy się dokładnie tak samo.
Westchnął głęboko, po czym ściskając moją dłoń zaprowadził pod wejściowe drzwi. Bez pukania weszliśmy do środka, bowiem najczęściej i tak były otwarte. Radosną atmosferę dało się wyczuć na wstępie - grała głośna muzyka, goście zabawiali się w najmniejszych zakątkach posiadłości. Niektórzy siedzieli na kanapie, inni zajęli wyspę w kuchni. Krocząc przed siebie witaliśmy coraz to nowych piłkarzy wraz z ich godnie prezentującymi się partnerkami. Po chwili podeszliśmy do gospodarza, któremu mina zrzedła na mój widok.
- A ona co tu robi? - wybuchł od razu.
- Nie martw się, też nie skaczę z radości na Twój widok - syknęłam, mając nadzieję, że wredota słyszalna w moim głosie nie jest zbyt mała.
- Sergio, Melodie jest moją dziewczyną więc to chyba logiczne, że przyszła ze mną - wyjaśnił spokojnie pomocnik cały czas mocno ściskając moją dłoń.
- Ale ja jej tu kurwa nie zapraszałem!
Dostrzegłam, jak jego mięśnie momentalnie się napinają. Postanowiłam nie reagować i szepcząc mojemu chłopakowi jedno słowo na ucho, udałam się do stołu zajętego przez ukochane dziewczyny.
- Chyba muszę przeprowadzić z nim porządną rozmowę - westchnęła Pilar patrząc na mnie przepraszającym wzrokiem.
- Ile takich rozmów już prowadziłaś? Tysiąc? Ani ja, ani on się nie zmieni - stwierdziłam siadając na krześle. Miałam ochotę bić pięściami w co popadnie, jednak po wyobrażeniu sobie litościwych twarz zgromadzonych tu ludzi opamiętałam się.
- Mel ma rację. Gdy kogoś znielubi, nie ma mocnych. Przypomnij sobie chociażby konfrontację z Franckiem - mruknęła Daniela uważnie śledząc ruchy swojego męża tańczącego z nastoletnią studentką. Zaśmiałam się widząc jej aksamitne dłonie powoli zaciskające się w pięści, kiedy James objął dziewczynę w talii. - Nie uważacie, że przesadza?
- Odegraj się! - rzuciłam wzruszając ramionami. - Alvaro! Mamy zadanie dla Ciebie!
Młody, ale niezwykle atrakcyjny zawodnik Castilli, który momentalnie złapał dobry kontakt z idiotom Ramosem podszedł do stolika cały rozpromieniony. Przywitał się składając na policzku każdej z nas nic nieznaczący pocałunek, po czym stanął naprzeciw mnie.
- Coś się stało?
- Dan chce z Tobą zatańczyć, tylko tyle - powiedziałam wskazując na przyjaciółkę.
Wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem, gdy jego oczy przybrały wielkość spodków do kawy. Głośno przełykając ślinę wyciągnął zaczerwienioną Kolumbijkę na parkiet specjalnie stając blisko jej ukochanego.
- Będą z niego ludzie, przekonacie się! - skomentowała Jessica pociągając łyk alkoholu z czerwonej szklanki. Jej zazdrość nie groziła. Kroos siedział pod ścianą z Varanem zacięcie mu coś tłumacząc.
Niedługo potem obok nas pojawił się uśmiechnięty Isco i kucnął by móc spojrzeć w moje oczy.
- Zatańczysz? - zapytał podając rękę.
Widziałam znaczące spojrzenia przyjaciółek, więc bez słowa wstałam i ruszyłam za Alarcónem na parkiet. Z głośników zaczęła płynąć wolna, romantyczna piosenka. Poczułam ręce piłkarza na swojej talii. Delikatnie przysunęły mnie do niego. Oplotłam ramionami jego szyję i zaczęliśmy się bujać w rytm muzyki.
- Nie gniewasz się już?
- Nienawidzę się z Tobą kłócić. To najgorsza rzecz na świecie. Ale nie potrafię znosić tego pustaka.
- Jak omijacie się szerokim łukiem to nawet nieźle wam idzie - powiedział z uśmiechem. - Wynagrodzę Ci to jakoś, obiecuję skarbie. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też Isco. Przepraszam.
Cmoknęłam go w ciepłe, malinowe usta. Mocno mnie przytulił i szepcząc do ucha komplementował mój wygląd sprawiając tym samym, że zalewały mnie fale przyjemnego gorąca. Przetańczyliśmy chyba trzy piosenki. Nawet nie pamiętam.
Nerwowo zrobiłam krok do tyłu. Poczułam męskie ciało niefortunnie wpadające w moją kruchą sylwetkę i wylewającą się zawartość kieliszka na nową bluzkę.
- Idioto! - krzyknęłam odciągając mokry materiał od wilgotnej już skóry. Zniesmaczona, ale i wściekła podniosłam wzrok na stojącego przede mną mężczyznę. No tak, Ramos. Kogo innego można się było spodziewać?


~~§~~
Lubię ten rozdział, zresztą jak wszystkie napisane z sueños! <3
Nie będę się rozpisywać, nie mam dzisiaj do tego głowy. Cały czas rozpaczam na przyszłym ojcostwem Marca. Moje serce krwawi, mój Misio! :'c
Tak więc zostawiam was z Isco i Sergio.
Do następnego!
Ines i 
sueños


niedziela, 1 marca 2015

Prolog

Kochanie!
  Nie jestem pewna, czy mogę się do Ciebie zwracać w taki sposób. Przepraszam, nie umiem inaczej. To tylko głupi nawyk po dwóch latach wspólnego życia, zwykłe przyzwyczajenie. Chyba...
  Zawsze myślałam, że będziemy razem do końca. Przejdziemy ciężką drogę na ziemi trzymając się za ręce, ciesząc własnym towarzystwem, co jakiś czas skradając czułe pocałunki,  uważając, by nikt nie zabrał nam tego przeklętego szczęścia. Tymczasem wyszło zupełnie na przekór. Ty jesteś z nią, a ja... chyba doskonale wiesz, co chcę tutaj napisać. Do tamtego dnia myślałam, że jesteś jedyną osobą, która gości w moim sercu. Tego wieczoru coś we mnie pękło. Stanęła na naszej drodze niczym mur, nie chciała odpuścić. Nie dziwię się. Posiadać kogoś takiego jak Ty niemalże na wyłączność to prawdziwe wynagrodzenie od losu przyznawane jedynie nielicznym. Byłeś moim dopełnieniem, przeciwieństwem, kimś niezwykle wyjątkowym. A ja tak głupio cię straciłam. Jedna kłótnia, jedno nieporozumienie doprowadziło do tego, aby każdy ruszył swoją własną drogą. I już nie wrócił.
  Teraz patrzę na Ciebie w gazetach czując łzy spływające po policzkach. Nigdy nie myślałam, że nasze rozstanie może tak boleć. Widzę Twoją uśmiechniętą twarz, dłonie delikatnie ułożone na jej brzuchu skrywającym coś, o czym zawsze marzyłeś. Dumę rozpierającą całe ciało, wyrażającą zadowolenie z przyszłego ojcostwa.
 Już wiem, że odszedłeś na zawsze. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Ci szczęścia. Powodzenia mój kochany. Na zawsze pozostaniesz w moim sercu. 
Twoja...
Zdesperowana ukryłam twarz w dłoniach nie mogąc powstrzymać wody spływającej po policzkach. Długopis jeszcze chwilę temu kreślący coraz to kolejne słowa na śnieżnobiałej kartce papieru z hukiem upadł na podłogę wprawiając mnie w jeszcze większy stan otępienia. Po co ja to w ogóle piszę? 
Przetarłam łzę, złożyłam zapisaną kartkę na pół i schowałam w najgłębszą szufladę biurka.
On nigdy nie może tego przeczytać. Nigdy!

~~§~~
Nowy miesiąc, rusza nowe opowiadanie :')
W sumie, zaczęłyśmy tworzyć razem przez przypadek. Spontanicznie rzuciłyśmy pomysł i tak wyszło, że mamy już napisaną, wydaje mi się 1/5 spokojnie. A padło na Isco (na życzenie sueños) i Marca (na życzenie Ines). Połączenie naszych dwóch różnych i odmiennych światów wychodzi nam lepiej niż przewidywałyśmy. Wiecie, Barca + Real = mieszanka wybuchowa ;)
Zapraszamy do czytania i komentowania! Oraz dodawania się do zakładki informowani czy do obserwowania. 
Pragniemy też podziękować Reporto za prześliczny szablon!
Do następnego! 
Ines i sueños