środa, 23 grudnia 2015

Rozdział XI

Pustka ogarniająca mnie od środka... Tego nie dało się opisać. Szybko bijące serce uzupełniało się z drżącymi dłońmi, nie dając mi możliwości odpalenia samochodu. Byłem zbyt roztrzęsiony. Po moich policzkach stróżkami spływały łzy, dając praktycznie nieodczuwalną ulgę i przypominając jednocześnie o wydarzeniach sprzed kilku chwil. Jak ona mogła? Dlaczego mi to zrobiła? Cała masa pytań nie chciała dać mi spokoju, wpędzając tylko w jeszcze większe poczucie bezsilności.
Ale nie miałem zamiaru się poddać. Użalanie się nad sobą nie posiadało najmniejszego sensu. Przecież od dłuższego czasu coś podejrzewałem, dzisiaj dostałem po prostu potwierdzenie własnych teorii. Dlatego uniosłem głowę, rękawem starłem z twarzy słoną wodę i wysiadłem z auta. Kierując się ku wyjściu z parkingu wyjąłem z kieszeni telefon, by wystukać wiadomość tekstową do Raquel. Nagle odczułem okropne wyrzuty sumienia, że dopiero teraz miałem zamiar jej odpisać.
"Zapraszam na kawę. Za pół godziny na Plaza de España?"
Cicho westchnąłem, gdy dostałem twierdzącą odpowiedź. Usiadłem na ławce i czekałem na przybycie niedawno poznanej Hiszpanki. To wszystko było pewnego rodzaju terapią dla mnie. Zaczynałem rozumieć, że Melodie została zabrana już jakiś czas temu. Oszukiwałem się, że coś miedzy nami jest. Tak naprawdę żadne z nas nie potrafiło przyznać się przed samym sobą, że to co było już nie istnieje. Nie potrafię patrzeć na nią tak jak kiedyś, nie umiem inaczej.
- Nad czym tak rozmyślasz? - usłyszałem jedwabisty głos Raquel i podniosłem wzrok. Hiszpanka delikatnie sie uśmiechnęła, siadając obok. - Cześć - dodała, po czym pocałowała mnie w policzek. Wyglądała przepięknie, długie, kasztanowe włosy opadały na kremowy sweter, oczy podkreślał delikatny makijaż, a krwistoczerwona szminka podkreślała jej piękne, pełne usta - Przepraszam, że cię tak z domu wyciągnęłam. Wiem, że masz dziewczynę i w ogóle, ale nie wiedziałam, co mam robić. Zatrzymałam się w hotelu, ale tam tak pusto i cicho. Isco mam nadzieję, że się nie gniewasz.
- Nie, coś ty - odpowiedziałem cicho i tępo spojrzałem na swoje buty - Rozstałem się z Melodie.
Zaskoczona Raquel zakryła usta i delikatnie pisnęła.
- Tak mi przykro - wyszeptała i położyła dłoń na moim ramieniu.
- Zdradziła mnie. Z pieprzonym Bartrą! - krzyknąłem, a w oczach znów zawitał słony płyn.
- Spokojnie - powiedziała, przytulając mnie. - Wiem, że boli, ale minie. Obiecuję.
- Kochałem ją, tak bardzo, a ona... - mój głos się załamał, nie potrafiłem tego powiedzieć. Starałem się być silny, ale nie umiałem. Czułem się jak mały chłopiec w piaskownicy, któremu ktoś zabrał ukochaną zabawkę.
- Spójrz na mnie - wyszeptała i chwyciła moją twarz w dłonie - Jeżeli tak postąpiła, to znaczy, że nigdy na ciebie nie zasługiwała - patrzyła na mnie swoimi pięknymi oczami, sprawiającymi, że cała złość w jednej chwili ulatywała z delikatnym wiatrem.
Spuściłem wzrok, starając się nie rozpłakać. Nie mogłem tego zrobić przy niej. Skoro trzymała się twardo po w gruncie rzeczy gorszych wydarzeń, dlaczego ja miałbym się załamać? Czy Melodie była warta całej nagonki, cierpienia i starań, jakie włożyłem w nasz związek? Czy kiedykolwiek szczerze mnie kochała? Zaczynałem w to powątpiewać.
- Masz rację - wyszeptałem, nerwowo ruszając nogą.
W mojej głowie natomiast pojawiła się pewna szalona myśl. W tej chwili potrzebowałem kogoś, kto z impetem pchnie mnie do przodu jednocześnie nie pozwalając stoczyć się na dno. Osoby będącej w stanie podać drugiemu człowiekowi pomocną dłoń i rozbroić go promiennym uśmiechem nawet w najcięższych życiowych momentach, gdy ona sama doświadczała wywrócenia się dotychczasowej codzienności o sto osiemdziesiąt stopni. Potrzebowałem kogoś takiego, jak Raquel...
- Widzisz? Już jest lepiej - brunetka w geście pocieszenia złapała moje kolano, delikatnie się uśmiechając. Robiła to, czego teraz tak bardzo potrzebowałem. - Co powiesz na małe lody? Znam tutaj niedaleko...
- Zamieszkaj ze mną.
Kątem oka widziałem, jak zamarła, pozostawiając uniesioną rękę wskazującą drogę do cukierni.
- Ale...
- Powiedziałaś, że nie masz gdzie mieszkać, a ja nie chcę zostać sam - powiedziałem pewnie. 
- Isco, nie mogę. Ty musisz sobie to wszystko ułożyć, tyle się zmieniło w twoim życiu, ja nie chcę w nie wchodzić ze swoimi kłopotami. 
- Raquel. - Chwyciłem ją za rękę i spojrzałem w brązowe oczy. - Masz rację, w moim życiu zaszły duże zmiany. Melodie już nie ma i nie chcę zamknąć się sam w czterech ścianach, ciągle myśleć, co zrobiłem źle. Chcę żyć dalej, bez niepotrzebnych wspomnień. Ty zakończyłaś pewien rozdział, ja też, więc dlaczego by nie zacząć czegoś nowego razem? 
- Myślisz, że to dobry pomysł? 
- Nie mam w tym momencie lepszego. Chodź na te lody - dodałem z uśmiechem i po chwili objąłem ją ramieniem. 
Nie byłem pewny, czy dobrze robię. Mel dopiero się wyprowadziła, a ja już ściągam do siebie Raquel. Ale w sumie co mnie obchodzi co pomyślą inni, co napisze prasa czy co powie Ramos albo Iker. To moje życie, mogę w nim robić to co ja chcę, a czy jest to słuszne to inna sprawa.

Po kilku dłużących się godzinach spędzonych w pociągu dojechałam do Barcelony. Ciągnąc walizkę po równej nawierzchni chodnika przemierzałam kolejne metry, starając się wyplenić z głowy parszywe myśli o Isco. O tym, co mogłam zrobić lepiej. Czemu zapobiec. Nawiedzały mnie wspomnienia wspólnie spędzonych, radosnych chwil oraz wszystkich drobnych sprzeczek, po których zawsze przepraszał, bo za bardzo mu na nas zależało. Na mnie zależało...
Ocierając rękawem spływającą po policzku łzę wyrażającą ściskający od środka ból, stanęłam przed drzwiami Jordiego, które kilka minut po naciśnięciu przeze mnie dzwonka, otworzyły się. Widząc moją zapłakaną twarz, rozmazany makijaż oraz zaczerwienione policzki, natychmiast wpuścił mnie środka i mocno przytulił. Nie zadawał zbędnych pytań, nie prosił o wyjaśnienia. Wszystkiego domyślił się w jednej chwili. Powiedział, że mogę zostać jak długo tylko będzie trzeba. Nic więcej nie chciałam. W geście podziękowania pokiwałam głową, mocniej wtulając twarz w jego rozgrzaną klatkę piersiową. Dopiero wtedy zrozumiałam, że był prawdziwym przyjacielem, który nie odwrócił się, chociaż mógł.
- Wszystko będzie dobrze - szepnął, uspokajająco gładząc mnie po włosach. - Będzie dobrze.
Chciałam w to wierzyć.

Minęło kilka dni. Nie wiedziałam dokładnie, ile. Nie liczyłam.
Jordi nie pozwalał, bym się zamartwiała. Pragnął przywrócić mi dawne życie z uśmiechem na twarzy, ale nie potrafiłam tak. Czułam do siebie wstręt, nie umiałam spojrzeć w lustro z obawy przed ujrzeniem czarownicy niszczącej wszystko dookoła. To, co kiedyś przynosiło jej samej niepochamowane dozy szczęścia. Gdy szłam do łóżka z Bartrą wiedziałam, co robię i jakie mogą być tego konsekwencje, ale nie zdawałam sobie sprawy, jak to wszystko wpłynie na moją pozornie poukładaną, do bólu przewidywalną codzienność. Teraz, gdy kolejny raz budzę się sama, bez ukochane u boku będącego dla mnie niemal wszystkim, co miałam, zdaję sobie sprawę, ja wielki błąd popełniłam. Wiem, że tego nie da się naprawiać. Isco mi nie wybaczy i rozumiem go. Zawiodłam jego zaufanie, jego miłość. Nie wiem, co sobie w tą pamiętną noc myślałam. Że się nie wyda? Że nikt nigdy się nie dowie? Jestem zbyt słabą aktorką, żeby to wiecznie ukrywać. Opętały mnie zbyt wielkie wyrzuty sumienia.
Miałam wszystko. Cudownego faceta, piękny dom, fajną pracę i plany na przyszłość. A teraz przez swoją głupotę, straciłam to.
Usłyszałam ciche pukanie, po chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich zatroskany Jordi. 
- Śpisz? - zapytał. 
- Nie, nie mogę - odpowiedziałam, przecierając mokre policzki. 
- Wiesz, że te łzy nic nie dadzą. - Podszedł bliżej i usiadł na skraju łóżka. Chwycił mnie za rękę, po czym mocno ją ścisnął. 
- Tęsknię za nim - wyszeptałam. Kolejne łzy spłynęły mi po policzkach. 
- Mel... - przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Potrzebowałam tego, poczucia, że ktoś ze mną jest. - Nie płacz już - dodał i pogłaskał mnie po plecach.
Zacisnęłam pięści na jego koszulce idealnie opinającej wyrobione przez grę w piłkę mięśnie.
- Ostatnio myślałam, co by było, gdyby. - Zaśmiałam się kwaśno, wpatrując w przestrzeń. - Gdybyśmy mieli dziecko, którego tak bardzo chciał. Gdybym od początku normalnie traktowała Ramosa, nie wtryniając się mu w drogę. Gdybym na samym początku wyznała mu prawdę. Gdybym była z nim szczera... - Przełknęłam ślinę, starając się nie zakrztusić własnymi słowami. - Myślisz, że bylibyśmy jeszcze razem? Ten związek w ogóle miał jakąkolwiek przyszłość? 
- Nie wiem. Zawsze uważałem, że nie ma lepiej dobranej pary niż wy. Za każdym razem, gdy gdzieś jeździliśmy, nie widzieliście świata poza sobą. Po cichu czekałem na telefon, że zostanę wujkiem czy świadkiem na waszym ślubie. Myślałem, że nic nie jest w stanie was rozdzielić. Byliście jak dwie połówki jabłka. Mel, gdybanie nic teraz nie zmieni. Nikt nie wie, co by było, gdyby. Nie wiem co mam ci powiedzieć, nigdy nie sądziłem, że coś takiego się zdarzy. Musisz być silna.
Pytanie, czy potrafiłam taka być.
 
od autorek: Wesołych Świąt wszystkim!!! :')