niedziela, 24 maja 2015

Rozdział VI

Sardynia. Piękne, lazurowe morze. Jasny, miękki piasek. I cudowne zatoczki dające szanse nurkowania. Po kilku godzinach spędzonych na wyspie można było poczuć się jak w raju. Dosłownie! Własnym, małym, prywatnym królestwie z przepiękną pogodą oraz jedynym facetem, którego kochałam nad życie. Nikt nie znaczył dla mnie aż tyle, nigdy nikogo nie pragnęłam równie mocno. Ale z każdym otrzymanym pocałunkiem myślałam jedynie nam dopuszczoną zdradą. Nad tym, jak bardzo go zraniłam. Choć on jeszcze o tym nie wiedział. 
Powolnym krokiem wyszłam z łazienki wsuwając we włosy ostatnią spinkę. Postawiłam na luźnego koka odsłaniającego szczupłe, lekko opalone ramiona. Tak chyba będzie najlepiej. Ciepło na zewnątrz przemawiało samo za siebie. Rozpuszczone, długie włosy mogły być jednym z największych popełnionych błędów przez przyjeżdżające w to miejsce kobiety. Dążyły bowiem do wariackiego bólu głowy, na który nie działały nawet najsilniejsze tabletki. 
Stanęłam przed szafą w celu wybrania odpowiedniego ubrania. Włożyłam dłoń między koszulki uśmiechając się pod nosem. Całość mieszała się w mojej głowie, choć mocno starałam się uniknąć takiego rozwoju wypadków. Myślałam o Bartrze, o tym, co może teraz robić. Czy znalazł sobie kolejną dziewczynę na jedną noc. I za każdym razem, gdy przyłapywałam się na owej czynności, momentalnie karciłam własną podświadomość. Niestety nie dawało to żadnych skutków. Wręcz przeciwnie. Sprowadzało do coraz częstszego pojawiania się Katalończyka w moim dotychczas pozornie spokojnym życiu.
- Seksownie wyglądasz w tym stroju - zamruczał Isco obejmując rękami moją talię. Przełknęłam głośno ślinę unosząc kąciki ust jeszcze wyżej. - Może poczekamy trochę z tą plażą?
Okręcił mnie delikatnie zmuszając do patrzenia w ciemne, hiszpańskie tęczówki. Zadrżałam.
- Chciałam się wygrzać na słoneczku. Póki jeszcze jest.
To wcale nie był wykręt! Chociaż musiałam przyznać, że sama powoli przestawałam wiedzieć, czego tak naprawdę potrzebuję do szczęścia.
- No dobrze - westchnął głęboko, kręcąc głową. - W takim razie gotowa?
- Daj mi chwilkę - pospiesznie zarzuciłam na siebie cienką, białą sukienkę dokładając do tego lekkie sandałki. - Możemy iść.
Andaluzyjczyk zaśmiał się uroczo obejmując moje ciało prawą ręką. Odprężyłam się pod wpływem ostrego zapachu męskich perfum. Uwielbiałam je, a do Isco pasowały naprawdę bardzo dobrze. 
Wyszliśmy z hotelowego pokoju przytulając się. Miałam lekkie wyrzuty sumienia. Nie potrafiłam wybaczyć sobie tej jednej, niby nic nieznaczącej nocy. Chwile spędzone z Marciem nadal siedziały głęboko w mojej głowie, może nawet sercu. Cała ta impreza wywróciła wszystko do góry nogami. Nie pasowało mi to. Nie potrzebowałam tego. 
Drewnianą promenadą skierowaliśmy się w stronę piaszczystej plaży zajmującej imponujący obszar. Wyglądała zachęcająco. Złapałam piłkarza za rękę krzyżując jego palce ze swoimi. Uwielbiałam to robić, z niewiadomych powodów czułam się wtedy niezwykle bezpiecznie. Uświadamiałam sobie, jak mocno mnie kocha. I że nigdy nie pozbędzie się tego pięknego uczucia. 
- Dziękuję, że mnie tu zabrałeś - ucałowałam jego policzek zajmując w miarę wygodne miejsce na ziemi.
- Dla ciebie wszystko księżniczko - szepnął mi do ucha i przeczesał niesforny kosmyk. - Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Moje serce natychmiast mocno się ścisnęło. Naprawdę go kochałam, był moją bezpieczną przystanią, przy nim zawsze czułam się wyjątkowo. Obdarowywał mnie prezentami, kupował kwiaty bez okazji, zabierał do drogich restauracji czy na krótkie wyjazdy w wyjątkowe miejsca. Chciałam być przy nim, już na zawsze. Swoją przyszłość widziałam u jego boku. Nasza dwójka siedząca na hamaku wtulona w siebie, z biegającą wokół gromadką dzieci. Miałyby jego oczy. Tak piękne, brązowe tęczówki, w które potrafiłam wpatrywać się pełnymi godzinami. 
Noc z Bartrą była błędem. Ogromnym błędem! To nie powinno się wydarzyć, nie miało prawa. Jednak życie jest nieprzewidywalne. Jedna kłótnia pociągnęła za sobą tak wielkie konsekwencje. Mnóstwo razy siadałam przy Isco, brałam głęboki oddech, szykowałam się do wyznania prawdy. Ale w ostatniej chwili coś mnie powstrzymywało. Bałam się jego reakcji. Wiedziałam, że to byłby koniec. Hiszpanie nie wybaczają zdrady, nie oni...
- Coś się stało? - spytał kojąco gładząc mnie po plecach. 
Opanowałam łzy goszczące pod powiekami. Pod żadnym pozorem nie mogły wyjść na światło dzienne. 
- Wszystko w porządku - skłamałam trzęsąc się mimo wysokiej temperatury powietrza. - Po prostu cieszę się, że tu jesteś. 
Zmarszczył czoło, lekko się uśmiechając. Nękały mnie wątpliwości co do przyswojenia przez niego wcześniejszych słów. 
- Też się cieszę - westchnął, kładąc dłoń na moim policzku. - Nareszcie sami, bez nieproszonych gości czy nieokiełznanego Ramosa wchodzącego Ci na głowę. 
Zaśmiałam się opierając swoje czoło o jego. Nie czułam się komfortowo. W ciemnych oczach chłopaka widziałam barcelońskiego obrońcę wyrywającego coraz to nowe panny, by później, po wspaniale spędzonej nocy zostawić je na pastwę losu. Z niewiadomych przyczyn bolały mnie te wyobrażenia. 
- Sergio nie jest taki zły - mruknęłam starając się wyprzeć Marca z pamięci. - Seksownością tuszuje wszystkie wady. 
Alarcón odsunął się nieznacznie, wysoko unosząc brwi w geście zdziwienia. 
- Ej, ej! To ja mam być dla Ciebie seksowny, nie jakiś tam grubo starszy stoper! 
Prychnęłam oplatając ramionami jego szyję. Moje serce przyspieszyło dając pewnego rodzaju ulgę. Utwierdziłam się co do mojej, na całe szczęście jeszcze istniejącej miłości.


Stanęłam przed szafą po raz kolejny tego dnia. Mój dylemat dotyczył kreacji na idealną,  romantyczną kolację. Do wyboru zostały mi dwie, resztę propozycji jakimś cudem udało mi się odstawić. Jedna biała, koronkowa, a druga czarna, bez żadnych wzorów.
- Błagam, pomóż! Która? - zapytałam  trzymając w rękach wieszaki.
- Jak dla mnie możesz iść goła - powiedział z cwaniackim uśmieszkiem.
- Isco!
Zaśmiał się promiennie obrywając pierwszą lepszą gazetą.
- Czarna. Krótsza i bardziej dopasowana. Będzie idealna.
Cicho prychnęłam zdegustowana jego słowami i ubrałam wybraną przez niego sukienkę. Włosy rozczesałam. Tym razem pozostały rozpuszczone. Na nogi założyłam wysokie szpilki, które sprawiły że chodź trochę przybliżyłam się wzrostem do mojego chłopaka.
- Ślicznie wyglądasz.
Przytulił mnie po chwili i krótko pocałował.
- Dziękuję. Będę pasować do mojego elegancika.
Zaśmiałam się. Alarcón mimo nigdy nie stał przed szafą tak samo długo jak ja i zawsze wyglądał perfekcyjnie. Bez względu czy był w dresie, eleganckim garniturze czy też stroju sportowym. Biała koszula z czarnymi lamówkami idealnie opinała się na jego umięśnionym ciele. I jeszcze nieogolone policzki wzbudzające moje uwielbienie.
- Możemy iść.
Cmoknęłam go w policzek i wsunęłam moją dłoń w jego. Uśmiechnięci wyszliśmy z pokoju i hotelowymi chodniczkami kierowaliśmy swoje kroki ku restauracji na skarpie, z której rozciągał się przepiękny widok na zatokę. Zachodzące słońce nadawało niebu niesamowite kolory, przez róż, pomarańcz, aż do fioletu. Byliśmy prawie przy wejściu, gdy przypadkowo wpadliśmy na parę, która również się tam udawała. Podniosłam wzrok i zamarłam. On tutaj? Boże, dlaczego?! Zarumieniona mocniej ścisnęłam rękę Andaluzyjczyka i z szybko bijącym sercem przełknęłam ślinę. Życie chyba naprawdę mnie nienawidziło.
- Marc? - spytał Isco, niepewnie marszcząc czoło. Jak widać obecność barcelońskiego piłkarza w tym miejscu zszokowała go równie mocno, co mnie.
- Nie, święty Walenty.
W normalnej sytuacji wywróciłabym pewnie oczami. Wtedy miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu.
Serce waliło mi jak oszalałe, nie wiem czy z nerwów czy dlatego że Bartra stał przede mną z jakąś blond panienką.
- Świat jest jednak mały. – powiedział rozradowany Katalończyk. Kątem oka widziałam niezadowolenie mojego partnera spowodowane jego obecnością. Wszystkie jego mięśnie się napięły i teraz on ścisnął mocniej moją dłoń.
- Masz rację. – powiedział oschle Andaluzyjczyk. – Wybacz, ale troszkę się spieszymy. Umieramy z głodu.
- Jasne, do zobaczenia potem.
Potem… dlaczego to potem trwało tak krótko? W restauracji okazało się, że Marc ze swoją nową zdobyczą mają zarezerwowany stolik kilka metrów od nas. Jak na złość usiadł tak, że byliśmy na wprost siebie. Cały czas czułam na sobie jego wzrok, miałam wrażenia, że moje policzki przybrały już najciemniejszy kolor czerwieni. Isco coś mówił ale kompletnie go nie słyszałam. Myślami byłam przy obrońcy, wiedziałam, że znajduje się w zbyt niebezpiecznej odległości. Sam fakt że znajduje się na tej samej wyspie, w tym samym hotelu, w tej samej restauracji przysparzał mnie o zawroty głowy.
- Melodie, wszystko w porządku? - zapytał z troską chwytając moją trzęsącą się dłoń.
- Tak - odpowiedziałam niepewnie.
- Strasznie pobladłaś, dobrze się czujesz?
- Głowa mnie rozbolała, a nie wzięłam z pokoju tabletek - skłamałam, chociaż była w tym odrobinka prawdy. W głowie miałam tysiące myśli, których nie powinno tam być.
- Poproszę kelnerów, może coś mają.
- Isco, obrazisz się, jeśli wrócimy do siebie? Położę się i może mi przejdzie. Przepraszam.
- Oczywiście - wstał z miejsca, a po chwili wyciągnął swoją dłoń i mu zawtórowałam. - Moje biedaczysko - uśmiechnął się delikatnie i pocałował mnie w czoło. - Wracajmy.
Dobrze wiedziałam, że całej tej sytuacji ze skupieniem przyglądał się Bartra. Miałam dziwne wrażenie, że jest świadomy tego, jak na mnie zadziałał. A było to niezwykle irytujące.
Pociągnęłam Hiszpana w kierunku wyjścia cały czas patrząc na podłogę. Bałam się podnieść wzrok, jakby równie zuchwały czyn miał przenieść moją godność do dziury zwanej nicością. Wbrew pozorom właśnie tak mogło się stać. Przecież nikt w dzisiejszych czasach nie wybacza zdrady. A ja się jej dopuściłam. Cholera! Przełknęłam głośno ślinę ledwo opanowując napływające do oczu łzy. Ściśnięte do granic możliwości gardło oczywiście ograniczało wiele codziennych czynności, jednak nie ubolewałam nad tym. Może to i lepiej.
Alarcón otworzył drzwi kartą wpuszczając mnie przodem. Momentalnie ściągnęłam wysokie szpilki zostawiając je w przedpokoju. Przeczesałam włosy palcami biorąc kilka głębszych oddechów. I właśnie wtedy stało się coś, czego miałam nigdy nie doświadczyć. Piłkarz przytulił mnie do torsu delikatnie całując w czoło, a mnie ogarnęły wątpliwości. Już nie wiedziałam, czy nadal go kocham. Czy ciągle mogę mówić o szczerej miłości w naszym przypadku.
- Połóż się, pójdę po coś do zjedzenia - szepnął zakładając zabłąkany kosmyk za moje ucho. - Zaraz wracam.
Potrząsnęłam głową słysząc odgłos kroków, a zaraz za nim ciche trzaśnięcie drzwiami. Zamiast pogrążenia się w śnieżnobiałej pościeli wybrałam coś o wiele bardziej dziwnego. Dopadłam telefon komórkowy chłopaka leżący na stoliku do kawy i szybko przejrzałam listę kontaktów. Nim się obejrzałam, dzwoniłam do Jordiego.
Kurwa, co ja w ogóle robię?! Chyba zaczynam poważnie świrować...

~~§~~
Całe szczęście, że mamy trochę rozdziałów napisanych do przodu bo ostatnio (przez miesiąc) nie ruszyłyśmy nic ;-; Ale na szczęście coraz bliżej końca szkoły i tyle czasu na pisanie. ❤️ A nie planujemy szybko skończyć tego opowiadania bo pomysłów mamy na nie tysiące. Co bardzo mnie cieszy bo kocham pisać z moją utalentowaną Misią ❤️
Do następnego,
Ines i sueños ;* 



czwartek, 7 maja 2015

Rozdział V

Zamrugałam parę razy oślepiona dziennym światłem. Cały obraz doszczętnie się zamazywał, ale rozpoznałam pokój jednego z droższych, madryckich hoteli. Otoczenie było obce. Miałam wrażenie, że widzę je po raz pierwszy. Chciałam się podnieść, jednak coś stawiało mi dziwny opór. Męska dłoń spoczywająca na mojej talii. Uśmiechnęłam się delikatnie odwracając w stronę ukochanego. Tylko czemu nie jesteśmy we własnym mieszkaniu? Przetarłam oczy biorąc głębszy oddech, gdy zobaczyłam śpiącego Bartrę. Zamarłam. Automatycznie podwinęłam kołdrę z mocną nadzieją bijącą w okolicach serca. Nic z tego. Byłam kompletnie naga. O cholera! Co ja najlepszego zrobiłam?! Kurwa jego mać! Wydarzenia zeszłego wieczoru i nocy zaczęły wracać do mnie niczym bumerang. Chwyciłam rękę obrońcy, powoli ją z siebie ściągnęłam. Zamruczał coś niezrozumiale. Na całe szczęście spał dalej. Kręcąc głową, zupełnie załamana udałam się do łazienki po drodze zbierając własną bieliznę. Stanęłam przed lustrem oddychając głęboko. Tylko nie panikuj! Przeniosłam wzrok na sporych rozmiarów malinkę widniejącą zaraz nad wystającym obojczykiem. Chwilę później byłam zmuszona do starcia pojedynczej łzy spływającej po policzku. Jestem najgorszą dziewczyną świata!
Szybko ogarnęłam fryzurę, dokładnie rozczesując splątane pasma. Poprawiłam rozmazany makijaż i ubrałam się w krótką sukienkę. Najchętniej wyrzuciłabym ją na śmietnik. Nacisnęłam klamkę po cichu stawiając każdy krok. Spojrzałam na Hiszpana by upewnić się, że śpi i wyszłam. Zwyczajnie zniknęłam mając nadzieję, iż o niczym nie będzie pamiętał. Przeszłam korytarzem kilkanaście kroków mocno zaciskając pięści. Ledwo powstrzymywałam histeryczny wybuch płaczu.
- Melodie? - zaklęłam w duchu słysząc znajomy głos i z wymuszonym uśmiechem się odwróciłam.
- Jordi! - zawołałam. Z niewiadomych powodów ścisnęłam uda nie mogąc opanować drżących dłoni. 
- Co ty tu robisz? Na dodatek tak wcześnie?
Mierzył mnie wzrokiem od stóp do głów. Czułam się jak na przesłuchaniu w siedzibie FBI. Straszne doświadczenie!
- Yym no... - Chciałam się jakoś wytłumaczyć, jednak kompletnie mi to nie wychodziło. Musiałam wyglądać dość komicznie.
- I dlaczego wychodziłaś z pokoju Bartry? Melodie ty chyba... Nie spałaś z nim, prawda? 
Rany, jak to okropnie zabrzmiało. 
- Błagam cię, nie na korytarzu - szepnęłam, przełykając głośno ślinę. 
- W takim razie zapraszam do siebie. Od tłumaczeń się nie wywiniesz. - Otworzył drzwi sąsiedniego pokoju i ruchem ręki wskazał wnętrze. - A ja myślałem, że to Isco jest popieprzony - powiedział pod nosem.
Pomieszczenie okazało się lustrzanym odbiciem pokoju barcelońskiego stopera. Żołądek podszedł mi do gardła usilnie przywołując wszystkie niechlujne sceny wczorajszego wieczora. Jaka ja byłam głupia! 
Niepewnie usiadłam na brzegu łóżka powstrzymując napływające do oczu łzy. Spojrzałam na Jordiego nonszalancko opierającego się o komodę. Sama nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy lepiej zacząć płakać. 
- Nie będę owijał w bawełnę. Spałaś z nim? 
Drgnęłam biorąc głęboki oddech. Nie ma co kłamać i jeszcze bardziej komplikować sprawy. 
- Tak - powiedziałam zrezygnowana, chowając twarz w dłoniach. - Nie wiem, jak to się stało. Znaczy wiem, ale.. cholera! 
Obrońca nic nie odpowiedział. Westchnął głęboko podchodząc do mnie. Z zatroskaniem objął moje szczupłe ciało ramionami. 
- Jestem podła. Jak mogłam zrobić coś takiego?
Łzy zaczęły spływać po moich policzkach, nie miałam już na nic siły. 
- Ej no, nie płacz mi tu! Jesteście popaprani, oboje! - Zaśmiał się, mocniej mnie przytulając. Delikatnie uniosłam kąciki ust ku górze, choć nie chciałam tego robić. - Ale jesteście też najlepszą znaną mi parą - mówił, głaszcząc mnie po plecach. - Kochasz go? 
- Oczywiście. 
- On Ciebie też, dlatego zrobisz to, co powiem, dobrze? 
Potrząsnęłam twierdząco głową, opanowując drżące z nadmiaru emocji dłonie.
- Za dwie godziny wracamy do Barcelony. Zapominasz i omijasz Bartrę szerokim łukiem. To co się wydarzyło dzisiejszej nocy nie może wyjść poza naszą trójkę. Teraz idziesz posłusznie do domu, godzisz się z Isco i znowu jesteście najsłodsi na tym świecie. Rozumiemy się? 
- Tak Jordi. Dziękuję. 
Pocałowałam go w policzek na pożegnanie, ocierając wodę z twarzy. 
- Do usług. A tak na marginesie, musiałaś wybrać akurat największego casanove, jakiego znam?
Pokręciłam głową, słysząc jego śmiech. Cały Alba. 
- A czy ty zawsze musisz obracać takie sprawy w żart? Przyznaj się, ile razy...
- To już inna sprawa - bąknął czerwony niczym dojrzały pomidor. Prychnęłam rozbawiona. 
- Do kiedyś - rzuciłam na odchodnym. 
Ruszyłam w stronę drzwi, słysząc kilka słów pożegnania. Miałam szczerą nadzieję, że Isco o niczym się nie dowie. Pytanie tylko, jak wyobrażam sobie życie w ciągłym kłamstwie, oszukiwanie go będąc z nim w prawdziwym związku?
Już teraz zżerały mnie okropne wyrzuty sumienia.

***

Pokręciłem głową, oglądając powtórkę El Clasico. Gorzej chyba w życiu nie zagrałem! Przerzuciłem kanał mając nadzieję na coś ciekawego. Spotkanie Arsenalu. Przejechałem wzrokiem linię boiska w poszukiwaniu Mesuta. Robiłem wszystko, byleby tylko zapomnieć o wczorajszej imprezie. Lepiej, gdyby jej w ogóle nie było. 
Uderzyłem pięścią w poduszki kanapy zaciskając mocno zęby. Cholerny Bartra! Nigdy za nim nie przepadałem, teraz niechęć zmieniła się w nienawiść. Za pół roku połamię mu te śliczne kosteczki wyładowując przy okazji wszystkie negatywne emocje. Nie mogłem pozwolić, by ktoś jego pokroju dobierał się do mojej Melodie. By ktokolwiek inny trzymał ją w ramionach. 
Doszedł mnie dźwięk zamykanych drzwi. Odwróciłem się nieznacznie, słysząc w tle głos komentatora. Ramsey strzelił bramkę. Uniosłem kąciki ust ku górze na tę wiadomość. Ale miałem do załatwienia także coś o wiele mniej przyjemnego. 
Obcasy delikatnie uderzające o podłogę były coraz bliżej. Na mój widok Hiszpanka momentalnie się zatrzymała otwierając lekko usta ze zdziwienia. Zabrakło mi języka w gębie, nie wiedziałem co mam powiedzieć. Chciałem ją mocno przytulić, wyznać, jak tęskniłem. 
- Myślałam, że masz trening - mruknęła niepewnie, kładąc torebkę na najbliższej szafce. 
- Carlo nam odpuścił, trochę wczoraj popiliśmy - stwierdziłem, delikatnie unosząc kąciki ust. Nie było mi w ogóle do śmiechu, przed oczami cały czas majaczył klejący się do mojej dziewczyny stoper. Mojej... Obawiałem się tego. Zaraz mogę usłyszeć, że już nie mojej. 
Nastała dość krępująca cisza. Żadne z nas nie chciało i nie wiedziało jak zacząć. Nagle równocześnie wymówiliśmy swoje imiona. 
- Ty - powiedziała po chwili z delikatnym uśmiechem. Uśmiechem, który tak kochałem. Był najpiękniejszym widokiem, dodawał mi sił i został zarezerwowany tylko dla mnie. Uśmiech, dzięki któremu wiedziałem, jak bardzo mnie kocha. 
- Jeżeli chcesz zabiorę dzisiaj wszystkie swoje rzeczy i się wyprowadzę - to były zupełnie nieprzemyślane słowa, ale miałem dziwne wrażenie, że właśnie po to moja ukochana przyszła do naszego wspólnego, jak na razie, mieszkania.
Przybrała oszołomioną minę, uroczo marszcząc czoło. Ledwie powstrzymywałem łzy usilnie pragnące wyjścia na światło dzienne. Nie mogłem płakać, przynajmniej nie teraz.
- Żartujesz, prawda? - pisnęła, przełykając głośno ślinę.
Wziąłem parę głębszych oddechów starając się uspokoić silne emocje. Nic z tego, chorobliwe drżenie dłoni trwało w najlepsze. 
- Nie - wstałem z kanapy by możliwie jak najdłużej wpatrywać się w jej czekoladowe tęczówki. - Mówię całkowicie poważnie.
- Nie chcę, żebyś się wyprowadzał - stwierdziła cicho - Ta szarpanina jest bez sensu Isco. Kocham Cię - dodała i pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Doskoczyłem do niej w celu starcia słonej wody. Momentalnie wziąłem ją w swoje ramiona mocno przytulając do torsu. 
- Czy to znaczy, że wróciłaś? - zapytałem, niepewnie głaszcząc ją po długich, kasztanowych włosach. 
- Jeśli nadal mnie chcesz. 
- Kotek, kocham Cię najbardziej na świecie! - Chwyciłem jej twarz w dłonie i spojrzałem w zapłakane oczy. - Nigdzie Cię już nie wypuszczę, słyszysz? Jesteś tylko moja - powiedziałem, po czym musnąłem jej usta.
Zaśmiała się uroczo, rozpalając we mnie wszystkie komórki szczęścia. Uwielbiałem ten dźwięk!
- A ty mój oczywiście - szepnęła, zarzucając ramiona na moją szyję. 
Nie wytrzymałem. Wziąłem ją na ręce namiętnie całując. Zająłem miejsce w fotelu kładąc brunetkę na kolanach. Obiecałem sobie, że już nigdy jej nie wypuszczę. Nie pozwolę, by ktoś pokroju Bartry dobierał się do mojej ukochanej. Potrzebowałem naszego związku niemal tak samo mocno, co tlenu. Nie mogłem pozwolić jej odejść, dawała mi zdecydowanie za dużo życiowej radości. 
Po chwili odsunąłem się nieznacznie, patrząc prosto w te magiczne tęczówki. Nie powstrzymałem lekkiego westchnienia zmieszanego z promiennym uśmiechem.
- Zapraszam Cię na kolację. Co Ty na to?
Pokręciła głową z chichotem wplatając palce w moje włosy.
- Nie umiałabym odmówić.

*** 

Wszystko powoli wracało do normy. Udało mi się odzyskać moją Melodie. Czasami jednak budziłem się nocą w obawie, że jej nie ma. Że to wszystko było jednym, długim snem. Na szczęście zawsze się myliłem, moja mała spała obok, cieszyła mnie pocałunkami i ciepłymi słowami. Życie przywróciło radość, wstawałem z uśmiechem na ustach, granie w piłkę ponownie nabrało sensu. Ale ciągle męczyła mnie jedna rzecz. Niekiedy przyłapywałem ją na rozmyślaniu. Niby nie ma w tym nic dziwnego, zupełnie ludzka sprawa zdarzająca się dosłownie każdemu. U niej wyglądało to z grubsza inaczej. Odpływa daleko, wspominała, nie było jej ze mną. A kiedy już sprowadzałem ją na ziemię, musiała ukrywać spływające po policzkach łzy. Obawiałem się, że coś się wydarzyło. Coś, co nie daje jej spokoju. Nie mogłem pomóc, po każdym zadanym pytaniu wykręcała się obejrzanym niedawno filmem czy przyjaciółką, której zdechł pies. Nie wierzyłem jej.
Stanąłem w progu patrząc na nią z zaciekawieniem. Oglądała mój debiut w barwach reprezentacji Hiszpanii. Mecz, w którym Bartra zdobył dwie bramki. Sam nie wiem, czemu skojarzyły mi się akurat te dwa fakty, to raczej nie ma ze sobą powiązania. Przynajmniej w jej głowie. Uśmiechnąłem się delikatne, rozluźniając wszystkie mięśnie. Dostaliśmy wolny weekend od Carlo, powinienem się cieszyć, wykorzystać go w możliwie jak najlepszy sposób. Tak też zrobiłem. Kupiłem bilety lotnicze, wynająłem pokój w najlepszym hotelu. Chciałem spędzić te kilka dni tylko i wyłącznie z nią. 
- Kochanie, mam dla Ciebie niespodziankę - powiedziałem zajmując miejsce obok. Spojrzała na mnie zaciekawionym wzrokiem uroczo unosząc brwi. - Jedziemy na wakacje. Krótkie, ale tylko we dwoje. Ty i ja. 
Uśmiechnęła się z lekkim wyrazem niedowierzania.
- Naprawdę? Nie żartujesz? Dobrze wiesz, że nienawidzę Twojego poczucia humoru.
Skrzywiłem się nieznacznie obejmując ciało brunetki ramieniem. Faktycznie, czasem miewałem dziwne pomysły. Niczym ostatni kretyn w ostatnie święto psikusów wkręciłem ją i Sergio, że będę miał dziecko z Pilar. Oczywiście prezenterka to potwierdziła. Ramos jak to Ramos, dał sobie wszystko wytłumaczyć. Z Mel było gorzej. Musieliśmy u ginekologa udowadniać, że nie ma żadnej ciąży, a nasze domniemane dziecko nigdy nie istniało. 
- Tak. Sardynia, tam jeszcze nie byliśmy.
Jej oczy przeszyły dwie błyskawice ukazujące moc ogarniającego ją szczęścia. 
- Rany, Isco! Nawet nie wiesz, jak się cieszę - westchnęła przytulając się mocno. - Kiedy lecimy? 
- Za pięć godzin. 
Gwałtownie odsunęła się wywołując u mnie falę panicznego śmiechu.
- Zwariowałeś?! Przecież to tak mało czasu! Muszę nas spakować! - krzyknęła szybko podnosząc się z miejsca. Zdążyłem chwycić ją w pasie i przyciągnąć do siebie. 
- Poczekaj jeszcze chwilę.
Patrzyła w moje oczy z niebezpiecznie bliskiej odległości. Miałem wrażenie, że znajduję się w równoległej rzeczywistości. Tam nie ma smutku, cierpienia czy płaczu. Jest tylko radość, spełnienie.
- A na co?
Uniosłem kąciki ust, przysuwając się jeszcze bardziej.
- A na to - szepnąłem, składając na jej wargach delikatny pocałunek. - Teraz droga wolna.

~~§~~
Szczerze mówiąc bardzo lubię to opowiadanie. Zresztą jak każde pisane z moją kochaną Ines ♥
W sumie to sama nie wiem, czy planujemy coś jeszcze. Ale chyba tak, prawda?;)
To zostawiamy Was z czytaniem i do następnego.
Ines i sueños