środa, 23 grudnia 2015

Rozdział XI

Pustka ogarniająca mnie od środka... Tego nie dało się opisać. Szybko bijące serce uzupełniało się z drżącymi dłońmi, nie dając mi możliwości odpalenia samochodu. Byłem zbyt roztrzęsiony. Po moich policzkach stróżkami spływały łzy, dając praktycznie nieodczuwalną ulgę i przypominając jednocześnie o wydarzeniach sprzed kilku chwil. Jak ona mogła? Dlaczego mi to zrobiła? Cała masa pytań nie chciała dać mi spokoju, wpędzając tylko w jeszcze większe poczucie bezsilności.
Ale nie miałem zamiaru się poddać. Użalanie się nad sobą nie posiadało najmniejszego sensu. Przecież od dłuższego czasu coś podejrzewałem, dzisiaj dostałem po prostu potwierdzenie własnych teorii. Dlatego uniosłem głowę, rękawem starłem z twarzy słoną wodę i wysiadłem z auta. Kierując się ku wyjściu z parkingu wyjąłem z kieszeni telefon, by wystukać wiadomość tekstową do Raquel. Nagle odczułem okropne wyrzuty sumienia, że dopiero teraz miałem zamiar jej odpisać.
"Zapraszam na kawę. Za pół godziny na Plaza de España?"
Cicho westchnąłem, gdy dostałem twierdzącą odpowiedź. Usiadłem na ławce i czekałem na przybycie niedawno poznanej Hiszpanki. To wszystko było pewnego rodzaju terapią dla mnie. Zaczynałem rozumieć, że Melodie została zabrana już jakiś czas temu. Oszukiwałem się, że coś miedzy nami jest. Tak naprawdę żadne z nas nie potrafiło przyznać się przed samym sobą, że to co było już nie istnieje. Nie potrafię patrzeć na nią tak jak kiedyś, nie umiem inaczej.
- Nad czym tak rozmyślasz? - usłyszałem jedwabisty głos Raquel i podniosłem wzrok. Hiszpanka delikatnie sie uśmiechnęła, siadając obok. - Cześć - dodała, po czym pocałowała mnie w policzek. Wyglądała przepięknie, długie, kasztanowe włosy opadały na kremowy sweter, oczy podkreślał delikatny makijaż, a krwistoczerwona szminka podkreślała jej piękne, pełne usta - Przepraszam, że cię tak z domu wyciągnęłam. Wiem, że masz dziewczynę i w ogóle, ale nie wiedziałam, co mam robić. Zatrzymałam się w hotelu, ale tam tak pusto i cicho. Isco mam nadzieję, że się nie gniewasz.
- Nie, coś ty - odpowiedziałem cicho i tępo spojrzałem na swoje buty - Rozstałem się z Melodie.
Zaskoczona Raquel zakryła usta i delikatnie pisnęła.
- Tak mi przykro - wyszeptała i położyła dłoń na moim ramieniu.
- Zdradziła mnie. Z pieprzonym Bartrą! - krzyknąłem, a w oczach znów zawitał słony płyn.
- Spokojnie - powiedziała, przytulając mnie. - Wiem, że boli, ale minie. Obiecuję.
- Kochałem ją, tak bardzo, a ona... - mój głos się załamał, nie potrafiłem tego powiedzieć. Starałem się być silny, ale nie umiałem. Czułem się jak mały chłopiec w piaskownicy, któremu ktoś zabrał ukochaną zabawkę.
- Spójrz na mnie - wyszeptała i chwyciła moją twarz w dłonie - Jeżeli tak postąpiła, to znaczy, że nigdy na ciebie nie zasługiwała - patrzyła na mnie swoimi pięknymi oczami, sprawiającymi, że cała złość w jednej chwili ulatywała z delikatnym wiatrem.
Spuściłem wzrok, starając się nie rozpłakać. Nie mogłem tego zrobić przy niej. Skoro trzymała się twardo po w gruncie rzeczy gorszych wydarzeń, dlaczego ja miałbym się załamać? Czy Melodie była warta całej nagonki, cierpienia i starań, jakie włożyłem w nasz związek? Czy kiedykolwiek szczerze mnie kochała? Zaczynałem w to powątpiewać.
- Masz rację - wyszeptałem, nerwowo ruszając nogą.
W mojej głowie natomiast pojawiła się pewna szalona myśl. W tej chwili potrzebowałem kogoś, kto z impetem pchnie mnie do przodu jednocześnie nie pozwalając stoczyć się na dno. Osoby będącej w stanie podać drugiemu człowiekowi pomocną dłoń i rozbroić go promiennym uśmiechem nawet w najcięższych życiowych momentach, gdy ona sama doświadczała wywrócenia się dotychczasowej codzienności o sto osiemdziesiąt stopni. Potrzebowałem kogoś takiego, jak Raquel...
- Widzisz? Już jest lepiej - brunetka w geście pocieszenia złapała moje kolano, delikatnie się uśmiechając. Robiła to, czego teraz tak bardzo potrzebowałem. - Co powiesz na małe lody? Znam tutaj niedaleko...
- Zamieszkaj ze mną.
Kątem oka widziałem, jak zamarła, pozostawiając uniesioną rękę wskazującą drogę do cukierni.
- Ale...
- Powiedziałaś, że nie masz gdzie mieszkać, a ja nie chcę zostać sam - powiedziałem pewnie. 
- Isco, nie mogę. Ty musisz sobie to wszystko ułożyć, tyle się zmieniło w twoim życiu, ja nie chcę w nie wchodzić ze swoimi kłopotami. 
- Raquel. - Chwyciłem ją za rękę i spojrzałem w brązowe oczy. - Masz rację, w moim życiu zaszły duże zmiany. Melodie już nie ma i nie chcę zamknąć się sam w czterech ścianach, ciągle myśleć, co zrobiłem źle. Chcę żyć dalej, bez niepotrzebnych wspomnień. Ty zakończyłaś pewien rozdział, ja też, więc dlaczego by nie zacząć czegoś nowego razem? 
- Myślisz, że to dobry pomysł? 
- Nie mam w tym momencie lepszego. Chodź na te lody - dodałem z uśmiechem i po chwili objąłem ją ramieniem. 
Nie byłem pewny, czy dobrze robię. Mel dopiero się wyprowadziła, a ja już ściągam do siebie Raquel. Ale w sumie co mnie obchodzi co pomyślą inni, co napisze prasa czy co powie Ramos albo Iker. To moje życie, mogę w nim robić to co ja chcę, a czy jest to słuszne to inna sprawa.

Po kilku dłużących się godzinach spędzonych w pociągu dojechałam do Barcelony. Ciągnąc walizkę po równej nawierzchni chodnika przemierzałam kolejne metry, starając się wyplenić z głowy parszywe myśli o Isco. O tym, co mogłam zrobić lepiej. Czemu zapobiec. Nawiedzały mnie wspomnienia wspólnie spędzonych, radosnych chwil oraz wszystkich drobnych sprzeczek, po których zawsze przepraszał, bo za bardzo mu na nas zależało. Na mnie zależało...
Ocierając rękawem spływającą po policzku łzę wyrażającą ściskający od środka ból, stanęłam przed drzwiami Jordiego, które kilka minut po naciśnięciu przeze mnie dzwonka, otworzyły się. Widząc moją zapłakaną twarz, rozmazany makijaż oraz zaczerwienione policzki, natychmiast wpuścił mnie środka i mocno przytulił. Nie zadawał zbędnych pytań, nie prosił o wyjaśnienia. Wszystkiego domyślił się w jednej chwili. Powiedział, że mogę zostać jak długo tylko będzie trzeba. Nic więcej nie chciałam. W geście podziękowania pokiwałam głową, mocniej wtulając twarz w jego rozgrzaną klatkę piersiową. Dopiero wtedy zrozumiałam, że był prawdziwym przyjacielem, który nie odwrócił się, chociaż mógł.
- Wszystko będzie dobrze - szepnął, uspokajająco gładząc mnie po włosach. - Będzie dobrze.
Chciałam w to wierzyć.

Minęło kilka dni. Nie wiedziałam dokładnie, ile. Nie liczyłam.
Jordi nie pozwalał, bym się zamartwiała. Pragnął przywrócić mi dawne życie z uśmiechem na twarzy, ale nie potrafiłam tak. Czułam do siebie wstręt, nie umiałam spojrzeć w lustro z obawy przed ujrzeniem czarownicy niszczącej wszystko dookoła. To, co kiedyś przynosiło jej samej niepochamowane dozy szczęścia. Gdy szłam do łóżka z Bartrą wiedziałam, co robię i jakie mogą być tego konsekwencje, ale nie zdawałam sobie sprawy, jak to wszystko wpłynie na moją pozornie poukładaną, do bólu przewidywalną codzienność. Teraz, gdy kolejny raz budzę się sama, bez ukochane u boku będącego dla mnie niemal wszystkim, co miałam, zdaję sobie sprawę, ja wielki błąd popełniłam. Wiem, że tego nie da się naprawiać. Isco mi nie wybaczy i rozumiem go. Zawiodłam jego zaufanie, jego miłość. Nie wiem, co sobie w tą pamiętną noc myślałam. Że się nie wyda? Że nikt nigdy się nie dowie? Jestem zbyt słabą aktorką, żeby to wiecznie ukrywać. Opętały mnie zbyt wielkie wyrzuty sumienia.
Miałam wszystko. Cudownego faceta, piękny dom, fajną pracę i plany na przyszłość. A teraz przez swoją głupotę, straciłam to.
Usłyszałam ciche pukanie, po chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich zatroskany Jordi. 
- Śpisz? - zapytał. 
- Nie, nie mogę - odpowiedziałam, przecierając mokre policzki. 
- Wiesz, że te łzy nic nie dadzą. - Podszedł bliżej i usiadł na skraju łóżka. Chwycił mnie za rękę, po czym mocno ją ścisnął. 
- Tęsknię za nim - wyszeptałam. Kolejne łzy spłynęły mi po policzkach. 
- Mel... - przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Potrzebowałam tego, poczucia, że ktoś ze mną jest. - Nie płacz już - dodał i pogłaskał mnie po plecach.
Zacisnęłam pięści na jego koszulce idealnie opinającej wyrobione przez grę w piłkę mięśnie.
- Ostatnio myślałam, co by było, gdyby. - Zaśmiałam się kwaśno, wpatrując w przestrzeń. - Gdybyśmy mieli dziecko, którego tak bardzo chciał. Gdybym od początku normalnie traktowała Ramosa, nie wtryniając się mu w drogę. Gdybym na samym początku wyznała mu prawdę. Gdybym była z nim szczera... - Przełknęłam ślinę, starając się nie zakrztusić własnymi słowami. - Myślisz, że bylibyśmy jeszcze razem? Ten związek w ogóle miał jakąkolwiek przyszłość? 
- Nie wiem. Zawsze uważałem, że nie ma lepiej dobranej pary niż wy. Za każdym razem, gdy gdzieś jeździliśmy, nie widzieliście świata poza sobą. Po cichu czekałem na telefon, że zostanę wujkiem czy świadkiem na waszym ślubie. Myślałem, że nic nie jest w stanie was rozdzielić. Byliście jak dwie połówki jabłka. Mel, gdybanie nic teraz nie zmieni. Nikt nie wie, co by było, gdyby. Nie wiem co mam ci powiedzieć, nigdy nie sądziłem, że coś takiego się zdarzy. Musisz być silna.
Pytanie, czy potrafiłam taka być.
 
od autorek: Wesołych Świąt wszystkim!!! :')

niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział X

Chciałbym znów patrzeć na nią tak, jak kiedyś. Widzieć błysk w jej oczach, ten uśmiech dający mi kopa do dalszego działania, motywację. Nie mogłem pogodzić się z myślą, że Melodie nie jest już moja. Czułem, że ktoś dawno temu zabrał mi prawo do kochania jej. Dziewczyna, która była moim największym skarbem, miłością mojego życia, znajdowała się teraz w równoległej rzeczywistości. Nie była ze mną szczera, nie patrzyła na mnie tak jak kiedyś. Kochałem ją całym sercem, dlatego chciałem walczyć o ten związek. Poszedłem za radą Ikera, po treningu wsiadłem w samochód i pojechałem do centrum. Zaparkowałem przed jednym z najbardziej ekskluzywnych jubilerów w Madrycie. Wziąłem głęboki oddech i wszedłem do środka. Wszystko się błyszczało, a w powietrzu wyczuwalny był zapach wanilii. 
- Mogę w czymś panu pomóc? - zapytała ekspedienta.
- Szukam... pierścionka - powiedziałem niepewnie.
- Z brylantem? Mamy piękną, najnowszą kolekcje. Dopiero wczoraj przyjechała. Zaraz panu wszystko pokażę - podeszła do szklanego regału i wyjęła paletę z pierścionkami. - Jaki narzeczona ma rozmiar? 
- Szesnastkę chyba.
- To w tym momencie mamy pięć modeli, ale na zamówienie możemy zrobić każdy. Tutaj ma pan piętnasto karatowy brylant, a tutaj dwudziesto - powiedziała i położyła wskazane pierścionki na tacce obok. - Co pan o nich myśli? 
- Ładne, ale...
- Nie tego pan szuka, rozumiem. To może ten? 
- Przepraszam, ale ja chyba nie mogę - stwierdziłem i szybko wybiegłem z pomieszczenia. Chłodne, madryckie powietrze uderzyło mnie w twarz. Moje serce biło jak szalone. Coś sprawiło, że nie mogłem patrzeć dalej na te pierścionki. Zamiast pięknej wizji ślubu, dzieci i domu z ogródkiem wiedziałem Melodie z Bartrą, razem, szczęśliwych. Łzy cisnęły mi sie do oczu, to wszystko mnie przerastało. Myśl, że mogła robić z nim rzeczy, które do niedawna robiłem z nią tylko ja przywoływała niesamowicie wiele cierpienia. Sprawiała, że uginałem się pod własnym ciężarem.
Usiadłem na ławce. Wziąłem parę głębszych oddechów, starając się uspokoić. Nie mogłem w takim stanie wrócić do domu. Nie chciałem zepsuć tego wszystkiego jeszcze bardziej. Wyjąłem z kieszeni karteczkę z niedbale nakreślonymi cyferkami i z oszołomieniem zacząłem się zastanawiać, jak teraz będzie wyglądać moje życie. Bez niej... Wszystko się zmieni.
Na papierze zamajaczyło kilka mokrych plam. Łzy spływały po moich policzkach jedną strużką, skapywały z brody nie tylko na ubranie, ale i ten głupi świstek, który w jednej chwili potrafił zniszczyć moją pozornie idealną przyszłość. Pozbawić mnie perspektyw oraz tego, co liczyło się dla mnie najbardziej - miłości.
Drżącymi dłońmi wyjąłem z kieszeni telefon i wystukałem numer Ikera. Nie miałem odwagi do niego zadzwonić, napisałem więc krótkiego sms-a.
"Chyba nie dam rady. Muszę odpuścić. To nie ma sensu."
Po krótkim namyśle wysłałem go. Nie czekając na odpowiedź wróciłem do samochodu. Trochę zbyt mocno trzaskając drzwiami wsiadłem do środka, włączyłem muzykę, oparłem głowę o kierownicę i po prostu się rozpłakałem. Schodziło ze mnie wszystko, co przez ostatnie kilka dni zbierało się w moim sercu. Jednocześnie czułem ulgę, ale i zastanawiałem się, czy poddanie się bez walki jest w stu procentach dobrym rozwiązaniem. Bo przecież zależy mi na niej, prawda?
Na dźwięk przychodzącej wiadomości tekstowej podskoczyłem. Szybko odblokowałem ekran i z zaskoczeniem zauważyłem, że to nie Casillas napisał. Raquel... Zapomniałem, że zostawiłem jej na szafce swój numer!
"Nacho wywalił mnie z domu. Powiedział, że nigdy nic dla niego nie znaczyłam. Moglibyśmy... Pogadać?"
Patrzyłem na treść wiadomości przez kilka minut. Nie wiedziałem, czy mam do niej zadzwonić, czy może odpisać. Czy zwyczajnie zostawić bez odpowiedzi. Wiedziałem, że gdybym zadzwonił nie potrafiłbym wypowiedzieć żadnego słowa. Głos załamałby mi się na pierwszym wydanym dźwięku. Musiałem się uspokoić żeby wrócić do domu, odegrać swoją role i zastanowić się co dalej. Przecież nie będę mógł całe życie udawać, że nic się nie zmieniło. 

***
Nienawiedziłam sprzątać, to była moja pięta Achillesowa. Mogłam gotować, prasować czy piec, ale nie ścierać kurze. Byłam chora, gdy musiałam to robić. Najchętniej to wynajęłabym kogoś, ale za każdym razem, gdy o tym myślałam zbierałam się w sobie i czyściłam te przeklęte szafki.
Łazienka i sypialnia czyste, teraz został tylko salon. Na szczęście gorsza część już za mną. Byłam paskudną bałaganiarą, nie przeszkadzała mi sterta papierów na biurku czy kubek po wczorajszej kawie na stoliku w kuchni. Nie byłam perfekcyjną panią domu, ale nikt nigdy tego ode mnie nie wymagał. Całe szczęście! Isco z Jordim sie zawsze ze mnie śmiali, bo były dwa miejsca, w których zawsze panował u mnie naskazitelny ład i porządek. To była moja garderoba i torebka. Zawsze potrafiłam znaleźć w nich to czego potrzebowałam. Isco patrzył i patrzył w tą szafę i nic nie widział, a ja podchodziłam i od razu miałam to, co chciałam. 
Czyściłam dywan, gdy usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. Isco wrócił z treningu. Nie zważając na jego obecność w domu dalej wykonywałam swoją pracę. Przełknęłam głośno ślinę, gdy przechodząc obojętnie obok mnie rzucił klucze na komodę i zamknął się w sypialni z przerażającym trzaskiem drzwi. Aż podskoczyłam, mając wrażenie, że zaraz wylecą z futryny.
Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Więc tak to miało teraz wyglądać? Będziemy się unikać, przy znajomych udawać, że wszystko jest okej, aż podczas kolejnej imprezy on znów pójdzie obściskiwać się z obcymi laskami, a ja... Przygryzłam dolną wargę z bezradności. Przecież ta cała sytuacja była tylko i wyłącznie moją winą.
Usiadłam na kanapie, chowając twarz w poduszkach. Najgorsze było wspomnienie dłoni Bartry błądzących po moim nagim ciele. Podniecających mnie z każdą sekundą coraz bardziej i sprawiających, że zapominałam dosłownie o wszystkich nawiedzających mnie strapieniach. Pamiętałam te chwile zadziwiająco wyraźnie. Zbyt wyraźnie jak na kogoś, kto ponoć swojej zdrady cholernie żałował.
W przypływie emocji sięgnęłam po torebkę. Nie byłam pewna, czy dam radę do niego napisać, ale chciałam spróbować. Zobaczyć, czy naprawdę zależy mu na mnie bardziej, niż na tych wszystkich innych będących jedynie seksownymi zabawkami. Spojrzałam w miejsce, gdzie powinna znajdować się karteczka z jego numerem i przerażona stwierdziłam, że jej tam nie ma. Czując, jak moje serce przyspiesza wysypałam zawartość torebki na stolik do kawy i nerwowo rozrzuciłam palcami. Kilka przedmiotów spadło na podłogę z głuchym odgłosem, jednak zupełnie się tym nie przejmowałam. Gdzie była ta cholerna kartka?!
- Tego szukasz?
Odwróciłam się i na widok Isco trzymającego w dłoni papier z kilkoma cyferkami zamarłam. Po moich policzkach spływały łzy sprawiając, że stałam się otwartą księgą, z której można wyczytać dosłownie wszystkie uczucia. Czyli on o wszystkim wiedział...
- Isco to nie tak - wyszeptałam.
- A jak? - zapytał, a ja nie potrafiłam kłamać prosto w oczy, coś mnie blokowało. Sprawiało, że czułam, że to najwyższy czas żeby sprostać temu wszystkiemu - Nawet ja nie mam jego numeru...
- Isco proszę...
- Zapytam wprost, spałaś z nim? 
- To był błąd, pieprzony błąd, którego nie mogę wymazać choć bardzo bym chciała - odpowiedziałam i spojrzałam na niego ze strachem. W jego oczach było tyle bólu i złości. Czułam, że właśnie tracę faceta z którym tyle przeżyłam. 
- Jak mogłaś? Ufałem ci, wierzyłem, że mam jakieś chore urojenia i tak naprawdę nic się między nami nie zmieniło. A ty przez tyle czasu mnie oszukiwałaś. Byłem gotowy zrobić dla ciebie wszystko, a ty mnie zdradziłaś. Z największym idiotom jakiego znam. 
- Ja nie chciałam, uwierz mi - powiedziałam, a pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. 
- Za długo wierzyłem w coś co już nie istnieje. Mieliśmy być razem, na zawsze, mieliśmy stworzyć rodzine. Oglądałem pieprzone pierścionki z brylantami, a ty mnie zdradziłaś. Nie ma już nas, dobrze o tym wiesz - krzyczał przez łzy.
- Kocham cię...
- Kogo ty chcesz oszukać? Jak wrócę ma cię już tu nie być - wziął do ręki kluczyki od samochodu i kurkę, którą przerzucił przez krzesło w kuchni - A, i jeszcze jedno. Nie licz, że Bartra cię przyjmie teraz z otwartymi ramionami - dodał i trzaskając drzwiami wyszedł z naszego wspólnego mieszkania. Załamana osunęłam się na ziemie i rozpaczliwie zaczęłam płakać. Straciłam go na zawsze. On mi już nigdy nie wybaczy. Musiałam się zebrać w sobie, spakować swoje rzeczy i się wyprowadzić. Tylko gdzie? Przecież ja w Madrycie nie mam nikogo oprócz Isco. Pojadę do Barcelony, ale nie do Bartry, bo Andaluzyjczyk ma raczej, on na mnie nie czeka. Moją ostatnią deską ratunku jest Jordi...

środa, 11 listopada 2015

Rozdział IX

       Wakacje się skończyły. To zdanie chyba najlepiej określało zarówno fizyczny, jak i psychiczny stan mojego życia. Powrót do Madrytu kosztował mnie wiele nerwów, bowiem ani ja, ani jak zauważyłem Melodie nie czuliśmy się we własnym towarzystwie komfortowo. Co jakiś czas spoglądałem spode łba na jej zmarnowane ciało. Chodziła zgarbiona, przybita, do reszty zasmucona. Nie odważyłem się na wykonanie jakiegokolwiek kroku. Przytulenia, pocieszenia, przeprowadzenia zwykłej, podnoszącej na duchu rozmowy. Nie miałem na to siły. Potrzebowałem chwili odetchnięcia. Jeśli czegoś byłem w tamtym czasie pewien, to właśnie tego, że póki nie rozwiążę sprawy numeru Bartry, nie będę umiał zachowywać się w stosunku do niej tak, jak kiedyś. 
Problem leżał gdzie indziej. Wchodząc do samolotu, zamawiając taksówkę, otwierając drzwi do klatki schodowej czy też wnosząc bagaże przez próg byłem niemal przekonany, że mam rację. Wcześniej w to nie wierzyłem. Starałem się wymazać wszystko z pamięci, myśleć racjonalnie i dojść do jakiegoś spójnego rozwiązania. Każdy wniosek posuwał mnie jednak coraz bliżej tego, co najprawdopodobniej stało za moimi plecami. Do romansu Mel i Marca. 
Można to porównać do złego snu, z którego chciałem się szybko przebudzić. Nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca we własnym domu, na treningach, nigdzie. Byłem jak cień samego siebie, nic mnie nie cieszyło, nawet pieprzona piłka. Po nocach nie mogłem spać, gdy tylko zamykałem oczy, pojawiał się obraz Melodie razem z Marciem. Moja wyobraźnia wytwarzała przeróżne straszne obrazy. Nigdy nie sadziłem, że kiedykolwiek będę wątpił w uczciwość i wierność mojej ukochanej.
Usiadłem na kanapie jak najdalej od Mel, to wszystko mnie przerastało. Nie mogłem nawet na nią spojrzeć, to było okropne! Wziąłem do ręki szklankę z napojem i zrobiłem łyk. Zwykła cola nie była wystarczająca na dziś wieczór. Poderwałem się z miejsca, poszedłem do garderoby, wziąłem kurtkę i zacząłem rozglądać się za kluczykami od samochodu.  
- Wychodzisz gdzieś? - usłyszałem cichy głos Melodie.
- Tak, muszę coś załatwić.
- Czemu nic nie mówiłeś? Nie robiłabym kolacji.
- Tak wyszło. Będę jakoś później. Cześć - powiedziałem krótko i wyszedłem z naszego domu, żeby zakończyć własne cierpienie. 
Wsiadłem do samochodu i głęboko westchnąłem. Łzy cisnęły mi się do oczu, nie mogłem się uspokoić. Nie rozumiałem, dlaczego nic wcześniej nie zauważyłem. Przecież musiały być jakieś znaki, wskazówki. Zanim odjechałem, siedziałem kilkanaście minut bezczynnie w garażu i tępo wpatrywałem się w szare ściany za oknem. Sam do końca nie wiedziałem, w którą stronę zmierzam i co w takich chwilach powinienem zrobić. Moje serce jakby stało. Nie biło, nie dawało najmniejszych oznak życia. Ściśnięte do granic możliwości tylko krzyczało i prosiło, bym się z nią pogodził. Ale nie umiałem. Nie potrafiłem znów jej przytulić, pocałować czy wyszeptać do ucha, jak bardzo jest piękna ze świadomością, że to samo robi największy casanova świata. Bo Marc Bartra do prawdziwej miłości się akurat nie nadawał.
Mijałem coraz to kolejne uliczki mocno zaciskając palce na kierownicy. Starałem się nie myśleć. Skupiałem uwagę na najmniej interesujących rzeczach jak reklama pasty do zębów, mężczyzna wyprowadzający psa na spacer czy kobieta trzymająca na rękach niemowlę... Małą kruszynę, o której zawsze marzyłem. I na którą Melodie nigdy nie była gotowa.
Po moich policzkach spłynęło kilka łez. Ile ja miałem lat? Dwadzieścia dwa? To nie czas na dzieci! Zawsze tak to sobie tłumaczyłem. A później patrzyłem na takiego Jamesa, Neymara czy Jese i wszystko po raz kolejny wprowadzało mnie w niezwykle wielki dołek. Prawda była taka, że ani ja nie byłem w stanie spełnić marzeń ukochanej, bo nie chciałem zostać starym, bezdzietnym facetem szlajającym się po najodleglejszych zakamarkach świata, ani ona nie potrafiła przyczynić się do ziszczenia moich pragnień, ponieważ nie miała najmniejszego zamiaru rodzić dzieci i mieszkać w maleńkim domku pod Madrytem. Pasowaliśmy do siebie jak pies z kotem. Czyli wcale.
Ale kochałem ją najbardziej na świecie. Od dnia, w którym się poznaliśmy wiedziałem, że jest wyjątkowa, jedyna, idealna dla mnie. A teraz? Teraz nie wiem już nic. Nie wiem kim dla niej jestem, czy nadal mnie kocha, ba, czy kiedykolwiek kochała.
Mijałem kolejne uliczki Madrytu i nie wiem jak, bo tego nie planowałem, znalazłem się pod jednym z miejscowych klubów. Zaparkowałem moje czarne audi przy głównym wejściu i po chwili stanąłem się w królestwie zabawy, kolorowych świateł, głośnej muzyki i alkoholu. Podszedłem do baru i zamówiłem mocnego drinka. Jedyne o czym marzyłem to odciąć się od tego wszystkiego. Chciałem choć na chwilę zapomnieć o tej cholernej niepewności. Rozejrzałem się po całej sali, większość stolików była zajęta. Zrezygnowany pokręciłem głową i zatrzymałem swój wzrok na brunetce siedzącej na jednym z tarasów. Mimo dość ograniczonej widoczności spowodowanej laserami i dymem wydawała się sympatyczna, interesująca. Raz kozie śmierć. Podszedłem do niej i zapytałem.
- Mogę się dosiąść? - Dziewczyna oderwała wzrok od swojego kolorowego drinka i spojrzała na mnie ciemnymi oczami. Były niesamowite! Czarujące i... i takie wyjątkowe.  
- Jasne, siadaj. - Delikatnie się uśmiechnęła, wskazując miejsce naprzeciwko.
- Francisco jestem, ale mów mi po prostu Isco. - Pokazałem rządek swoich białych ząbków.
- Raquel - odpowiedziała i zaczęła się bawić słomką w szklance. Kompletnie nie interesowała ją moja osobą. Musiałem zadziałać, w końcu jestem Isco Alarcón!
- Nie przyszłaś tu chyba zawierać nowych znajomości, prawda?
- Przyszłam się upić.
- To w sumie tak jak ja.
- Dziewczyna? - zapytała i spojrzała na mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami. Jej wzrok odbierał mi mowę.
- Tak jakby - wydusiłem z siebie - Chłopak?
- Tak jakby - odpowiedziała i zaczęła się śmiać.
- Zobacz ile nas łączy. Możemy upić się razem. 
- Zdecydowanie nie mam nic przeciwko. - Odgarnęła ciemne pasma do tyłu, nieznacznie unosząc kąciki pomalowanych na czerwono warg. Zapadła cisza, której żadne z nas w tamtej chwili nie chciało. - Co się stało?
Spuściłem wzrok, delikatnie zagryzając dolną wargę.
- Między mną a nią? - Przytaknęła, więc postanowiłem kontynuować. - Mam wrażenie, że mnie zdradza. Z największym idiotom, jakiego znam.
Raquel prychnęła, pociągając ze szklanki porządny łyk.
- Nacho zrobił dziecko mojej siostrze. Oczywiście wypierał się wszystkiego przez pełne dziewięć miesięcy i głupia mu wierzyłam. - Po jej policzkach spłynęło kilka łez, które od razu zapragnąłem zetrzeć. - Ale wczoraj przyszły wyniki badań DNA. One otworzyły mi oczy, pokazały, z jakim paskudnym typem żyłam przez bite trzy lata. Kogo kochałam i w pewnym sensie nadal kocham. Bo z miłości nie da się od tak wyleczyć, choć uwierz mi, bardzo, bardzo bym chciała. - Pociągnęła nosem, starając się usilnie i bezskutecznie opanować napad płaczu. - Czemu... Cz-czemu darzę miłością osobę o tak paskudnej osobowości? Zdolną kłamać, oszukiwać, zdradzać? Gdyby się wtedy chociaż do tego przyznał...
Ukryła twarz w dłoniach, bo wiedziała, że nie da rady dłużej walczyć z cierpieniem. Moje serce z kolei nagle ścisnęło się do wielkości małego orzeszka. Czułem niewyobrażalną potrzebę przytulenia jej i uspokojenia. Widziałem w niej Melodie. Tą kruchą dziewczynę, w której parę lat temu zakochałem się bez opamiętania. Którą chciałem chronić, mieć zawsze przy sobie, cieszyć się nią i w przyszłości wychowywać nasze dzieci. Ale teraz już niczego nie byłem pewien.
- Wiesz, co chcę teraz zrobić, prawda?
Pokiwała głową, nawet na mnie nie patrząc.
- Zrób to, proszę.
Wstałem, odstawiłem pustą szklankę na siedzenie i najdelikatniej jak tylko potrafiłem objąłem jej zmarnowane ciało. Naczynie, które trzymała w dłoni spadło na podłogę rozbijając się na tysiące kawałeczków. Ramiona zarzuciła na moją szyję, a twarz schowała w koszulce, która zaraz była mokra od słonych łez. Zupełnie mi to jednak nie przeszkadzało.
- Przepraszam Isco, musiałam się komuś wygadać. - powiedziała zakłopotana i starła rozmazany na policzkach tusz.
- Rozumiem, bardzo dobrze cię rozumiem.
- Pójdę już, tak będzie chyba lepiej. - chciała wstać z miejsca ale jej to uniemożliwiłem chwytając ją za rękę.
- Poczekaj, chcieliśmy się upić przecież. A ja nie lubię sam pić. - powiedziałem, a Raquel ślicznie się uśmiechnęła.
- No dobrze, zostanę.
Resztę wieczoru spędziliśmy przy kolejnych drinkach i wspólnych tańcach. Jak się okazało Raquel ma bardzo słabą głowę i po trzecim drinku nogi się pod nią uginały. Moje nocne wypady z Ramosem sprawiły, że potrafiłem wypić naprawdę dużo, a nadal kontaktowałem. W odróżnieniu do poznanej tego wieczora Hiszpanki.
- Raquel, koniec tego picia. Masz już dość. - wziąłem od niej pełną szklankę z alkoholem.
- Ej! - krzyknęła oburzona - Ja to piłam.
- Zawiozę cię do domu. - powiedziałem nie zważając na jej protesty.
- Ale ja nie chcę.
- Chodź, tak będzie lepiej. Zaufaj mi.
- Ufam. - wyszeptała i przykleiła się do mojego ramienia - Do domu! - zawołała.
- Gdzie mieszkasz?
- Nie pamiętam. - powiedziałam i zaczęła się śmiać.
- Jak to nie pamiętasz?
- Normalnie. - słodko się uśmiechnęła. Głęboko westchnąłem i podtrzymując ją zawołałem taksówkę. Wsiedliśmy do białego auta które zawiozło nas pod najlepszy hotel w mieście. Nie mogłem jej przecież zostawić samej. A do domu też nie mogłem jej zabrać. Co by pomyślała Melodie? Zresztą, nie interesuje mnie to w tym momencie. Wziąłem śpiącą Raquel na ręce i położyłem do dużego łóżka. Przykryłem ją białym prześcieradłem i odgarnialiśmy brązowy kosmyk włosów.
- Dobranoc Raquel. - szepnąłem.
- Zostań, proszę. - wymamrotała przez sen.
- Dobrze, zostanę. - powiedziałem cicho i położyłem się na małej kanapie.


        Pół nocy nie mogłam spać, Isco nie wracał, nie odbierał telefonów, martwiłam się o niego jak cholera. Wyobrażałam sobie najgorsze. Nie wiem co bym zrobiła gdyby coś mu się stało, przecież był dla mnie tak ważny. Nie istotne jest to czy go kocham czy już nie, on zawsze będzie jedną z najważniejszych osób w moim życiu.
Siedziałam na kanapie z podkulonymi nogami, owinięta popielatym kocem ze szklanką gorącej herbaty w ręce. Moje oczy były całe czerwone, mocno podpuchnięte brakiem snu podczas całej nocy. Po chwili usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi i odkładanych kluczy na szafkę. Moje serce momentalnie przyspieszyło, chciałam go już zobaczyć. Te piękne brązowe oczy, zarośniętą twarz i szeroki uśmiech. 
- Cześć - mruknął pod nosem i poszedł do kuchni po szklankę soku. 
- Gdzie ty byłeś całą noc? Martwiłam się..
- Niepotrzebnie. Idę się przebrać, zaraz mam trening - powiedział wkładając szklankę do zlewu.
- Isco do cholery! Porozmawiaj ze mną! 
- Nie mamy o czym. Byłem w klubie, trochę za dużo wypiłem i tyle. 
- Nie mogłeś chociaż zadzwonić? - powiedziałam łamiącym się głosem - Siedziałam tu całą noc, odchodziłam od zmysłów, a ty tak spokojnie mówisz, że nie mamy o czym rozmawiać? Kiedy my ostatnio ze sobą rozmawialiśmy? Cały czas się kłócimy, zachowujemy się jak pies z kotem, nie potrafimy normalnie usiąść i pogadać. Co się z nami stało? 
- Może ty mi powiesz? - krzyknął wściekły i trzasnął drzwiami wchodząc do łazienki. 
Załamana usiadłam na kanapie i schowałam twarz w dłoniach. Od spotkania Bartry wszystko się sypie, wszystko. I wiem, że to moja wina. Przez moją pieprzoną głupotę mogę stracić coś co jeszcze niedawno było dla mnie najważniejsze... Miłość.
 
 ~~§~~
Chciałyśmy bardzo przeprosić za tak długą nieobecność tutaj.
Czujemy się z tym beznadziejnie i chciałyśmy jeszcze raz bardzo przeprosić.
Miałyśmy problemy z czasem, sprzętem i weną. Przez problemy ze sprzętem nie potrafiłyśmy się zgrać, ale chyba wreszcie ogarnęłyśmy sposób. Mamy nadzieję, że następny rozdział pojawi się stosunkowo wcześnie i, że nadal ktoś czeka na te rozdziały.
Jeszcze raz przepraszamy.
Do następnego,
Ines i sueños ;*
 




piątek, 24 lipca 2015

Rozdział VIII

Następnego dnia obudziłam się targana falą niepewności. Odwrócona plecami do Isco oddychałam miarowo jednocześnie patrząc w otwarte okno. Serce podpowiadało słusznie, jak bardzo mylę się w ocenianiu moich uczuć do leżącego obok chłopaka. Wewnętrzny głos za to upierał się, że kocham tylko jego i tak naprawdę nie powinnam zadręczać się jakimś tam Katalończykiem. Problem w tym, że nie umiałam. Przed oczami nadal stała mi jego uśmiechnięta twarz, uroczo zarumienione policzki oraz stalowe, błyszczące oczy. I za każdym razem, gdy przywoływałam wspomnienia dotyku jego ramion, napierania warg na moje, zapachu delikatnych, niezwykle trafnie dobranych perfum automatycznie zalewało mnie gorąco jakby na potwierdzenie teorii serca, w którą usilnie nie chciałam wierzyć. Bo byłam zbyt głupia by zrozumieć, że w moim wieku człowiek może się ponownie zakochać. Zbyt naiwna by wiedzieć, że ludzie się zmieniają. Postrzegałam Bartrę jako przystojnego casanovę czyhającego na nowe ofiary, które bez zobowiązań wpełzną mu do łóżka. Zresztą taka była prawda! Coś jednak ściskało mnie od środka mówiąc, że się zmienił. Dla mnie. Ale obstawałam przy niemożliwości tej czynności. On już taki zostanie. A ja zostanę przy Isco.
Wyszłam na sporych rozmiarów balkon, z którego wychodził piękny widok na morze, oparłam się o zimną, metalową barierkę i głośno westchnęłam. W mojej głowie panował ogromnych rozmiarów galimatias. Najchętniej zapadłabym się pod ziemie i przeniosła do równoległego świata bez Isco i bez Marca. Panowałby tam spokój i mogłabym podjąć decyzję. Ale wiem, ze jedyną słuszną decyzją jest wymazanie z pamięci Bartry, powrót do faceta, dla którego jeszcze tak niedawno zrobiłabym wszystko. Potrzebuje jasnego znaku, który pomoże mi się w tym utwierdzić. Bo przecież ja go kocham.
- Dzień dobry skarbie - usłyszałam i momentalnie podskoczyłam. Odwróciłam się gwałtownie i delikatnie się uśmiechnęłam. Moim oczom ukazały się jego zarośnięte policzki, artystyczny nieład stworzony z kruczoczarnych włosów oraz piękny, szeroki uśmiech, który sprawiał, że zawsze miękły mi kolana.
- Dzień dobry - odpowiedziałam, a Isco przyciągnął mnie ku sobie. Nasze ciała dzieliły milimetry, czułam ciepło pulsujące w moich żyłach. O to mi właśnie chodziło, o dawne oznaki tego jak bardzo go kocham i pragnę.
- Co powiesz na wycieczkę? Wynajmiemy samochód i obejdziemy wyspę dookoła. - uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym przegarnął niesforny kosmyk moich włosów.
- Świetny pomysł misiu. - Chwyciłam go za rękę, mocno ściskając.
- Kocham Cię bardzo skarbie.
Spojrzałam w jego piękne, ciemne tęczówki.
- Ja ciebie też - wyszeptałam.
Wyszykowałam się najlepiej, jak mogłam, ale również tak, żeby było mi wygodnie. Założyłam jeansowe krótkie spodenki, kwiecistą koszule na szerokich naramkach, a włosy upięłam w niesforny kok. Na nogi założyłam sandałki na delikatnym obcasie a najpotrzebniejsze rzeczy włożyłam do małej torebki. Gotowa do drogi wyszłam z pokoju i udałam się na przyległy hotelowy parking, na którym czekał już mój chłopak. Oparty o maskę sportowego auta szeroko uśmiechnął się na mój widok, a oczami wyobraźni widziałam iskierki radości szalejące w jego brązowych tęczówkach schowanych za ciemnymi soczewkami okularów.
- Mam najpiękniejszą dziewczynę na świecie. Ślicznie wyglądasz, ale nie muszę Ci chyba tego mówić, bo sama dobrze o tym wiesz. - Chwycił mnie za dłonie i przyciągnął do siebie. - Jestem szczęściarzem - dodał, po czym musnął moje wargi. - Ogromnym szczęściarzem.
Cicho się zaśmiałam i wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
- Jedziemy? - zapytałam po chwili.
- Oczywiście. 
Niczym największy dżentelmen otworzył mi drzwi od strony pasażera i pomógł wsiąść.
Jechaliśmy kilkanaście minut, poranne słońce cudownie opalało nasze twarze przez otwarty dach, a delikatny wiatr rozwiewał nam włosy. Było tak, jak dawniej. Luźno, wesoło, spontanicznie. W pewnym momencie Isco pogłośnił radio i z głośników rozbrzmiało Get it started Pitbull & Shakira. Oboje bardzo lubiliśmy tę piosenkę, zawsze szaleliśmy do niej na różnych imprezach. Gdy usłyszeliśmy refren od razu zaczęliśmy śpiewać “Everytime I look into your eyes I feel like I could stare in them for a lifetime We can get started for life (tonight) For life ( tonight), for life ( tonight)” Te słowa idealnie oddawały to, co miało się dzisiaj stać. Nowy początek mojego związku z Isco. Zupełnie czysta karta, bez najmniejszych rys. Tak jakby... 
W połowie załamał mi się głos i by ukryć stopniowo pojawiające się w oczach łzy, spojrzałam w okno. Nadal nie mogłam zapomnieć o tym, ile do mojego życia wprowadził Bartra. Niespodziewanie odwrócił je o sto osiemdziesiąt stopni i zniknął, zostawiając jedynie numer telefonu. Swoją drogą nawet nie wiedziałam, gdzie go wcisnęłam. Mocno potrząsnęłam głową. Coś było ze mną nie tak. Cała ta grzeczna dziewczynka kłócąca się z Ramosem nagle zniknęła pod przykrywką kłamiącej zdziry. Tak się właśnie czułam. Jak głupia, puszczająca się z każdym idiotka.
- Zatrzymasz się? - poprosiłam, delikatnie pociągając nosem.
- Coś się stało?
Idealnie słyszane w jego głosie zaniepokojenie jeszcze mocniej ścisnęło moje gardło.
- Po prostu potrzebuję do toalety. - Powiedziałam to zbyt niepewnie. - Nic więcej. 
Pokiwał głową. Jechał jeszcze parę kilometrów, szukając stacji benzynowej. Dziesięć minut później parkował już na nawierzchni wyłożonej szarą kostką, a ja, nim zdążył się w ogóle odezwać, wyskoczyłam z auta. Musiałam odpocząć. Wziąć parę wdechów świeżego powietrza, pobyć chwilę sama, może nawet się wypłakać. To powinno dać mi kilka momentów w całości uwolnionych od katalońskiego stopera.

***

Oparłem głowę o siedzenie i zamknąłem powieki. Od dłuższego czasu działo się z nią coś dziwnego. Coś, co nie pozwalało mi spać. Ciągle odpływała, była w swoim świecie, myślała. Zacząłem się nawet zastanawiać, czy nie zapragnęła zakończyć tego związku. Zostawić mnie dla kogoś innego, lepszego. 
A może już kogoś ma? Nie, nie Melodie. Tak zawsze mi się wydawało. Ona nigdy nie byłaby wstanie dopuścić się zdrady, oszustwa. Kocha mnie, ja kocham ją i nie mogę myśleć inaczej, bo zwariuje. Wczorajszej nocy coś mnie obudziło, otworzyłem oczy i pozorną ciszę nocy zagłuszał jej płacz. Udając, że nadal śpię przytuliłem ją i po chwili ponownie zasnąłem. Tyle razy chciałem się zapytać, czy wszystko w porządku, ale zawsze brakowało mi odwagi. Nie chciałem usłyszeć tego najgorszego. Wściekły uderzyłem pięścią o kierownice. Jak zwykle zrobiłem to bardzo niefortunnie i rozciąłem sobie skórę. Strużka krwi popłynęła po mojej dłoni. W poszukiwaniu chusteczek otworzyłem schowek samochodowy, lecz po chwili zorientowałem się, że to nie mój samochód i ich tam nie ma. W oczy rzuciła mi się jednak torebka Mel. Wziąłem ją do ręki i zacząłem szukać małego opakowania chusteczek. Już miałem ją odkładać, gdy znalazłem małą, białą karteczkę w kratkę. Sięgnąłem po nią. Zobaczyłem numer telefonu, bez imienia właściciela. Wyjąłem komórkę, po czym z szybko bijącym sercem, trzęsącymi dłońmi wydusiłem cyferki. Usłyszałem pierwszy sygnał, drugi i po chwili znajomy głos
- No hej. - Zaniemówiłem. Nie, nie, nie! - Halo? Jest tam kto? Rany, co za idiota do mnie wydzwania - powiedział Bartra i się rozłączył. 
Zgniotłem papierek krztusząc się powietrzem. Spazmy bólu zmieszanego z niedowierzaniem co chwila nawiedzały moje ciało ukazując nieprzyjemną prawdę. Czyli jednak... mnie zdradziła? Z Marciem?! Pokręciłem głową jakby na zaprzeczenie własnych myśli. Dowody wskazywały jednak na coś zupełnie innego. Niby po co miałaby w torebce jego numer? Dlaczego nosiła go przy sobie i w ogóle jakim cudem go zdobyła? Byłem przekonany, że się nie znają, a jedyne słowa, jakie byliby w stanie wymienić podczas przypadkowego spotkania to powitanie i ewentualne szybkie pożegnanie. Jak widać się myliłem. Zresztą nie po raz pierwszy. 
Z prędkością światła zadzwoniłem do Ikera. Nie chciałem wkręcać Jordiego w pozorny konflikt między przyjacielem, a kolegą z drużyny. Sergio z kolei miałby jedno i to samo zdanie. Kazałby mi zostawić ją jak najszybciej. Dlatego postawiłem na kogoś neutralnego. 
- Isco? - spytał lekko zdziwiony. - Coś się stało?
Zaśmiałem się sarkastycznie.
- A czy musi się coś stać, żebym mógł porozmawiać z przyjacielem? 
- Pewnie nie. Zważając jednak na to, że jesteś tam z Melodie... 
- Dobra! - przerwałem mu. - Masz rację. Jak zawsze zresztą! 
Mój głos załamał się niespodziewanie, a głowa opadła na kierownicę. Chusteczka, która jeszcze chwilę temu tamowa wypływ krwi z niewielkiej rany zleciała bezwładnie na podłogę, idealnie odzwierciedlając mój stan. Byłem do niczego. I dokładnie tak się czułem. 
- Coś schrzaniłeś? 
Uderzyłem czołem o tapicerkę. 
- Czemu ja, co? - spytałem. - Może dla odmiany ona? Może to ona wszystko spieprzyła, cały ten wyjazd i nasz cholernie nierealny związek. W końcu nie ja poszedłem do łóżka z piłkarzem Barcelony, nie ja doprowadziłem tym do rozsypki swojego chłopaka i nie ja noszę numer kochanka w torebce doskonale wiedząc, że w każdej chwili mogę go znaleźć. Ale to przecież normalne. Ja pierdole. 
Z całych sił starałem się nie rozpłakać. Zatrzymać ten idiotyczny płyn pod powiekami, choć wiedziałem, że nie będzie to najłatwiejsze zadanie. Na całe szczęście jakoś mi się udało.
- Isco, uspokój się i powiedz o co chodzi, bo ja nadal nic nie rozumiem.
- Melodie... Ona mnie chyba zdradza - wydusiłem z trudem.
- Żartujesz?! Beznadziejny żart stary, ten ci nie wyszedł - powiedział ze śmiechem.
- Chciałbym.
- Ty nie żartujesz... O kurwa. Ale jak? Jesteś pewien?
- Nie, ale... Od tamtej kłótni zmieniła się. Niby jest ze mną, jednak czasami zachowuje się tak, jakby jej nie było - wyszeptałem. - Przed chwilą znalazłem w jej torebce numer Bartry. Skąd ona go miała? To nawet ja go nie posiadam. - Byłem załamany. Z każdą chwilą coraz bardziej chciało mi się płakać. - Iker, ja już do cholery nic nie wiem. Jeżeli ten idiota zabrał mi Melodie, to.. nie wiem, co zrobię. 
Już nie wytrzymałem. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Szybko starłem ją ręka i potrząsnąłem głową, żeby pozbyć się z oczu reszty słonego płynu.
- Spokojnie, może Ci się tylko wydaje, a to są jakieś cholerne zbiegi okoliczności. Spróbuj myśleć racjonalnie.
- Ja nie mogę jej stracić - załkałem. - Za bardzo ją kocham.
- Nie stracisz jej, słyszysz?! Nie ma takiej opcji!
- A jeśli.. - nie byłem w stanie dokończyć. Myśl, że mógłbym nie mieć jej przy sobie sprawiała, że w gardle powstawała wielka gula, a oczy momentalnie zachodziły łzami. Nie potrafiłbym bez niej żyć. Ta dziewczyna jest całym moim życiem, moim skarbem. To z nią chce założyć rodzinę, zestarzeć się. Patrzeć jak szykuje naszą córkę na balet, a synka zawodzi do szkółki Realu na treningi. Gdybym musiał wybierać miedzy nią, a piłką, nie zastanawiałbym się ani minuty. Pieprzyłbym wszystkie nagrody, puchary, gole i pieniądze. Ona jest wszystkim i ja nie mogę jej stracić. Nie poradzę sobie.
- Skończ się nad sobą użalać Alarcón! Tak nie zatrzymasz jej przy sobie.
- A co ja mam niby zrobić?
- Walcz! Tak jakby to był najważniejszy mecz w twoim życiu. Oświadcz się, cokolwiek. Dasz radę, wierze w ciebie.
- Dzięki Iker. Pomyśle nad tym - stwierdziłem.
- Tylko nie myśl za długo. Trzymaj się jakoś i do zobaczenia. 
Potrząsnąłem głową jakby nieświadomy, że nasz bramkarz nie może tego zobaczyć, wcisnąłem czerwoną słuchawkę na ekranie i schowałem telefon do kieszeni spodni. Ani trochę nie czułem się pewniej, niż przed tą rozmową. Wręcz przeciwnie. Zacząłem się zastanawiać, czy oświadczyny w takiej sytuacji mają w ogóle sens. Nawet najmniejszy. Jeśli ona naprawdę mnie zdradza i zgodzi się na ten ślub, to... to nic nie powstrzyma jej od robienia tego nałogowo, może nawet w naszym wspólnym łóżku. Musiałem jednak coś zrobić. Jakoś dowiedzieć się, czy to wszystko prawda. Czy moja podświadomość po raz setny nie robi sobie ze mnie głupich żartów.  
Pytanie tylko, jak to zrobić?

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział VII

Nic nigdy nie wywołało u mnie tak radykalnych kroków. Zawsze myślałam, że jestem jedną z tych zdecydowanych osób. Wiem, czego chcę i innym nic do tego. Dopiero wtedy zaczęłam na poważnie zastanawiać się, jak powinno wyglądać może życie. Czy to aby na pewno Isco jest tym jedynym. I w ogóle dlaczego zgodziłam się na tą cholerną noc z Marciem! Pytań było tysiące, odpowiedzi żadnej.
Drżącymi dłońmi ściskałam telefon starając się odnaleźć język w ustach. Nagle go zabrakło, co wbrew pozorom nie dziwiło mnie tak mocno. Dławiłam się każdym słowem pchającym się na światło dzienne, myślą znajdującą się w mojej głowie. Zaczynałam też uświadamiać sobie, jak zmieniają mnie kłótnie z ukochanym... No właśnie! Nadal mogę go tak nazywać? 
- Halo? Jesteś tam? - powiedziałam niepewnie.
- Jestem, ale spałem. Wiesz, że nie lubię jak się mnie budzi - powiedział zaspany.
- Ty ciągle śpisz. Mam problem, cholerny problem.
- Jesteś z Isco na romantycznym weekendzie i masz czas do mnie dzwonić? Co jest?
- Dlaczego nie powiedziałeś, że też macie wolne?
- A co ma jedno do drugiego?
- To, że Bartra tu jest - stwierdziłam i pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
- Co kurwa?!
No tak, od razu się rozbudził.
- Jordi, co ja mam robić? Gubię się w tym wszystkim.
- Spokojnie. Nic się nie dzieje, musisz się uspokoić. Rozumiesz? Isco nie może się zorientować.
- Wiem, ale.. Boję się... - wyszeptałam.
- Omijaj go szerokim łukiem i graj. Przestań o nim myśleć, natychmiast. On dla Ciebie nie istnieje! - mówił prawie krzycząc. Potrząsnęłam twierdząco głową w nadziei, że Jordi domyśla się mojego gestu. - Jesteś silna, pamiętaj o tym. I proszę cię, nie wywiń nic głupiego.
- Obiecuję - westchnęłam, zaciskając piekące powieki. 
- Zadzwoń, jak wrócicie do Madrytu.
- Jasne. Dziękuję Jordi. Dobranoc.
Roześmiał się dźwięcznie, doprowadzając mnie tym do szaleństwa. Mimo wszystko lekko się rozluźniłam, również unosząc kąciki ust.
- Była dobra, póki mnie nie obudzono - wywróciłam oczami, nieznacznie prychając. - Ale uznajmy, że wybaczam. Sprawa zaliczana do ważnych.
- Jasne Alba, lepiej idź już uprawiać swoje hobby i nie marudź!
- Dobra Orozco. Tyle, że spanie wcale nie jest moim hobby!
Rozłączyłam się. Opadłam na łóżko, ściskając w dłoniach jasny materiał hotelowej pościeli. Ten wyjazd miał być naszym czasem. Chwilą, w której wszystko wróci do normy. Odskocznią od codzienności. A w ostateczności niczym ostatnia kretynka musiałam rozpaczliwe ukrywać wszelkie skutki najgorszej zdrady, jakiej mogłam się dopuścić.


Uśmiechnęłam się, czując ciepłe promienie słońca na mokrej skórze. Potrząsnęłam delikatnie głową, usilnie starając się strząsnąć krople wody z nieskładnie ułożonych włosów. Krótko mówiąc stosowałam się do zaleceń Jordiego. Nie byłam przekonana co do słuszności podjętej decyzji, jednak nie miałam większego wyboru. Kochałam Isco. Zawsze był dla mnie najważniejszy. I nie mogłam stracić go przej jedną, głupio przeżytą noc. 
Zadrżałam, kiedy piłkarz położył dłonie na mojej talii. Przymknęłam powieki, rozkoszując się tą chwilą. Nie musiałam długo czekać. Andaluzyjczyk momentalnie zaczął całować mnie po szyi, coraz mocniej przyciskając ciało do własnego torsu. Serce przyspieszyło, a krew w żyłach zawrzała. Normalna reakcja. Stado motyli w żołądku zawsze wznosiło się do lotu, gdy mnie dotykał. Pragnęłam jego bliskości, byle tylko zapomnieć o wszystkim, co rodziło się w mojej głowie. Wplotłam palce w jego kruczo czarne włosy i spojrzałam wprost w ciemne tęczówki. Delikatnie uniosłam kąciki ust i pocałowałam jego malinowe usta.
- Kocham cię - wyszeptał.
- Ja ciebie też - odparłam. Mówiłam to jak najbardziej szczerze.
Mocno pragnęłam, aby wszystkie wyrzuty sumienia i wątpliwości zniknęły. Chciałam być znowu szczęśliwa u jego boku, przecież to z nim miałam dzielić przyszłość i przeciwstawiać się wszystkim problemom. A teraz? Teraz największym problemem był krzątający się po hotelu Katalończyk! Ale to wszystko moja wina. Gdyby nie wrodzona głupota, gdybym się z nim nie przespała, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. Jaką ja jestem idiotką!
Leżeliśmy w łóżku okryci jedynie cienkim, białym prześcieradłem. Francisco z szerokim uśmiechem na ustach zaplatał sobie moje włosy wokół palców i cały czas powtarzał jak bardzo mnie kocha i ile dla niego znaczę. Łzy same cisnęły się do oczu. Nie wytrzymałam i po chwili pozwoliłam spłynąć jednej z nich po moim policzku.
- Dlaczego płaczesz? - zapytał się z troską w głosie i szybko starł kciukiem słony płyn.
- Nie zasługuje na Ciebie - stwierdziłam szeptem, zgodnie z prawdą. - Jesteś dla mnie taki dobry, troszczysz się, robisz wszystko żebym była szczęśliwa. Nie jestem tego warta.
- Kochanie, co ty za bzdury opowiadasz? Jesteś najbardziej wartościową kobietą, jaką znam. Całym moim życiem!
Zacisnęłam wargi, czując silny ucisk w okolicach serca. Krwawiłam wewnętrznie. Cierpiałam. Nie mogłam znieść takich deklaracji wiedząc, jak strasznego czynu się dopuściłam. Myśląc o tym, że nie miał pojęcia, kto tak naprawdę leży w jego objęciach. Codziennie przytula się do niego z delikatnym, choć mocno nieszczerym uśmiechem. W rzeczywistości byłam zwykłym tchórzem. Bo mogłam mu powiedzieć. Ale nie umiałam. Może nawet nie chciałam. 
Potrząsnęłam głową, przykładając twarz do koszulki Hiszpana. Potrzebowałam chwili wytchnienia. Momentu, w którym nie musiałabym zamartwiać się o naszą przyszłość. Moją przyszłość. 
- Przepraszam Isco, plotę od rzeczy - westchnęłam trzęsącym się z nadmiaru emocji głosem. - Pójdę się przejść, może mi przejdzie. 
Delikatnie uniósł kąciki ust, ukazując błyszczące iskierki w tych swoich pięknych tęczówkach. Kochałam się w nie wpatrywać. Uwielbiałam spędzać godziny na tej czynności, choć tak naprawdę nigdy mu tego nie wyznałam. Zakochałam się w każdej, nawet najmniejszej części zarówno jego ciała, jak i osobowości, a mimo wszystko potrafiłam zdradzić tą miłość. 
- W takim razie wybieramy się na spacer.
- Nie! - zawołałam zbyt gwałtownie. Piłkarz zmierzył mnie wzrokiem, marszcząc z lekka brwi. - Po prostu obiecałam Cassie, że do niej zadzwonię. 
Strzał w dziesiątkę! Teraz z całą pewnością pozwoli mi troszkę od siebie odpocząć. 
- Faktycznie, moja obecność przy waszej jakże interesującej konwersacji może okazać się kompletnym niewypałem. - Zaśmiałam się, przytakując. - Tylko wróć szybko. 
- Obiecuję. 
Schowałam telefon i kartę pokojową do małej torebki i wyszłam na korytarz. Musiałam się uspokoić, tak jak mówił Jordi. Nie mogę dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Jeżeli chcę żeby wszystko wróciło do normy, muszę wybaczyć najpierw sobie. Pamiętać, że ta noc nic nie znaczyła, że to Isco jest najważniejszy. Inaczej nigdy nie będę już szczęśliwa.
Spacerowałam wąskimi uliczkami ogrodu otaczającego teren całego hotelu. Wiał delikatny wiatr, słońce mocno świeciło, z oddali było słychać śpiew ptaków. Marzyłam żeby obudzić się wreszcie z tego koszmaru. Dlaczego wszystko potrafi się tak po prostu posypać niczym domek z kart? Jedna nieprzemyślana decyzja może doprowadzić do ruiny czyjegoś życia?
Usiadłam na ławce przy plaży z pięknym widokiem na morze Śródziemne. Odetchnęłam z ulgą i wyrzuciłam z siebie wszystkie złe emocje. Pojedyncze łzy spływały po moich policzkach. Jestem idiotką!
- Nie ładnie to tak wychodzić bez pożegnania - usłyszałam znajomy głos. No nie, dlaczego to musiał być on?! - Pięknie wyglądasz.
- Zgubiłeś gdzieś swoją nową panienkę? - zapytałam zirytowana.
- Sama się zgubiła, ja jej szukać nie będę - powiedział z szerokim uśmiechem. - Zresztą, nawet nie wiem jak miała na imię.
- To mnie akurat nie dziwi.
Pokręcił sarkastycznie głową, zbywając powyższe słowa.
- Wróciłaś do Isco.
- Tak, ale nie zamierzam z Tobą o tym rozmawiać - stwierdziłam ostro, po czym wstałam z ławki.
- Zaczekaj! - chwycił moją dłoń i przyciągnął do siebie. Stanęłam na wprost. Nasze ciała były niebezpiecznie blisko, czułam zapach jego perfum, ciepło, dotykałam mięśni, które lekko opinał materiał jasnej koszulki. - Jak będziesz mnie potrzebować to dzwoń. O każdej porze - dodał i wcisnął w moją dłoń kartkę z numerem telefonu. - Będę czekał. 
Pocałował mnie w policzek i tak po prostu odszedł. Zostawił za sobą kupę bałaganu, dokładając do tego jeszcze dzisiejsze wydarzenia. Nie do końca wiedziałam, czy będę w stanie sobie z tym wszystkim poradzić. Czy dam radę sprostać przeciwnościom losu, które na mojej drodze stawia strasznie niesprawiedliwe życie. Chociaż... czy w moim przypadku było ono niesprawiedliwe? Zdradziłam najwspanialszego chłopaka na świecie z mężczyzną mającym na koncie więcej partnerek, niż ja wypitych puszek Red Bulla, oszukiwałam go na każdym kroku i do tego podniecałam się obecnością stopera Barcelony, jak by był nie wiadomo jak ważną dla mnie osobą. Nie. Zdecydowanie zasłużyłam sobie na taki los. Miałam cholerne szczęście, że nie było gorzej.
Wstałam, otrzepałam dół sukienki z kurzu i schowałam karteczkę do torebki uprzednio dokładnie jej się przyglądając. Nie rozumiałam, jaki miał w tym interes. Po co w ogóle dał mi ten numer. I niby od kiedy był wspaniałomyślnym przyjacielem uroczo dbającym o kobiety, z którymi wylądował w łóżku? To zdecydowanie musiała być jakaś pułapka. Do dzisiaj mogłam wspominać chwilę wpisania numeru Isco do pamięci telefonu. Wyglądało to zupełnie inaczej. Bez pocałunków w policzek czy napiętej atmosfery. Powietrze przepełniała raczej słodycz jego uroku i cała masa niepotrzebnego, obustronnego stresu. Każde było przekonane co do prawdziwości swoich uczuć. Każde chciało spędzić resztę życia z tym drugim. Dzielić z nim swoją codzienność, całować na powitanie i pożegnanie, przytulać i pocieszać w gorszych chwilach. Nadal do tego dążyliśmy. Bo przecież kryzysy zdarzają się nawet najlepszym, prawda?
Jak choćby zdrada Cristiano. Zabawił się, z tej zabawy wyszedł junior, a Irina mimo wszystko nadal ciągnie ich związek ku górze. Są razem. Cieszą się swoją obecnością. Planują przyszłość. Założenie prawdziwej rodziny, danie młodemu jak największej dawki szczęścia.
Problem polegał w tym, że Portugalczyk nie sika za swoją byłą. Wręcz przeciwnie, nie utrzymuje z nią żadnych kontaktów. Ja, w przeciwieństwie do niego, zachowywałam się w towarzystwie Bartry niczym naiwna, zakochana nastolatka z amerykańskich telenoweli. To się musiało wreszcie skończyć!
Z takim postanowieniem wróciłam do hotelu. Nadal nie miałam jednak pewności co do jego realizacji.

niedziela, 24 maja 2015

Rozdział VI

Sardynia. Piękne, lazurowe morze. Jasny, miękki piasek. I cudowne zatoczki dające szanse nurkowania. Po kilku godzinach spędzonych na wyspie można było poczuć się jak w raju. Dosłownie! Własnym, małym, prywatnym królestwie z przepiękną pogodą oraz jedynym facetem, którego kochałam nad życie. Nikt nie znaczył dla mnie aż tyle, nigdy nikogo nie pragnęłam równie mocno. Ale z każdym otrzymanym pocałunkiem myślałam jedynie nam dopuszczoną zdradą. Nad tym, jak bardzo go zraniłam. Choć on jeszcze o tym nie wiedział. 
Powolnym krokiem wyszłam z łazienki wsuwając we włosy ostatnią spinkę. Postawiłam na luźnego koka odsłaniającego szczupłe, lekko opalone ramiona. Tak chyba będzie najlepiej. Ciepło na zewnątrz przemawiało samo za siebie. Rozpuszczone, długie włosy mogły być jednym z największych popełnionych błędów przez przyjeżdżające w to miejsce kobiety. Dążyły bowiem do wariackiego bólu głowy, na który nie działały nawet najsilniejsze tabletki. 
Stanęłam przed szafą w celu wybrania odpowiedniego ubrania. Włożyłam dłoń między koszulki uśmiechając się pod nosem. Całość mieszała się w mojej głowie, choć mocno starałam się uniknąć takiego rozwoju wypadków. Myślałam o Bartrze, o tym, co może teraz robić. Czy znalazł sobie kolejną dziewczynę na jedną noc. I za każdym razem, gdy przyłapywałam się na owej czynności, momentalnie karciłam własną podświadomość. Niestety nie dawało to żadnych skutków. Wręcz przeciwnie. Sprowadzało do coraz częstszego pojawiania się Katalończyka w moim dotychczas pozornie spokojnym życiu.
- Seksownie wyglądasz w tym stroju - zamruczał Isco obejmując rękami moją talię. Przełknęłam głośno ślinę unosząc kąciki ust jeszcze wyżej. - Może poczekamy trochę z tą plażą?
Okręcił mnie delikatnie zmuszając do patrzenia w ciemne, hiszpańskie tęczówki. Zadrżałam.
- Chciałam się wygrzać na słoneczku. Póki jeszcze jest.
To wcale nie był wykręt! Chociaż musiałam przyznać, że sama powoli przestawałam wiedzieć, czego tak naprawdę potrzebuję do szczęścia.
- No dobrze - westchnął głęboko, kręcąc głową. - W takim razie gotowa?
- Daj mi chwilkę - pospiesznie zarzuciłam na siebie cienką, białą sukienkę dokładając do tego lekkie sandałki. - Możemy iść.
Andaluzyjczyk zaśmiał się uroczo obejmując moje ciało prawą ręką. Odprężyłam się pod wpływem ostrego zapachu męskich perfum. Uwielbiałam je, a do Isco pasowały naprawdę bardzo dobrze. 
Wyszliśmy z hotelowego pokoju przytulając się. Miałam lekkie wyrzuty sumienia. Nie potrafiłam wybaczyć sobie tej jednej, niby nic nieznaczącej nocy. Chwile spędzone z Marciem nadal siedziały głęboko w mojej głowie, może nawet sercu. Cała ta impreza wywróciła wszystko do góry nogami. Nie pasowało mi to. Nie potrzebowałam tego. 
Drewnianą promenadą skierowaliśmy się w stronę piaszczystej plaży zajmującej imponujący obszar. Wyglądała zachęcająco. Złapałam piłkarza za rękę krzyżując jego palce ze swoimi. Uwielbiałam to robić, z niewiadomych powodów czułam się wtedy niezwykle bezpiecznie. Uświadamiałam sobie, jak mocno mnie kocha. I że nigdy nie pozbędzie się tego pięknego uczucia. 
- Dziękuję, że mnie tu zabrałeś - ucałowałam jego policzek zajmując w miarę wygodne miejsce na ziemi.
- Dla ciebie wszystko księżniczko - szepnął mi do ucha i przeczesał niesforny kosmyk. - Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Moje serce natychmiast mocno się ścisnęło. Naprawdę go kochałam, był moją bezpieczną przystanią, przy nim zawsze czułam się wyjątkowo. Obdarowywał mnie prezentami, kupował kwiaty bez okazji, zabierał do drogich restauracji czy na krótkie wyjazdy w wyjątkowe miejsca. Chciałam być przy nim, już na zawsze. Swoją przyszłość widziałam u jego boku. Nasza dwójka siedząca na hamaku wtulona w siebie, z biegającą wokół gromadką dzieci. Miałyby jego oczy. Tak piękne, brązowe tęczówki, w które potrafiłam wpatrywać się pełnymi godzinami. 
Noc z Bartrą była błędem. Ogromnym błędem! To nie powinno się wydarzyć, nie miało prawa. Jednak życie jest nieprzewidywalne. Jedna kłótnia pociągnęła za sobą tak wielkie konsekwencje. Mnóstwo razy siadałam przy Isco, brałam głęboki oddech, szykowałam się do wyznania prawdy. Ale w ostatniej chwili coś mnie powstrzymywało. Bałam się jego reakcji. Wiedziałam, że to byłby koniec. Hiszpanie nie wybaczają zdrady, nie oni...
- Coś się stało? - spytał kojąco gładząc mnie po plecach. 
Opanowałam łzy goszczące pod powiekami. Pod żadnym pozorem nie mogły wyjść na światło dzienne. 
- Wszystko w porządku - skłamałam trzęsąc się mimo wysokiej temperatury powietrza. - Po prostu cieszę się, że tu jesteś. 
Zmarszczył czoło, lekko się uśmiechając. Nękały mnie wątpliwości co do przyswojenia przez niego wcześniejszych słów. 
- Też się cieszę - westchnął, kładąc dłoń na moim policzku. - Nareszcie sami, bez nieproszonych gości czy nieokiełznanego Ramosa wchodzącego Ci na głowę. 
Zaśmiałam się opierając swoje czoło o jego. Nie czułam się komfortowo. W ciemnych oczach chłopaka widziałam barcelońskiego obrońcę wyrywającego coraz to nowe panny, by później, po wspaniale spędzonej nocy zostawić je na pastwę losu. Z niewiadomych przyczyn bolały mnie te wyobrażenia. 
- Sergio nie jest taki zły - mruknęłam starając się wyprzeć Marca z pamięci. - Seksownością tuszuje wszystkie wady. 
Alarcón odsunął się nieznacznie, wysoko unosząc brwi w geście zdziwienia. 
- Ej, ej! To ja mam być dla Ciebie seksowny, nie jakiś tam grubo starszy stoper! 
Prychnęłam oplatając ramionami jego szyję. Moje serce przyspieszyło dając pewnego rodzaju ulgę. Utwierdziłam się co do mojej, na całe szczęście jeszcze istniejącej miłości.


Stanęłam przed szafą po raz kolejny tego dnia. Mój dylemat dotyczył kreacji na idealną,  romantyczną kolację. Do wyboru zostały mi dwie, resztę propozycji jakimś cudem udało mi się odstawić. Jedna biała, koronkowa, a druga czarna, bez żadnych wzorów.
- Błagam, pomóż! Która? - zapytałam  trzymając w rękach wieszaki.
- Jak dla mnie możesz iść goła - powiedział z cwaniackim uśmieszkiem.
- Isco!
Zaśmiał się promiennie obrywając pierwszą lepszą gazetą.
- Czarna. Krótsza i bardziej dopasowana. Będzie idealna.
Cicho prychnęłam zdegustowana jego słowami i ubrałam wybraną przez niego sukienkę. Włosy rozczesałam. Tym razem pozostały rozpuszczone. Na nogi założyłam wysokie szpilki, które sprawiły że chodź trochę przybliżyłam się wzrostem do mojego chłopaka.
- Ślicznie wyglądasz.
Przytulił mnie po chwili i krótko pocałował.
- Dziękuję. Będę pasować do mojego elegancika.
Zaśmiałam się. Alarcón mimo nigdy nie stał przed szafą tak samo długo jak ja i zawsze wyglądał perfekcyjnie. Bez względu czy był w dresie, eleganckim garniturze czy też stroju sportowym. Biała koszula z czarnymi lamówkami idealnie opinała się na jego umięśnionym ciele. I jeszcze nieogolone policzki wzbudzające moje uwielbienie.
- Możemy iść.
Cmoknęłam go w policzek i wsunęłam moją dłoń w jego. Uśmiechnięci wyszliśmy z pokoju i hotelowymi chodniczkami kierowaliśmy swoje kroki ku restauracji na skarpie, z której rozciągał się przepiękny widok na zatokę. Zachodzące słońce nadawało niebu niesamowite kolory, przez róż, pomarańcz, aż do fioletu. Byliśmy prawie przy wejściu, gdy przypadkowo wpadliśmy na parę, która również się tam udawała. Podniosłam wzrok i zamarłam. On tutaj? Boże, dlaczego?! Zarumieniona mocniej ścisnęłam rękę Andaluzyjczyka i z szybko bijącym sercem przełknęłam ślinę. Życie chyba naprawdę mnie nienawidziło.
- Marc? - spytał Isco, niepewnie marszcząc czoło. Jak widać obecność barcelońskiego piłkarza w tym miejscu zszokowała go równie mocno, co mnie.
- Nie, święty Walenty.
W normalnej sytuacji wywróciłabym pewnie oczami. Wtedy miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu.
Serce waliło mi jak oszalałe, nie wiem czy z nerwów czy dlatego że Bartra stał przede mną z jakąś blond panienką.
- Świat jest jednak mały. – powiedział rozradowany Katalończyk. Kątem oka widziałam niezadowolenie mojego partnera spowodowane jego obecnością. Wszystkie jego mięśnie się napięły i teraz on ścisnął mocniej moją dłoń.
- Masz rację. – powiedział oschle Andaluzyjczyk. – Wybacz, ale troszkę się spieszymy. Umieramy z głodu.
- Jasne, do zobaczenia potem.
Potem… dlaczego to potem trwało tak krótko? W restauracji okazało się, że Marc ze swoją nową zdobyczą mają zarezerwowany stolik kilka metrów od nas. Jak na złość usiadł tak, że byliśmy na wprost siebie. Cały czas czułam na sobie jego wzrok, miałam wrażenia, że moje policzki przybrały już najciemniejszy kolor czerwieni. Isco coś mówił ale kompletnie go nie słyszałam. Myślami byłam przy obrońcy, wiedziałam, że znajduje się w zbyt niebezpiecznej odległości. Sam fakt że znajduje się na tej samej wyspie, w tym samym hotelu, w tej samej restauracji przysparzał mnie o zawroty głowy.
- Melodie, wszystko w porządku? - zapytał z troską chwytając moją trzęsącą się dłoń.
- Tak - odpowiedziałam niepewnie.
- Strasznie pobladłaś, dobrze się czujesz?
- Głowa mnie rozbolała, a nie wzięłam z pokoju tabletek - skłamałam, chociaż była w tym odrobinka prawdy. W głowie miałam tysiące myśli, których nie powinno tam być.
- Poproszę kelnerów, może coś mają.
- Isco, obrazisz się, jeśli wrócimy do siebie? Położę się i może mi przejdzie. Przepraszam.
- Oczywiście - wstał z miejsca, a po chwili wyciągnął swoją dłoń i mu zawtórowałam. - Moje biedaczysko - uśmiechnął się delikatnie i pocałował mnie w czoło. - Wracajmy.
Dobrze wiedziałam, że całej tej sytuacji ze skupieniem przyglądał się Bartra. Miałam dziwne wrażenie, że jest świadomy tego, jak na mnie zadziałał. A było to niezwykle irytujące.
Pociągnęłam Hiszpana w kierunku wyjścia cały czas patrząc na podłogę. Bałam się podnieść wzrok, jakby równie zuchwały czyn miał przenieść moją godność do dziury zwanej nicością. Wbrew pozorom właśnie tak mogło się stać. Przecież nikt w dzisiejszych czasach nie wybacza zdrady. A ja się jej dopuściłam. Cholera! Przełknęłam głośno ślinę ledwo opanowując napływające do oczu łzy. Ściśnięte do granic możliwości gardło oczywiście ograniczało wiele codziennych czynności, jednak nie ubolewałam nad tym. Może to i lepiej.
Alarcón otworzył drzwi kartą wpuszczając mnie przodem. Momentalnie ściągnęłam wysokie szpilki zostawiając je w przedpokoju. Przeczesałam włosy palcami biorąc kilka głębszych oddechów. I właśnie wtedy stało się coś, czego miałam nigdy nie doświadczyć. Piłkarz przytulił mnie do torsu delikatnie całując w czoło, a mnie ogarnęły wątpliwości. Już nie wiedziałam, czy nadal go kocham. Czy ciągle mogę mówić o szczerej miłości w naszym przypadku.
- Połóż się, pójdę po coś do zjedzenia - szepnął zakładając zabłąkany kosmyk za moje ucho. - Zaraz wracam.
Potrząsnęłam głową słysząc odgłos kroków, a zaraz za nim ciche trzaśnięcie drzwiami. Zamiast pogrążenia się w śnieżnobiałej pościeli wybrałam coś o wiele bardziej dziwnego. Dopadłam telefon komórkowy chłopaka leżący na stoliku do kawy i szybko przejrzałam listę kontaktów. Nim się obejrzałam, dzwoniłam do Jordiego.
Kurwa, co ja w ogóle robię?! Chyba zaczynam poważnie świrować...

~~§~~
Całe szczęście, że mamy trochę rozdziałów napisanych do przodu bo ostatnio (przez miesiąc) nie ruszyłyśmy nic ;-; Ale na szczęście coraz bliżej końca szkoły i tyle czasu na pisanie. ❤️ A nie planujemy szybko skończyć tego opowiadania bo pomysłów mamy na nie tysiące. Co bardzo mnie cieszy bo kocham pisać z moją utalentowaną Misią ❤️
Do następnego,
Ines i sueños ;* 



czwartek, 7 maja 2015

Rozdział V

Zamrugałam parę razy oślepiona dziennym światłem. Cały obraz doszczętnie się zamazywał, ale rozpoznałam pokój jednego z droższych, madryckich hoteli. Otoczenie było obce. Miałam wrażenie, że widzę je po raz pierwszy. Chciałam się podnieść, jednak coś stawiało mi dziwny opór. Męska dłoń spoczywająca na mojej talii. Uśmiechnęłam się delikatnie odwracając w stronę ukochanego. Tylko czemu nie jesteśmy we własnym mieszkaniu? Przetarłam oczy biorąc głębszy oddech, gdy zobaczyłam śpiącego Bartrę. Zamarłam. Automatycznie podwinęłam kołdrę z mocną nadzieją bijącą w okolicach serca. Nic z tego. Byłam kompletnie naga. O cholera! Co ja najlepszego zrobiłam?! Kurwa jego mać! Wydarzenia zeszłego wieczoru i nocy zaczęły wracać do mnie niczym bumerang. Chwyciłam rękę obrońcy, powoli ją z siebie ściągnęłam. Zamruczał coś niezrozumiale. Na całe szczęście spał dalej. Kręcąc głową, zupełnie załamana udałam się do łazienki po drodze zbierając własną bieliznę. Stanęłam przed lustrem oddychając głęboko. Tylko nie panikuj! Przeniosłam wzrok na sporych rozmiarów malinkę widniejącą zaraz nad wystającym obojczykiem. Chwilę później byłam zmuszona do starcia pojedynczej łzy spływającej po policzku. Jestem najgorszą dziewczyną świata!
Szybko ogarnęłam fryzurę, dokładnie rozczesując splątane pasma. Poprawiłam rozmazany makijaż i ubrałam się w krótką sukienkę. Najchętniej wyrzuciłabym ją na śmietnik. Nacisnęłam klamkę po cichu stawiając każdy krok. Spojrzałam na Hiszpana by upewnić się, że śpi i wyszłam. Zwyczajnie zniknęłam mając nadzieję, iż o niczym nie będzie pamiętał. Przeszłam korytarzem kilkanaście kroków mocno zaciskając pięści. Ledwo powstrzymywałam histeryczny wybuch płaczu.
- Melodie? - zaklęłam w duchu słysząc znajomy głos i z wymuszonym uśmiechem się odwróciłam.
- Jordi! - zawołałam. Z niewiadomych powodów ścisnęłam uda nie mogąc opanować drżących dłoni. 
- Co ty tu robisz? Na dodatek tak wcześnie?
Mierzył mnie wzrokiem od stóp do głów. Czułam się jak na przesłuchaniu w siedzibie FBI. Straszne doświadczenie!
- Yym no... - Chciałam się jakoś wytłumaczyć, jednak kompletnie mi to nie wychodziło. Musiałam wyglądać dość komicznie.
- I dlaczego wychodziłaś z pokoju Bartry? Melodie ty chyba... Nie spałaś z nim, prawda? 
Rany, jak to okropnie zabrzmiało. 
- Błagam cię, nie na korytarzu - szepnęłam, przełykając głośno ślinę. 
- W takim razie zapraszam do siebie. Od tłumaczeń się nie wywiniesz. - Otworzył drzwi sąsiedniego pokoju i ruchem ręki wskazał wnętrze. - A ja myślałem, że to Isco jest popieprzony - powiedział pod nosem.
Pomieszczenie okazało się lustrzanym odbiciem pokoju barcelońskiego stopera. Żołądek podszedł mi do gardła usilnie przywołując wszystkie niechlujne sceny wczorajszego wieczora. Jaka ja byłam głupia! 
Niepewnie usiadłam na brzegu łóżka powstrzymując napływające do oczu łzy. Spojrzałam na Jordiego nonszalancko opierającego się o komodę. Sama nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy lepiej zacząć płakać. 
- Nie będę owijał w bawełnę. Spałaś z nim? 
Drgnęłam biorąc głęboki oddech. Nie ma co kłamać i jeszcze bardziej komplikować sprawy. 
- Tak - powiedziałam zrezygnowana, chowając twarz w dłoniach. - Nie wiem, jak to się stało. Znaczy wiem, ale.. cholera! 
Obrońca nic nie odpowiedział. Westchnął głęboko podchodząc do mnie. Z zatroskaniem objął moje szczupłe ciało ramionami. 
- Jestem podła. Jak mogłam zrobić coś takiego?
Łzy zaczęły spływać po moich policzkach, nie miałam już na nic siły. 
- Ej no, nie płacz mi tu! Jesteście popaprani, oboje! - Zaśmiał się, mocniej mnie przytulając. Delikatnie uniosłam kąciki ust ku górze, choć nie chciałam tego robić. - Ale jesteście też najlepszą znaną mi parą - mówił, głaszcząc mnie po plecach. - Kochasz go? 
- Oczywiście. 
- On Ciebie też, dlatego zrobisz to, co powiem, dobrze? 
Potrząsnęłam twierdząco głową, opanowując drżące z nadmiaru emocji dłonie.
- Za dwie godziny wracamy do Barcelony. Zapominasz i omijasz Bartrę szerokim łukiem. To co się wydarzyło dzisiejszej nocy nie może wyjść poza naszą trójkę. Teraz idziesz posłusznie do domu, godzisz się z Isco i znowu jesteście najsłodsi na tym świecie. Rozumiemy się? 
- Tak Jordi. Dziękuję. 
Pocałowałam go w policzek na pożegnanie, ocierając wodę z twarzy. 
- Do usług. A tak na marginesie, musiałaś wybrać akurat największego casanove, jakiego znam?
Pokręciłam głową, słysząc jego śmiech. Cały Alba. 
- A czy ty zawsze musisz obracać takie sprawy w żart? Przyznaj się, ile razy...
- To już inna sprawa - bąknął czerwony niczym dojrzały pomidor. Prychnęłam rozbawiona. 
- Do kiedyś - rzuciłam na odchodnym. 
Ruszyłam w stronę drzwi, słysząc kilka słów pożegnania. Miałam szczerą nadzieję, że Isco o niczym się nie dowie. Pytanie tylko, jak wyobrażam sobie życie w ciągłym kłamstwie, oszukiwanie go będąc z nim w prawdziwym związku?
Już teraz zżerały mnie okropne wyrzuty sumienia.

***

Pokręciłem głową, oglądając powtórkę El Clasico. Gorzej chyba w życiu nie zagrałem! Przerzuciłem kanał mając nadzieję na coś ciekawego. Spotkanie Arsenalu. Przejechałem wzrokiem linię boiska w poszukiwaniu Mesuta. Robiłem wszystko, byleby tylko zapomnieć o wczorajszej imprezie. Lepiej, gdyby jej w ogóle nie było. 
Uderzyłem pięścią w poduszki kanapy zaciskając mocno zęby. Cholerny Bartra! Nigdy za nim nie przepadałem, teraz niechęć zmieniła się w nienawiść. Za pół roku połamię mu te śliczne kosteczki wyładowując przy okazji wszystkie negatywne emocje. Nie mogłem pozwolić, by ktoś jego pokroju dobierał się do mojej Melodie. By ktokolwiek inny trzymał ją w ramionach. 
Doszedł mnie dźwięk zamykanych drzwi. Odwróciłem się nieznacznie, słysząc w tle głos komentatora. Ramsey strzelił bramkę. Uniosłem kąciki ust ku górze na tę wiadomość. Ale miałem do załatwienia także coś o wiele mniej przyjemnego. 
Obcasy delikatnie uderzające o podłogę były coraz bliżej. Na mój widok Hiszpanka momentalnie się zatrzymała otwierając lekko usta ze zdziwienia. Zabrakło mi języka w gębie, nie wiedziałem co mam powiedzieć. Chciałem ją mocno przytulić, wyznać, jak tęskniłem. 
- Myślałam, że masz trening - mruknęła niepewnie, kładąc torebkę na najbliższej szafce. 
- Carlo nam odpuścił, trochę wczoraj popiliśmy - stwierdziłem, delikatnie unosząc kąciki ust. Nie było mi w ogóle do śmiechu, przed oczami cały czas majaczył klejący się do mojej dziewczyny stoper. Mojej... Obawiałem się tego. Zaraz mogę usłyszeć, że już nie mojej. 
Nastała dość krępująca cisza. Żadne z nas nie chciało i nie wiedziało jak zacząć. Nagle równocześnie wymówiliśmy swoje imiona. 
- Ty - powiedziała po chwili z delikatnym uśmiechem. Uśmiechem, który tak kochałem. Był najpiękniejszym widokiem, dodawał mi sił i został zarezerwowany tylko dla mnie. Uśmiech, dzięki któremu wiedziałem, jak bardzo mnie kocha. 
- Jeżeli chcesz zabiorę dzisiaj wszystkie swoje rzeczy i się wyprowadzę - to były zupełnie nieprzemyślane słowa, ale miałem dziwne wrażenie, że właśnie po to moja ukochana przyszła do naszego wspólnego, jak na razie, mieszkania.
Przybrała oszołomioną minę, uroczo marszcząc czoło. Ledwie powstrzymywałem łzy usilnie pragnące wyjścia na światło dzienne. Nie mogłem płakać, przynajmniej nie teraz.
- Żartujesz, prawda? - pisnęła, przełykając głośno ślinę.
Wziąłem parę głębszych oddechów starając się uspokoić silne emocje. Nic z tego, chorobliwe drżenie dłoni trwało w najlepsze. 
- Nie - wstałem z kanapy by możliwie jak najdłużej wpatrywać się w jej czekoladowe tęczówki. - Mówię całkowicie poważnie.
- Nie chcę, żebyś się wyprowadzał - stwierdziła cicho - Ta szarpanina jest bez sensu Isco. Kocham Cię - dodała i pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Doskoczyłem do niej w celu starcia słonej wody. Momentalnie wziąłem ją w swoje ramiona mocno przytulając do torsu. 
- Czy to znaczy, że wróciłaś? - zapytałem, niepewnie głaszcząc ją po długich, kasztanowych włosach. 
- Jeśli nadal mnie chcesz. 
- Kotek, kocham Cię najbardziej na świecie! - Chwyciłem jej twarz w dłonie i spojrzałem w zapłakane oczy. - Nigdzie Cię już nie wypuszczę, słyszysz? Jesteś tylko moja - powiedziałem, po czym musnąłem jej usta.
Zaśmiała się uroczo, rozpalając we mnie wszystkie komórki szczęścia. Uwielbiałem ten dźwięk!
- A ty mój oczywiście - szepnęła, zarzucając ramiona na moją szyję. 
Nie wytrzymałem. Wziąłem ją na ręce namiętnie całując. Zająłem miejsce w fotelu kładąc brunetkę na kolanach. Obiecałem sobie, że już nigdy jej nie wypuszczę. Nie pozwolę, by ktoś pokroju Bartry dobierał się do mojej ukochanej. Potrzebowałem naszego związku niemal tak samo mocno, co tlenu. Nie mogłem pozwolić jej odejść, dawała mi zdecydowanie za dużo życiowej radości. 
Po chwili odsunąłem się nieznacznie, patrząc prosto w te magiczne tęczówki. Nie powstrzymałem lekkiego westchnienia zmieszanego z promiennym uśmiechem.
- Zapraszam Cię na kolację. Co Ty na to?
Pokręciła głową z chichotem wplatając palce w moje włosy.
- Nie umiałabym odmówić.

*** 

Wszystko powoli wracało do normy. Udało mi się odzyskać moją Melodie. Czasami jednak budziłem się nocą w obawie, że jej nie ma. Że to wszystko było jednym, długim snem. Na szczęście zawsze się myliłem, moja mała spała obok, cieszyła mnie pocałunkami i ciepłymi słowami. Życie przywróciło radość, wstawałem z uśmiechem na ustach, granie w piłkę ponownie nabrało sensu. Ale ciągle męczyła mnie jedna rzecz. Niekiedy przyłapywałem ją na rozmyślaniu. Niby nie ma w tym nic dziwnego, zupełnie ludzka sprawa zdarzająca się dosłownie każdemu. U niej wyglądało to z grubsza inaczej. Odpływa daleko, wspominała, nie było jej ze mną. A kiedy już sprowadzałem ją na ziemię, musiała ukrywać spływające po policzkach łzy. Obawiałem się, że coś się wydarzyło. Coś, co nie daje jej spokoju. Nie mogłem pomóc, po każdym zadanym pytaniu wykręcała się obejrzanym niedawno filmem czy przyjaciółką, której zdechł pies. Nie wierzyłem jej.
Stanąłem w progu patrząc na nią z zaciekawieniem. Oglądała mój debiut w barwach reprezentacji Hiszpanii. Mecz, w którym Bartra zdobył dwie bramki. Sam nie wiem, czemu skojarzyły mi się akurat te dwa fakty, to raczej nie ma ze sobą powiązania. Przynajmniej w jej głowie. Uśmiechnąłem się delikatne, rozluźniając wszystkie mięśnie. Dostaliśmy wolny weekend od Carlo, powinienem się cieszyć, wykorzystać go w możliwie jak najlepszy sposób. Tak też zrobiłem. Kupiłem bilety lotnicze, wynająłem pokój w najlepszym hotelu. Chciałem spędzić te kilka dni tylko i wyłącznie z nią. 
- Kochanie, mam dla Ciebie niespodziankę - powiedziałem zajmując miejsce obok. Spojrzała na mnie zaciekawionym wzrokiem uroczo unosząc brwi. - Jedziemy na wakacje. Krótkie, ale tylko we dwoje. Ty i ja. 
Uśmiechnęła się z lekkim wyrazem niedowierzania.
- Naprawdę? Nie żartujesz? Dobrze wiesz, że nienawidzę Twojego poczucia humoru.
Skrzywiłem się nieznacznie obejmując ciało brunetki ramieniem. Faktycznie, czasem miewałem dziwne pomysły. Niczym ostatni kretyn w ostatnie święto psikusów wkręciłem ją i Sergio, że będę miał dziecko z Pilar. Oczywiście prezenterka to potwierdziła. Ramos jak to Ramos, dał sobie wszystko wytłumaczyć. Z Mel było gorzej. Musieliśmy u ginekologa udowadniać, że nie ma żadnej ciąży, a nasze domniemane dziecko nigdy nie istniało. 
- Tak. Sardynia, tam jeszcze nie byliśmy.
Jej oczy przeszyły dwie błyskawice ukazujące moc ogarniającego ją szczęścia. 
- Rany, Isco! Nawet nie wiesz, jak się cieszę - westchnęła przytulając się mocno. - Kiedy lecimy? 
- Za pięć godzin. 
Gwałtownie odsunęła się wywołując u mnie falę panicznego śmiechu.
- Zwariowałeś?! Przecież to tak mało czasu! Muszę nas spakować! - krzyknęła szybko podnosząc się z miejsca. Zdążyłem chwycić ją w pasie i przyciągnąć do siebie. 
- Poczekaj jeszcze chwilę.
Patrzyła w moje oczy z niebezpiecznie bliskiej odległości. Miałem wrażenie, że znajduję się w równoległej rzeczywistości. Tam nie ma smutku, cierpienia czy płaczu. Jest tylko radość, spełnienie.
- A na co?
Uniosłem kąciki ust, przysuwając się jeszcze bardziej.
- A na to - szepnąłem, składając na jej wargach delikatny pocałunek. - Teraz droga wolna.

~~§~~
Szczerze mówiąc bardzo lubię to opowiadanie. Zresztą jak każde pisane z moją kochaną Ines ♥
W sumie to sama nie wiem, czy planujemy coś jeszcze. Ale chyba tak, prawda?;)
To zostawiamy Was z czytaniem i do następnego.
Ines i sueños

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział IV

Opuściłem powieki opierając głowę o chłodną nawierzchnię ściany. Muzyka dudniła w moich uszach zagłuszając wszystkie myśli. Może to i lepiej? Powoli zaczynałem żałować, że pchałem się do tak znanych klubów piłkarskich. Życie wykreowanego celebryty było do bani!
- Skąd jesteś? - spytałem głupio wracając do poprzedniej pozycji. Spojrzałem prosto w jej szafirowe oczy czując dziwny ucisk w żołądku. 
- Nie rozumiem - mruknęła, marszcząc brwi. 
Zaśmiałem się delikatnie. 
- Nieważne, faktycznie głupie pytanie. 
Uciekła wzrokiem w bok wyraźnie kogoś szukając. Głośno przełknęła ślinę ukrywając ogarniający ją ból. Musiałem zobaczyć, na kogo patrzy. Całe moje ciało tego pragnęło. Odwróciłem więc głowę z szybko bijącym sercem. Nie chciało się uspokoić. 
- Isco - szepnąłem nieświadomie. 
- Tak - odpowiedziała smutno. - Mój...
- Chłopak? 
- Nie wiem, w tym momencie nic już nie wiem. - Delikatnie pokręciła głową, a jej oczy mocno się zaszkliły.
- Co się stało? - spytałem lekko zaniepokojony.
- Wszystko idzie nie tak, jak powinno. 
Nie naciskałem, skoro nie miała zamiaru się przede mną otwierać, niech tego nie robi. Każdy ma jakieś tajemnice. Ja sam nie byłbym w stanie wyjawić wszystkiego, co udaje mi się jeszcze przed światem ukrywać.
Powoli przysunąłem się do niej i spojrzałem w ciemne, hipnotyzujące tęczówki.
- Nie płacz, taka ślicznotka nie może cierpieć z powodu jakiegoś dupka. 
Nieznacznie się rozpromieniła, po czym przegarnęła swoje długie włosy. 
- Nie myśl już o nim, lepiej chodź zatańczyć. Niech zobaczy, że bez niego też Ci dobrze. 
Nie do końca przekonana wstała z miejsca i chwytając mnie za rękę wyszliśmy na parkiet. Żwawo ruszaliśmy się w rytm rockowej muzyki dźwięczącej w całym klubie. Wtedy dopiero dostrzegłem jak cholernie jest seksowna. Długie nogi, krótka sukienka idealnie opinająca jej kształty, pełne, delikatnie rozchylone wargi i ciemne oczy podkreślające głębię tęczówek. Zadrżałem. Podniecenie samym wyglądem nigdy nie prowadziło do udanych ruchów. 
Wreszcie wszyscy zwolnili. Zadowolony przyciągnąłem ją do siebie i chwyciłem w talii. Ona objęła moją szyję ramionami wplatając zgrabne palce w ciemne włosy. Westchnąłem przymykając powieki. Oddychałem niepewnie, zdecydowanie za bardzo zdradzając stan własnego męskiego zapotrzebowania. W celu szybkiego odreagowania spojrzałem na Isco obleganego przez dwie wychuchane panny. Zazdrość kipiała z niego niemal każdą częścią ciała. Uśmiechnąłem się chytrze. Dokładnie o to mi chodziło.
- Długo jesteście razem? - walnąłem zbyt niepewnie.
- Prawie dwa lata - odpowiedziała kierując wzrok w podłogę. 
- Nieźle - skomentowałem mocniej przyciskając jej ciało do torsu. Musiałem poprowadzić rozmowę na właściwe tory, inaczej chyba wybuchłbym z niespełnienia napalony do granic możliwości. - Bardzo jesteś na niego zła?
- Jak nigdy.
W wyobraźni widziałem błysk przeszywający moje oczy. 
- Wiem co może poprawić ci humor - powiedziałem pewnie. Hiszpanka spojrzała na mnie lekko zdezorientowana. - Ja.
- Nie rozumiem.
- Jedna nic nie znacząca noc. Tylko we dwoje. Razem - uniosłem kąciki ust jeszcze wyżej wypowiadając ostatnie słowo.
- Zwariowałeś?! - pisnęła, lekko się odsuwając. 
- Nie. Ja będę szczęśliwy, ty o nim zapomnisz i wszystkich ogarnie zadowolenie - szepnąłem wprost do ucha dziewczyny. Następnie złożyłem na jej policzku mały pocałunek obserwując czerwieniejące z każdą sekundą rumieńce. Typowa reakcja. 
- Jedna noc i on nie może się o tym dowiedzieć - stwierdziła pewnie. 
Wiedziałem, że nie będę musiał jej długo namawiać. 


***


Wzięłam kilka głębszych oddechów, opierając dłonie na chłodnej umywalce. Patrzyłam w lustro myśląc, na co ja się w ogóle decyduję. Potrząsnęłam delikatnie głową opanowując drżenie całego ciała. Bałam się. Ostatni raz zadałam sobie to jakże ważne pytanie, czy na pewno tego chcę, po czym zdjęłam z siebie sukienkę. Odłożyłam ją niepewnie i złapałam za klamkę. 
- Nie bądź tchórzem - szepnęłam. Wyszłam na zewnątrz powoli stawiając każdy krok. 
Marc zlustrował mnie wzrokiem delikatnie się uśmiechając. Był w samych bokserkach. Zamarłam widząc napięte mięśnie idealnie odzwierciedlające sportowy tryb życia. Cały strach zniknął w tłumie oszołomienia jego fizyczną idealnością.
Nogi miałam jak z wady, nie byłam w stanie zrobić kroku. Obrońca wstał z łóżka i podszedł do mnie. Uśmiechając się szeroko odgarnął zabłąkany kosmyk za ucho, po czym delikatnie musnął moje wargi.
- Piękna jesteś. 
Czułam bijące ciepło jego ciepła. Nie czekał na pozwolenie, od razu wpił się w moje usta. Pod wpływem jego dotyku po ciele przechodziły mnie przyjemne dreszcze. Wplotłam palce w ciemne, gęste włosy Hiszpana i poddałam się dalszym pocałunkom. Robił to z umiejętnościami godnymi największego casanovy świata. 
Delikatnie umieścił dłonie na moich pośladkach. Objęłam go nogami w pasie mocniej przyciskając do piersi. Przeszedł parę kroków do przodu momentalnie rzucając się na łóżko. Wdychałam zapach męskich perfum i kwiatowego proszku do prania. Westchnęłam z uśmiechem na ustach. 
- Odpręż się - szepnął Hiszpan wsuwając jeden palec pod materiał koronkowych majtek. - Nie powinnaś być spięta w takiej chwili. 
Przez głowę cały czas przelatywały mi myśli, że źle robię. Musiałam przestać. Tak, to najlepszy pomysł. Przejechałam dłonią po jego umięśnionym torsie, plecach... Zaczął całować całe moje ciało. Od ust przez szyję i dekolt aż do mięśni brzucha. Gdy musnął moje podbrzusze zadrżałam. Bez wahania rozpiął hafkę biustonosza i szybko odrzucił go na bok. Obrysował kciukami kształty piersi przyprawiając mnie o zawał serca. 
Muszę myśleć, że to Isco. Że wcale nie jestem w łóżku z zupełnie obcym facetem.  
Zamknęłam oczy opanowując krew wrzącą w żyłach. Teraz! Brutalnie przekręciłam nas w zupełnie inną pozycję. To ja byłam górą. Usiadłam na jego kroczu powoli pozbywając się jasnych bokserek. 
- O to mi właśnie chodziło - jęknął Bartra, gdy część męskiej bielizny wylądowała obok stanika.
Nachyliłam się i wpiłam w jego usta. W niczym nie przypominały tych, które tak dobrze znałam. Delikatnie przygryzłam wargę.
- Zrób wszystko, żebym zapomniała - szepnęłam, rozluźniając mięśnie. 

Piłkarz położył dłonie na moich pośladkach i prędko zdjął koronkowe majtki. Nim się zorientowałam znów byłam pod nim. Chwycił moje ręce i trzymając mocno naparł na mnie całym ciałem. 
- Ostatnia szansa, by się...
- Zaczniesz wreszcie, czy nie?! - syknęłam mierząc go wzrokiem. Nie miałam najmniejszego zamiaru wycofywać się z podjętej już decyzji. 
Przyjął na twarz uwodzicielski uśmiech
- Lubię Cię taką - westchnął, delikatnie przykładając kolano do wewnętrznej strony mojego uda.
Jednym, płynnym ruchem wszedłem we mnie. Jęknęłam zaskoczona stopniem własnego podniecenia, wyginając plecy w łuk. Wiłam się pod nim niczym bezbronna, niewinna dziewczynka.
- Nie jesteś dziewicą, prawda? - wydyszał powoli przyspieszając nasze ruchy.
Zacisnęłam dłonie, mocno wbijając paznokcie w skórę jego pleców. Wydałam z siebie dziwny, piskliwy dźwięk. Alarcón nigdy tak na mnie nie działał.
- Przykro mi, wybrałeś sobie używany model.
Zaśmiał się nie przestając, jego ręce cały czas błądziły po moim nagim brzuchu, piersiach oraz innych częściach ciała. Złapał mnie za biodra i pomógł podnosić się i opuszczać. Czułam jak brutalnie penetrował moje wnętrze. Emocje były niezwykle pozytywne, jakbym była aniołem mieszkającym na puszystej chmurce w samym środku podniebnego królestwa. 
Nagle coś we mnie pękło. Krzyknęłam głośno, ale obrońca się nie poddał.
- Głębiej... - wydyszałam przyciągając go do siebie. 
Nasze ruchy były coraz mocniejsze i dłuższe. Odnalazłam jego usta i zaczęłam je całować. Ponownie wygięłam się do tyłu i oparłam głowę na poduszkach. Brakowało mi sił, oddałam mu całą inicjatywę. 
Oparł ręce między moją głową i pracował dalej. Teraz, z każdym ruchem pieścił również moje wargi. Jęczałam zadowolona ciągnąc go za włosy. I kiedy myślałam, że więcej nie wytrzymał, wysunął się ze mnie dość gwałtownie. Spojrzałam na niego mocno zaskoczona. 
- Coś się stało? - spytałam niewinnie kładąc dłoń na idealnie ogolonym policzku. 
Westchnął krzywiąc się nieznacznie.
- Nie chcę, żebyś myślała o nim. Nie porównuj nas.
Oszołomiona wtuliłam się w niego. Był rozgrzany i mocno spocony. Taki pociągał mnie jeszcze bardziej.
Po chwili, kiedy oboje uspokoiliśmy swoje rozbiegane oddechy, popchnęłam go na poduszki przejmując cały ciężar na siebie.
- Już tego nie zrobię - szepnęłam obejmując go nogami w pasie. Momentalnie zapomniałam, że ktoś taki jak Isco w ogóle istnieje.

~~§~~
Uwielbiam Marca w tym wydaniu, w ogóle wielbię ten rozdział. I wcale się Melodie nie dziwię.
 Nic a nic. Żeby jemu się oprzeć to naprawdę trzeba mieć silną wolę. I chyba być ślepym xD 
Od tego rozdziału będzie coraz ciekawiej. ;)
Buziaki!
Ines i sueños