piątek, 24 lipca 2015

Rozdział VIII

Następnego dnia obudziłam się targana falą niepewności. Odwrócona plecami do Isco oddychałam miarowo jednocześnie patrząc w otwarte okno. Serce podpowiadało słusznie, jak bardzo mylę się w ocenianiu moich uczuć do leżącego obok chłopaka. Wewnętrzny głos za to upierał się, że kocham tylko jego i tak naprawdę nie powinnam zadręczać się jakimś tam Katalończykiem. Problem w tym, że nie umiałam. Przed oczami nadal stała mi jego uśmiechnięta twarz, uroczo zarumienione policzki oraz stalowe, błyszczące oczy. I za każdym razem, gdy przywoływałam wspomnienia dotyku jego ramion, napierania warg na moje, zapachu delikatnych, niezwykle trafnie dobranych perfum automatycznie zalewało mnie gorąco jakby na potwierdzenie teorii serca, w którą usilnie nie chciałam wierzyć. Bo byłam zbyt głupia by zrozumieć, że w moim wieku człowiek może się ponownie zakochać. Zbyt naiwna by wiedzieć, że ludzie się zmieniają. Postrzegałam Bartrę jako przystojnego casanovę czyhającego na nowe ofiary, które bez zobowiązań wpełzną mu do łóżka. Zresztą taka była prawda! Coś jednak ściskało mnie od środka mówiąc, że się zmienił. Dla mnie. Ale obstawałam przy niemożliwości tej czynności. On już taki zostanie. A ja zostanę przy Isco.
Wyszłam na sporych rozmiarów balkon, z którego wychodził piękny widok na morze, oparłam się o zimną, metalową barierkę i głośno westchnęłam. W mojej głowie panował ogromnych rozmiarów galimatias. Najchętniej zapadłabym się pod ziemie i przeniosła do równoległego świata bez Isco i bez Marca. Panowałby tam spokój i mogłabym podjąć decyzję. Ale wiem, ze jedyną słuszną decyzją jest wymazanie z pamięci Bartry, powrót do faceta, dla którego jeszcze tak niedawno zrobiłabym wszystko. Potrzebuje jasnego znaku, który pomoże mi się w tym utwierdzić. Bo przecież ja go kocham.
- Dzień dobry skarbie - usłyszałam i momentalnie podskoczyłam. Odwróciłam się gwałtownie i delikatnie się uśmiechnęłam. Moim oczom ukazały się jego zarośnięte policzki, artystyczny nieład stworzony z kruczoczarnych włosów oraz piękny, szeroki uśmiech, który sprawiał, że zawsze miękły mi kolana.
- Dzień dobry - odpowiedziałam, a Isco przyciągnął mnie ku sobie. Nasze ciała dzieliły milimetry, czułam ciepło pulsujące w moich żyłach. O to mi właśnie chodziło, o dawne oznaki tego jak bardzo go kocham i pragnę.
- Co powiesz na wycieczkę? Wynajmiemy samochód i obejdziemy wyspę dookoła. - uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym przegarnął niesforny kosmyk moich włosów.
- Świetny pomysł misiu. - Chwyciłam go za rękę, mocno ściskając.
- Kocham Cię bardzo skarbie.
Spojrzałam w jego piękne, ciemne tęczówki.
- Ja ciebie też - wyszeptałam.
Wyszykowałam się najlepiej, jak mogłam, ale również tak, żeby było mi wygodnie. Założyłam jeansowe krótkie spodenki, kwiecistą koszule na szerokich naramkach, a włosy upięłam w niesforny kok. Na nogi założyłam sandałki na delikatnym obcasie a najpotrzebniejsze rzeczy włożyłam do małej torebki. Gotowa do drogi wyszłam z pokoju i udałam się na przyległy hotelowy parking, na którym czekał już mój chłopak. Oparty o maskę sportowego auta szeroko uśmiechnął się na mój widok, a oczami wyobraźni widziałam iskierki radości szalejące w jego brązowych tęczówkach schowanych za ciemnymi soczewkami okularów.
- Mam najpiękniejszą dziewczynę na świecie. Ślicznie wyglądasz, ale nie muszę Ci chyba tego mówić, bo sama dobrze o tym wiesz. - Chwycił mnie za dłonie i przyciągnął do siebie. - Jestem szczęściarzem - dodał, po czym musnął moje wargi. - Ogromnym szczęściarzem.
Cicho się zaśmiałam i wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
- Jedziemy? - zapytałam po chwili.
- Oczywiście. 
Niczym największy dżentelmen otworzył mi drzwi od strony pasażera i pomógł wsiąść.
Jechaliśmy kilkanaście minut, poranne słońce cudownie opalało nasze twarze przez otwarty dach, a delikatny wiatr rozwiewał nam włosy. Było tak, jak dawniej. Luźno, wesoło, spontanicznie. W pewnym momencie Isco pogłośnił radio i z głośników rozbrzmiało Get it started Pitbull & Shakira. Oboje bardzo lubiliśmy tę piosenkę, zawsze szaleliśmy do niej na różnych imprezach. Gdy usłyszeliśmy refren od razu zaczęliśmy śpiewać “Everytime I look into your eyes I feel like I could stare in them for a lifetime We can get started for life (tonight) For life ( tonight), for life ( tonight)” Te słowa idealnie oddawały to, co miało się dzisiaj stać. Nowy początek mojego związku z Isco. Zupełnie czysta karta, bez najmniejszych rys. Tak jakby... 
W połowie załamał mi się głos i by ukryć stopniowo pojawiające się w oczach łzy, spojrzałam w okno. Nadal nie mogłam zapomnieć o tym, ile do mojego życia wprowadził Bartra. Niespodziewanie odwrócił je o sto osiemdziesiąt stopni i zniknął, zostawiając jedynie numer telefonu. Swoją drogą nawet nie wiedziałam, gdzie go wcisnęłam. Mocno potrząsnęłam głową. Coś było ze mną nie tak. Cała ta grzeczna dziewczynka kłócąca się z Ramosem nagle zniknęła pod przykrywką kłamiącej zdziry. Tak się właśnie czułam. Jak głupia, puszczająca się z każdym idiotka.
- Zatrzymasz się? - poprosiłam, delikatnie pociągając nosem.
- Coś się stało?
Idealnie słyszane w jego głosie zaniepokojenie jeszcze mocniej ścisnęło moje gardło.
- Po prostu potrzebuję do toalety. - Powiedziałam to zbyt niepewnie. - Nic więcej. 
Pokiwał głową. Jechał jeszcze parę kilometrów, szukając stacji benzynowej. Dziesięć minut później parkował już na nawierzchni wyłożonej szarą kostką, a ja, nim zdążył się w ogóle odezwać, wyskoczyłam z auta. Musiałam odpocząć. Wziąć parę wdechów świeżego powietrza, pobyć chwilę sama, może nawet się wypłakać. To powinno dać mi kilka momentów w całości uwolnionych od katalońskiego stopera.

***

Oparłem głowę o siedzenie i zamknąłem powieki. Od dłuższego czasu działo się z nią coś dziwnego. Coś, co nie pozwalało mi spać. Ciągle odpływała, była w swoim świecie, myślała. Zacząłem się nawet zastanawiać, czy nie zapragnęła zakończyć tego związku. Zostawić mnie dla kogoś innego, lepszego. 
A może już kogoś ma? Nie, nie Melodie. Tak zawsze mi się wydawało. Ona nigdy nie byłaby wstanie dopuścić się zdrady, oszustwa. Kocha mnie, ja kocham ją i nie mogę myśleć inaczej, bo zwariuje. Wczorajszej nocy coś mnie obudziło, otworzyłem oczy i pozorną ciszę nocy zagłuszał jej płacz. Udając, że nadal śpię przytuliłem ją i po chwili ponownie zasnąłem. Tyle razy chciałem się zapytać, czy wszystko w porządku, ale zawsze brakowało mi odwagi. Nie chciałem usłyszeć tego najgorszego. Wściekły uderzyłem pięścią o kierownice. Jak zwykle zrobiłem to bardzo niefortunnie i rozciąłem sobie skórę. Strużka krwi popłynęła po mojej dłoni. W poszukiwaniu chusteczek otworzyłem schowek samochodowy, lecz po chwili zorientowałem się, że to nie mój samochód i ich tam nie ma. W oczy rzuciła mi się jednak torebka Mel. Wziąłem ją do ręki i zacząłem szukać małego opakowania chusteczek. Już miałem ją odkładać, gdy znalazłem małą, białą karteczkę w kratkę. Sięgnąłem po nią. Zobaczyłem numer telefonu, bez imienia właściciela. Wyjąłem komórkę, po czym z szybko bijącym sercem, trzęsącymi dłońmi wydusiłem cyferki. Usłyszałem pierwszy sygnał, drugi i po chwili znajomy głos
- No hej. - Zaniemówiłem. Nie, nie, nie! - Halo? Jest tam kto? Rany, co za idiota do mnie wydzwania - powiedział Bartra i się rozłączył. 
Zgniotłem papierek krztusząc się powietrzem. Spazmy bólu zmieszanego z niedowierzaniem co chwila nawiedzały moje ciało ukazując nieprzyjemną prawdę. Czyli jednak... mnie zdradziła? Z Marciem?! Pokręciłem głową jakby na zaprzeczenie własnych myśli. Dowody wskazywały jednak na coś zupełnie innego. Niby po co miałaby w torebce jego numer? Dlaczego nosiła go przy sobie i w ogóle jakim cudem go zdobyła? Byłem przekonany, że się nie znają, a jedyne słowa, jakie byliby w stanie wymienić podczas przypadkowego spotkania to powitanie i ewentualne szybkie pożegnanie. Jak widać się myliłem. Zresztą nie po raz pierwszy. 
Z prędkością światła zadzwoniłem do Ikera. Nie chciałem wkręcać Jordiego w pozorny konflikt między przyjacielem, a kolegą z drużyny. Sergio z kolei miałby jedno i to samo zdanie. Kazałby mi zostawić ją jak najszybciej. Dlatego postawiłem na kogoś neutralnego. 
- Isco? - spytał lekko zdziwiony. - Coś się stało?
Zaśmiałem się sarkastycznie.
- A czy musi się coś stać, żebym mógł porozmawiać z przyjacielem? 
- Pewnie nie. Zważając jednak na to, że jesteś tam z Melodie... 
- Dobra! - przerwałem mu. - Masz rację. Jak zawsze zresztą! 
Mój głos załamał się niespodziewanie, a głowa opadła na kierownicę. Chusteczka, która jeszcze chwilę temu tamowa wypływ krwi z niewielkiej rany zleciała bezwładnie na podłogę, idealnie odzwierciedlając mój stan. Byłem do niczego. I dokładnie tak się czułem. 
- Coś schrzaniłeś? 
Uderzyłem czołem o tapicerkę. 
- Czemu ja, co? - spytałem. - Może dla odmiany ona? Może to ona wszystko spieprzyła, cały ten wyjazd i nasz cholernie nierealny związek. W końcu nie ja poszedłem do łóżka z piłkarzem Barcelony, nie ja doprowadziłem tym do rozsypki swojego chłopaka i nie ja noszę numer kochanka w torebce doskonale wiedząc, że w każdej chwili mogę go znaleźć. Ale to przecież normalne. Ja pierdole. 
Z całych sił starałem się nie rozpłakać. Zatrzymać ten idiotyczny płyn pod powiekami, choć wiedziałem, że nie będzie to najłatwiejsze zadanie. Na całe szczęście jakoś mi się udało.
- Isco, uspokój się i powiedz o co chodzi, bo ja nadal nic nie rozumiem.
- Melodie... Ona mnie chyba zdradza - wydusiłem z trudem.
- Żartujesz?! Beznadziejny żart stary, ten ci nie wyszedł - powiedział ze śmiechem.
- Chciałbym.
- Ty nie żartujesz... O kurwa. Ale jak? Jesteś pewien?
- Nie, ale... Od tamtej kłótni zmieniła się. Niby jest ze mną, jednak czasami zachowuje się tak, jakby jej nie było - wyszeptałem. - Przed chwilą znalazłem w jej torebce numer Bartry. Skąd ona go miała? To nawet ja go nie posiadam. - Byłem załamany. Z każdą chwilą coraz bardziej chciało mi się płakać. - Iker, ja już do cholery nic nie wiem. Jeżeli ten idiota zabrał mi Melodie, to.. nie wiem, co zrobię. 
Już nie wytrzymałem. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Szybko starłem ją ręka i potrząsnąłem głową, żeby pozbyć się z oczu reszty słonego płynu.
- Spokojnie, może Ci się tylko wydaje, a to są jakieś cholerne zbiegi okoliczności. Spróbuj myśleć racjonalnie.
- Ja nie mogę jej stracić - załkałem. - Za bardzo ją kocham.
- Nie stracisz jej, słyszysz?! Nie ma takiej opcji!
- A jeśli.. - nie byłem w stanie dokończyć. Myśl, że mógłbym nie mieć jej przy sobie sprawiała, że w gardle powstawała wielka gula, a oczy momentalnie zachodziły łzami. Nie potrafiłbym bez niej żyć. Ta dziewczyna jest całym moim życiem, moim skarbem. To z nią chce założyć rodzinę, zestarzeć się. Patrzeć jak szykuje naszą córkę na balet, a synka zawodzi do szkółki Realu na treningi. Gdybym musiał wybierać miedzy nią, a piłką, nie zastanawiałbym się ani minuty. Pieprzyłbym wszystkie nagrody, puchary, gole i pieniądze. Ona jest wszystkim i ja nie mogę jej stracić. Nie poradzę sobie.
- Skończ się nad sobą użalać Alarcón! Tak nie zatrzymasz jej przy sobie.
- A co ja mam niby zrobić?
- Walcz! Tak jakby to był najważniejszy mecz w twoim życiu. Oświadcz się, cokolwiek. Dasz radę, wierze w ciebie.
- Dzięki Iker. Pomyśle nad tym - stwierdziłem.
- Tylko nie myśl za długo. Trzymaj się jakoś i do zobaczenia. 
Potrząsnąłem głową jakby nieświadomy, że nasz bramkarz nie może tego zobaczyć, wcisnąłem czerwoną słuchawkę na ekranie i schowałem telefon do kieszeni spodni. Ani trochę nie czułem się pewniej, niż przed tą rozmową. Wręcz przeciwnie. Zacząłem się zastanawiać, czy oświadczyny w takiej sytuacji mają w ogóle sens. Nawet najmniejszy. Jeśli ona naprawdę mnie zdradza i zgodzi się na ten ślub, to... to nic nie powstrzyma jej od robienia tego nałogowo, może nawet w naszym wspólnym łóżku. Musiałem jednak coś zrobić. Jakoś dowiedzieć się, czy to wszystko prawda. Czy moja podświadomość po raz setny nie robi sobie ze mnie głupich żartów.  
Pytanie tylko, jak to zrobić?