środa, 23 marca 2016

Rozdział XIII

Słońce dawało się we znaki, gdy z westchnieniem przekroczyłem bramę wjazdową Valdebebas. Zaparkowałem na stałym miejscu, wyjąłem kluczyki ze stacyjki i po prostu opadłem głową na oparcie skórzanego fotela. Nadal nie mogłem pojąć tego, co się stało z moim życiem. Kobiety, która miała być tą prawdziwą, szczerą miłością, nie ma od przeszło tygodnia, a jedyną rzeczą pozwalającą mi o tym zapomnieć choć na chwilę, było towarzystwo roześmianej Raquel. Ciepło jej ciała, gdy wieczorami wtulała się podczas oglądania horroru, chichot, kiedy rzucała we mnie popcornem, możliwość szczerej rozmowy, której z Melodie nie potrafiłem przeprowadzić od dawna...
Wczoraj, siedząc w salonie z kubkiem kawy, słuchając wywodu Hiszpanki i jednocześnie przyglądając się dokładnie jej ruchom, zrozumiałem, że związek z Mel nie miał większych szans na przetrwanie. Różnica charakterów, ciągła rozbieżność zdań, sprzeczki o pierdoły. Teraz bez większej przeszkody mogłem przyznać, że łączył nas tylko seks. Seks i złudne uczucie, które okazało się jedynie pożądaniem. Myśl o wspólnym życiu i przyszłości była tylko chorym wytworem wyobraźni. Pragnąc jej bliskości wierzyłem, że między nami jest wszystko co potrzebne w najlepszym związku. Pożądanie, radość, wspólny uśmiech oraz łzy, kłótnie i godzenie się. Czy to była prawdziwa miłość? Nie wiem. Może. Mówiąc 'kocham cię' myślałem, że wiem co tak naprawdę znaczą te słowa. Wzajemne zaufanie, szczerość i radość z małych rzeczy.
Nie jestem pewien, co boli mnie teraz najbardziej. Zdrada z Bartrą czy świadomość, że przez tyle tygodni kłamała mi prosto w oczy. Mówiła, że mnie kocha, składała pocałunki i sypiała ze mną. Potrafiła bez żadnych skrupułów mnie oszukiwać. Chciałem wierzyć, że nic się między nami nie zmieniło, że nadal jesteśmy tak idealną parą jak wszyscy zawsze mówili.
Przetarłem łzę spływająca po moim policzku i wysiadłem z samochodu. Nie mogłem się rozkleić, moja duma nie pozwalała mi usiąść w kącie i tak po prostu zapłakać. Straciłem dziewczynę, która miała być kobietą mojego życia, czułem niesamowitą pustkę i ból rozrywający mnie od środka. Może nie było tego po mnie tak widać, ale byłem na skraju załamania. Obecność Raquel sprawiała, że nadal jakoś się trzymałem, że nie dotknąłem dna i nie upijałem się każdego wieczora na myśl, że Melodie już nie ma, że nigdy nie poczuję jej zapachu, pocałunków. Nie zobaczę jak krząta się w kuchni, bo jej już tu nie ma...
- Stary, słyszałeś aferę?
Ramos klepnął mnie w plecy, gdy zeszliśmy się przed wejściem do szatni. Nacisnąłem klamkę, przybiłem piątkę ze znajdującymi się w środku Varanem, Nacho i Lucasem, po czym odwróciłem się w stronę stopera.
- A powinienem? - spytałem spokojnie, podchodząc do szafki oznaczonej numerem dwadzieścia trzy.
- Lucho zawiesił Bartrę na najbliższe dwa mecze za seksistowskie afery jego fanek. Podobno jedna przyszła pod ośrodek wmawiając mu, że jest z nim w piątym miesiącu ciąży.
Coś jakby zakłuło mnie od środka. A gdyby Mel... Gdyby ona też z nim wpadła i zaczęła mi wmawiać, że ja jestem ojcem? Gdyby cała ta chora sytuacja się nie wydała i automatycznie bym jej uwierzył? Zacząłbym wyobrażać sobie naszą powiększającą się rodzinę, synka stawiającego pierwsze kroki i mówiącego tata. Dziecko, którego zawsze tak mocno pragnąłem. Chciałem, żeby w salonie porozrzucane były zabawki, w sypialni stanęło małe łóżeczko, a z telewizora wybrzmiewały radosne, dziecinne pioseneczki. Mały człowiek potrafi zmienić naprawdę dużo, ja wierzyłem, że w naszym życiu zmieniłby bardzo wiele. Wszystko byłoby lepsze, może Melodie zgodziłaby się zostać moją żoną, zapragnęła tak jak ja willi z basenem i dużym ogrodem pod Madrytem, a nawet zaakceptowałaby pomysł przygarnięcia jakiegoś szczeniaka. To wszystko miało być takie piękne i idealne, mój sen miał trwać wiecznie... Teraz nie mam nic. Ani dziewczyny, dziecka, domu czy nawet psa! Zabrała mi wszystko, wszelkie marzenia.
- Nie słyszałem, w sumie nie interesuje mnie to. Nie moja sprawa - odpowiedziałem i schowałem do szafki kosmetyczkę. - Nie masz jakiś ciekawszych wiadomości?
- Nie, nie mam - odpowiedział krótko i przekręcił oczami. - Nie będę pytał co się stało, bo widzę, że to nie twój dzień - dodał i zarzucił na siebie treningowy trykot.
Zacisnąłem zęby, starając się nie rozpłakać. Nie mogłem tego zrobić. Nie teraz, nie tutaj.
- Melodie już nie ma. - Cała szatnia jakby zamarła. Widziałem współczucie w oczach Carvajala i ruszającego w moją stronę Marcelo, którego stoper momentalnie powstrzymał ramieniem. - Wyrzuciłem ją. To koniec.
Ramos wziął kilka głębszych oddechów, odprawiając Brazylijczyka na swoje miejsce. Spodziewałem się z jego strony nagłego wybuchu radości, gratulacji czy zapewnień o tym, jak dobrze się zachowałem. Tymczasem stało się coś zupełnie innego. Przeciwnego.
- Jesteś... Jesteś pewien, że tego właśnie chcesz?
Uśmiechnąłem się blado, opuszczając głowę.
- Sergio, ona mnie zdradziła - wyszeptałem tak, by nikt poza naszą dwójką nie mógł tego usłyszeć. - Właśnie z Bartrą.
- Co ty pieprzysz? - zawołał tak, że usłyszeli go chyba wszyscy pracownicy Valdebebas. 
- Nie chcę o tym gadać. Po prostu już jej nie ma - odrzekłem, spojrzałem na swoje niezawiązane korki i głośno westchnąłem. Niezwykle trudno było to powiedzieć, przyznać się przed samym sobą jak niesamowicie mnie to boli. Jak moje serce rozpada się na miliony kawałeczków za każdym razem, gdy o niej pomyślę. Miałem zamykać już szafkę, kiedy nagle przed oczami przeleciało mi kolorowe zdjęcie. Odchyliłem metalowe drzwiczki i zobaczyłem rozpromienioną twarz Mel. Byliśmy tacy szczęśliwi, siedziała mi na kolanach i uroczo się z czegoś śmiała. Oczy całe zaszły mi łzami, zerwałem je szybko, zgniotłem w kulkę i wyrzuciłem do kosza w rogu szatni. 
- Pieprzyć to wszystko! - zagrzmiałem i wybiegłem z pomieszczenia.
Wychodząc na murawę cały drżałem. Ledwo przetruchtałem standardowe trzy okrążenia wokół boiska i rzuciłem się na ziemię, zamiast wykonywać kolejne ćwiczenia rozciągające. Całe moje życie waliło się kilka metrów przede mną, a ja nie mogłem z tym zrobić kompletnie nic. Co za paskudne uczucie...
- Francisco! Do roboty! - krzyknął Carletto, niezgrabnie wymachując ramionami.
Westchnąłem. Wiedziałem jednak, że obijanie się na treningu może grozić ławką w najbliższym ligowym meczu, dlatego po prostu zagryzłem zęby i wziąłem się w garść, dołączając do reszty chłopaków. Ale nie kontaktowałem. Podawałem niecelnie, strzelałem najczęściej prosto w stojącego na środku bramkarza, kilka razy potknąłem się nawet o własne nogi tylko po to, by chwilę później doznać bliskiego spotkania z równo przystrzyżoną trawą. Tak, jak teraz. Leżałem twarzą w dół, bezradny, bezsilny, bez chęci na podniesienie się. Na zrobienie czegokolwiek innego niż użalanie się nad samym sobą.
- Alarcón! - Zacisnąłem powieki ponownie słysząc głos trenera. To mogło oznaczać tylko jedno, zmuszenie do podniesienia dupy i karne bieganie. - Chyba ktoś do Ciebie!
Zdezorientowany zerwałem się, patrząc na miejsce, w którym stał podsiwiały mężczyzna z pewną śliczną, młodą kobietą. Znajomą kobietą...
Truchtem dobiegłem do stojącej w narożniku boiska pary i usłyszałem tylko to, co dziewczyna mówiła do mojego trenera
- Naprawdę bardzo przepraszam. Zajmę tylko minutkę. 
- Nic się nie stało - odpowiedział z szerokim uśmiechem Ancelotti. 
- Co ty tu robisz? - zapytałem zdezorientowany, a Raquel przegarnęła pasmo swoich ciemnych włosów za ucho. 
- Zapomniałeś portfela, razem ze wszystkimi dokumentami. Jechałeś na trening bez prawka - odpowiedziała i delikatnie się zaśmiała. 
- Isco, nie przedstawisz nam swojej nowej koleżanki? - usłyszałem wołanie Keylora i głośno westchnąłem.
-  Nie przejmuj się nimi, oni tak zawsze - wytłumaczyłem zakłopotany dziecinnym zachowaniem starych facetów. 
- Nic nie szkodzi. Pojadę na zakupy, kupić ci coś? 
- Jak wrócę pojedziemy razem.
- Isco nie trzeba, poradzę sobie - odpowiedziała z szerokim uśmiechem. - Trenuj pilnie i do zobaczenia - dodała i krótko pocałowała mnie w policzek.
Stałem chwilę przy linii bocznej, obserwując, jak jej sylwetka oddala się i w końcu znika za drzwiami budynku. Ciepło rozlewające się po ciele wraz z dotknięciem jej warg do mojej skóry niespodziewanie zrzuciło wszelkie zmartwienia na drugi plan.
- Masz zamiar ćwiczyć z tym w ręku?
Potrząsając głową odwróciłem się w stronę Carletto, wskazującego na trzymane przeze mnie dokumenty.
- Ah tak, przepraszam. Mogę...? - nie dane mi było dokończyć.
- Minuta, nie więcej.
Uśmiechając się pognałem do szatni, schowałem przedmioty do torby, po czym z lekkością, której nie zaznałem od dawna, wróciłem na boisko. Wiedziałem, co będzie się zaraz działo. Szepty, zdziwienie, nieustanne pytania. Ale nawet nie zdążyłem się tym przejąć.
Ramos klepnął mnie w plecy, czekając na możliwość strzelenia karnego, które zawsze wykonywane były przed sparingami. Zagryzł dolną wargę, zmarszczył brwi, po czym wybuchnął szczerym śmiechem.
- Ta laska... - Zacmokał z uznaniem. - Nie dziwię Ci się, że nie chcesz walczyć o Mel.
Prychnąłem.
- To nie tak.
- Spokojnie stary, ja wiem. Nie jesteś taki - odparł. - Co nie zmienia faktu, że nieźle Ci się trafiło. Mieszkacie razem?
Jego bezpośredniość niekiedy zbijała mnie z nóg.
- Od kilku dni - westchnąłem.
- Ha! Jestem cholernie dumny! - Ramos zaklaskał, ustawiając piłkę w wyznaczonym miejscu. - A wiesz, co to wszystko oznacza? Dziś wieczór u mnie. Musimy to opić! - Nie byłem co do tego zbytnio przekonany. - I koniecznie zabierz ją ze sobą!