wtorek, 10 marca 2015

Rozdział I

Zatrzasnęłam za sobą drzwi mieszkania. Z uśmiechem rzuciłam torebkę w kąt, po czym zdjęłam niezbyt wygodne szpilki dając ulgę zmarnowanym stopą. Chyba nienawidzą mnie za to. Stawiając coraz to kolejne kroki na chłodnej podłodze weszłam do salonu. Chciałam zrobić mu niespodziankę, zawsze miałam nadzieję, że tym razem nic nie usłyszy. Westchnęłam, gdy jego głowa odwróciła się w moją stronę. Unosząc kąciki ust ku górze wstał, by móc objąć moje ciało niezwykle męskimi ramionami. Poddałam się. Nic nie działało na mnie równie kojąco.
- Mam nadzieję, że dzień minął w miarę przyjemnie - mruknął przenosząc dłonie trochę w dół, na talię.
- Dobrze, dostaliśmy nowe zlecenie - odpowiedziałam z uśmiechem. Pracowałam jako designerka. Razem z przyjaciółmi mieliśmy biuro w centrum Madrytu, z widokiem na Gran Via. - A jak było na treningu skarbie?
- Carlo dał nam znowu popalić. Wchodzimy w decydującą fazę sezonu, wiesz jak to jest.
- Wiem słońce. Ale dasz sobie radę, wierzę w Ciebie - cmoknęłam go w malinowe usta.
- A czy za ten wysiłek dostanę jakiś prezent od mojej pięknej dziewczyny? - uśmiechnął się cwaniacko.
- Mogę Ci zrobić naleśniki.
Ledwo powstrzymywałam się od śmiechu.
- Wiesz, że je uwielbiam, ale w tym momencie miałem co innego na myśli - szepnął, po czym wsunął swoje ciepłe dłonie pod moją brzoskwiniową bluzeczkę.
- Tak? 
Uniosłam lekko brwi i zaczęłam rozpinać guziczki jego koszuli. Po chwili zrzuciłam z niego cienki materiał. Momentalnie spojrzałam na umięśniony brzuch. Nogi od razu przybrały postać waty cukrowej. Uwielbiałam ten widok, mogłabym całymi dniami się w niego wpatrywać. Był moim ideałem, powalał mnie jego uśmiech, piękne, hiszpańskie oczy, kasztanowe włosy. W moim życiu pojawił się tak nagle, przez istny przypadek. Zupełnie niespodziewanie. I muszę przyznać, że jest to najlepiej wspominana chwila, jaką dotąd zafundował mi nie zawsze sprawiedliwy los.
Isco chwycił materiał mojej koszulki i jednym ruchem ją zdjął. Lekko mnie uniósł i wtedy oplotłam nogami jego biodra. Ciepłe wargi jeszcze chwilę tamu delikatnie muskające moje usta zeszły na szyję. Czułam fale gorąca zalewające moje ciało, brakowało mi powietrza, ale nie miałam najmniejszego zamiaru odrywać się od niego z tak beznadziejnego powodu. W tej chwili on był źródłem życiodajnej energii. Rozpinając haftki koronkowego stanika nie był nawet świadom, jak bardzo brakowało mi takich chwil. Wyjazdy służbowe, mecze, praca i spotkania towarzyskie... To wszystko dobijało mnie doszczętnie. Związek z piłkarzem do najłatwiejszych nie należał. 
Zaśmiałam się, kiedy przejechał językiem po skórze dekoltu. Skierował kroki ku sypialni, jednak chwilę później przystanął patrząc w moje oczy. 
- Nie wypróbowaliśmy jeszcze kanapy w salonie, idziesz na to? 
Czerwieniąc się przytaknęłam głową. Nie liczyło się miejsce. Czas również nie miał większego znaczenia. Ważne było uczucie, którym darzyliśmy siebie nawzajem.

Stojąc przed lustrem poprawiałam dość niechlujnie spiętego koka. Naburmuszona wsunęłam we włosy ostatnią spinkę i spryskałam je bezbarwnym lakierem. Gdyby moja złość miała ciało, z pewnością nie zmieściłaby się na terenie tego apartamentowca.
Stanęłam przed szafą i jak zawsze nie wiedziałam w co się ubrać. Mimo imprezy z dość pokaźną liczbą gości w ogóle nie zależało mi na wyglądzie. Najchętniej zostałabym w domu, przed telewizorem, z dobrą komedią. Wizja spotkania Ramosa doprowadzała mnie do szaleństwa. Na samą myśl robiło mi się niedobrze. Każda konfrontacja ze stoperem Los Blancos kończyło się wielką kłótnią. Żyliśmy niczym pies z kotem. On nie zamierzał odpuścić, ja tym bardziej. Zawsze był przeciwny mojemu związkowi z Isco i nigdy nie ukrywał, że mnie nie lubi.
W końcu zdecydowałam się na czarne, cekinowe spodenki i krótką, białą bluzkę. Na nogi założyłam wysokie szpilki, a w rękę złapałam pierwszą lepszą kopertówkę, do której wrzuciłam najpotrzebniejsze rzeczy. Gotowa stanęłam w salonie przed Isco ubranym w błękitną koszulę i jeansy. 
- Kotek, uśmiechnij się. No proszę - mruknął, chwytają mnie za rękę. Kilka sekund później przyciągnął delikatnie do siebie. 
- Tak lepiej? - zapytałam, sztucznie unosząc kąciki ust. On tylko westchnął głęboko i wziął kluczyki do ręki. 
- Zrób to dla mnie.
Wywróciłam oczami krzyżując ręce na piersi. Opuszkami palców ratowałam torebkę przed upadkiem na podłogę, co musiało wyglądać naprawdę komicznie. Zdesperowana, widząc błaganie w oczach Alarcóna ruszyłam przed siebie udając wielce obrażoną. Przynajmniej miałam nadzieję, że tak to wszystko wygląda. 
- Nigdy nie zmuszałam Cię do spotkań z Cassie, kiedy tu mieszkała - wytknęłam natarczywie wciskając przycisk od windy. Jak na złość nie chciała przyjechać. 
- Twoja siostra to zupełnie inna historia.
- Jak inna? Uznajesz go za brata, więc czemu moje rodzeństwo powinno być traktowane odmiennie? - spytałam głosem przepełnionym jadem. Miałam ochotę krzyczeć i płakać, stać się na chwilę dzieckiem, któremu takie zachowania są wybaczane. Wszystko, byleby uniknąć okropnej konfrontacji z Andaluzyjczykiem. 
- Bo Cassandra to wredna su...
- Nie kończ! Zresztą, lepiej już nic nie mów. 
Pokręciłam głową i uradowana stwierdziłam, że metalowe drzwi się rozsunęły. Weszłam do małego pomieszczenia nerwowo stawiając kroki. Potknęłam się w najmniej odpowiednim momencie. Jak zwykle. Isco złapał mnie w ostatniej chwili mrucząc słowa, których nie miałam zamiaru słuchać. Uwalniając się z jego uścisku stanęłam na nogach, odwróciłam się tyłem i skrzyżowałam ręce na piersiach. Po chwili poczułam jego ręce na swoich biodrach. Dlaczego ta winda nie może jechać szybciej?! Wiedziałam, że zaraz pęknę i nie będę w stanie się na niego gniewać. 
Na moje szczęście metalowe drzwi otworzyły się i od razu ruszyłam w stronę czerwonego, sportowego wozu. Pomocnik Królewskich otworzył drzwi od strony pasażera, a ja bez patrzenia na niego wsiadłam, po czym trzasnęłam nimi wyrażając wyimaginowaną złość. Momentalnie spojrzałam w okno, kiedy brunet zasiadł za kierownicą. Chciałam mu pokazać, że zadzieranie z taką dziewczyną jak ja nie kończy się dobrze.
Silnik zamruczał. Wyjechaliśmy na ciemne o tej porze ulice Madrytu z dość kiepską atmosferą panującą wewnątrz pojazdu. Wpatrywałam się w obrazy migające za przyciemnianą szybą udając silne zainteresowanie. Doskonale znałam każde z tych miejsc, nie musiałam się im przyglądać, by później wrócić do nich pamięcią.
- Skarbie, nie złość się tak!
Zignorowałam go. Kątem oka zauważyłam jego ciemne oczy lustrujące moją napiętą sylwetkę.
- Melodie, no błagam! Sergio to nie pies, nie ugryzie Cię!
Zrezygnowana pokręciłam głową i spojrzałam na niego wściekłym wzrokiem.
- Ale jest bydlęciem, którego nie mam zamiaru oglądać! - syknęłam, zaciskając dłonie w pięści.
- Przesadzasz - westchnął umiejętnie parkując na podjeździe przyjaciela. Fuj, jak to okropnie brzmi!
- Nigdy nie przesadzam, zapamiętaj to sobie! - odparłam, po czym natarczywie otwierając drzwi wysiadłam z samochodu. Miałam zamiar uciec do ogrodu, jednak piłkarz ujął moją dłoń w swoją. Drugą ręką obrócił tak, bym patrzyła mu w oczy i delikatnie, opuszkami palców musnął skórę mojej twarzy. Zadrżałam.
- Wiesz, że nienawidzę tu przyjeżdżać.
- Wiem, ale mimo wszystko wierzę w wasze dogadanie się.
Odgarnął niesforny kosmyk moich włosów i delikatnie się uśmiechnął.
- Wierzysz w bajki? Jestem tu tylko i wyłącznie dla Ciebie - powiedziałam z cieniem uśmiechu wywołanym iskierkami tańczącymi w jego cudownych, ciemnych tęczówkach.
- Doceniam. Jednak proszę, spróbuj się dzisiaj z nim nie kłócić.
- Zawsze próbuję. I zawsze kończy się dokładnie tak samo.
Westchnął głęboko, po czym ściskając moją dłoń zaprowadził pod wejściowe drzwi. Bez pukania weszliśmy do środka, bowiem najczęściej i tak były otwarte. Radosną atmosferę dało się wyczuć na wstępie - grała głośna muzyka, goście zabawiali się w najmniejszych zakątkach posiadłości. Niektórzy siedzieli na kanapie, inni zajęli wyspę w kuchni. Krocząc przed siebie witaliśmy coraz to nowych piłkarzy wraz z ich godnie prezentującymi się partnerkami. Po chwili podeszliśmy do gospodarza, któremu mina zrzedła na mój widok.
- A ona co tu robi? - wybuchł od razu.
- Nie martw się, też nie skaczę z radości na Twój widok - syknęłam, mając nadzieję, że wredota słyszalna w moim głosie nie jest zbyt mała.
- Sergio, Melodie jest moją dziewczyną więc to chyba logiczne, że przyszła ze mną - wyjaśnił spokojnie pomocnik cały czas mocno ściskając moją dłoń.
- Ale ja jej tu kurwa nie zapraszałem!
Dostrzegłam, jak jego mięśnie momentalnie się napinają. Postanowiłam nie reagować i szepcząc mojemu chłopakowi jedno słowo na ucho, udałam się do stołu zajętego przez ukochane dziewczyny.
- Chyba muszę przeprowadzić z nim porządną rozmowę - westchnęła Pilar patrząc na mnie przepraszającym wzrokiem.
- Ile takich rozmów już prowadziłaś? Tysiąc? Ani ja, ani on się nie zmieni - stwierdziłam siadając na krześle. Miałam ochotę bić pięściami w co popadnie, jednak po wyobrażeniu sobie litościwych twarz zgromadzonych tu ludzi opamiętałam się.
- Mel ma rację. Gdy kogoś znielubi, nie ma mocnych. Przypomnij sobie chociażby konfrontację z Franckiem - mruknęła Daniela uważnie śledząc ruchy swojego męża tańczącego z nastoletnią studentką. Zaśmiałam się widząc jej aksamitne dłonie powoli zaciskające się w pięści, kiedy James objął dziewczynę w talii. - Nie uważacie, że przesadza?
- Odegraj się! - rzuciłam wzruszając ramionami. - Alvaro! Mamy zadanie dla Ciebie!
Młody, ale niezwykle atrakcyjny zawodnik Castilli, który momentalnie złapał dobry kontakt z idiotom Ramosem podszedł do stolika cały rozpromieniony. Przywitał się składając na policzku każdej z nas nic nieznaczący pocałunek, po czym stanął naprzeciw mnie.
- Coś się stało?
- Dan chce z Tobą zatańczyć, tylko tyle - powiedziałam wskazując na przyjaciółkę.
Wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem, gdy jego oczy przybrały wielkość spodków do kawy. Głośno przełykając ślinę wyciągnął zaczerwienioną Kolumbijkę na parkiet specjalnie stając blisko jej ukochanego.
- Będą z niego ludzie, przekonacie się! - skomentowała Jessica pociągając łyk alkoholu z czerwonej szklanki. Jej zazdrość nie groziła. Kroos siedział pod ścianą z Varanem zacięcie mu coś tłumacząc.
Niedługo potem obok nas pojawił się uśmiechnięty Isco i kucnął by móc spojrzeć w moje oczy.
- Zatańczysz? - zapytał podając rękę.
Widziałam znaczące spojrzenia przyjaciółek, więc bez słowa wstałam i ruszyłam za Alarcónem na parkiet. Z głośników zaczęła płynąć wolna, romantyczna piosenka. Poczułam ręce piłkarza na swojej talii. Delikatnie przysunęły mnie do niego. Oplotłam ramionami jego szyję i zaczęliśmy się bujać w rytm muzyki.
- Nie gniewasz się już?
- Nienawidzę się z Tobą kłócić. To najgorsza rzecz na świecie. Ale nie potrafię znosić tego pustaka.
- Jak omijacie się szerokim łukiem to nawet nieźle wam idzie - powiedział z uśmiechem. - Wynagrodzę Ci to jakoś, obiecuję skarbie. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też Isco. Przepraszam.
Cmoknęłam go w ciepłe, malinowe usta. Mocno mnie przytulił i szepcząc do ucha komplementował mój wygląd sprawiając tym samym, że zalewały mnie fale przyjemnego gorąca. Przetańczyliśmy chyba trzy piosenki. Nawet nie pamiętam.
Nerwowo zrobiłam krok do tyłu. Poczułam męskie ciało niefortunnie wpadające w moją kruchą sylwetkę i wylewającą się zawartość kieliszka na nową bluzkę.
- Idioto! - krzyknęłam odciągając mokry materiał od wilgotnej już skóry. Zniesmaczona, ale i wściekła podniosłam wzrok na stojącego przede mną mężczyznę. No tak, Ramos. Kogo innego można się było spodziewać?


~~§~~
Lubię ten rozdział, zresztą jak wszystkie napisane z sueños! <3
Nie będę się rozpisywać, nie mam dzisiaj do tego głowy. Cały czas rozpaczam na przyszłym ojcostwem Marca. Moje serce krwawi, mój Misio! :'c
Tak więc zostawiam was z Isco i Sergio.
Do następnego!
Ines i 
sueños


10 komentarzy:

  1. Rozdział to cudeńko <3 Sergio - złośliwiec (ale seksowny :p ). A co do Marca - przecież dziecko to nie koniec świata, nie? ;) Czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww ♥❤❤❤❤
    Juz kocham ☺

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaka nienawiść z ich strony do siebie! No, ale może kiedyś odnajdą wspólny język, co? :P Poza tym, mają takiego swojego łącznika Franka, który będzie zapewne dążył do tego, by w końcu ze sobą jakoś rozmawiali :D
    Czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra robota, tak bym to określiła.
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Mimo tego, że nie interesuję się życiem piłkarzy ani jakichkolwiek sportowców, wieść o ojcostwie Marcia szybko do mnie dotarła. Myślę, że to nie koniec świata. Będzie dobrze, na pewno sobie poradzi.
    Pozdrawiam i czekam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. mi się rozdział podoba! ah te kłótnie z Ramosem... mm :3
    ojcostwo Bartry też mnie przeraża.. co on za krzywdę sobie wyrządził...
    wspaniały rodział, jednakże mam dwa zastrzeżenia - stopą i idiotom. wybaczcie, ale przykuło to moją uwagę :(
    czekam na dwójkę :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze, rozdział tak mi się podobał, że nawet nie wiem kiedy go skończyłam. Fenomenalne opisy, za które dostajecie po 6 ;p Czekam na kolejny :* Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Miło patrzy się na gify XD A rozdział oczywiście super, bo właściwie... czy może być inny? ;) Opisy i dialogi ładnie współgrają.
    Ach ten Ramos XD

    OdpowiedzUsuń
  8. ja tu wyczuwam bitwę stulecia! :D
    już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, piszcie szybko!
    pozdrawiam i weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojeej, zakochałam się w tym opowiadaniu normalnie! Dziewczyny, świetnie się dopełniacie, a ta historia jest cudowna. Co jeszcze moge powiedzieć? Jaa również sobie nie wyobrażam szczęśliwej rodzinki Marca i Melissy, nie trawię jej niestety. Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Sergio, co za prostak! Mógłby zachować chociaż pozory bycia miłym a nie obrażać ją przy wszystkich... Dobrze, że Pilar nie jest zołzą i przeprosiła ją za męża.
    Rozdział cud miód! Złapałam kilka literówek, ale to nie jest duży błąd :)
    Pozdrawiam ;* x

    OdpowiedzUsuń