Wściekła zacisnęłam palce na nadgarstku bruneta, wbijając paznokcie w jego skórę. Przymknęłam powieki w wyrazie furii. Już wiedziałam, że nie spełnię jego prośby. Nie uniknę kolejnej kłótni z obrońcą. On z kolei powinien się nauczyć, że my w jednym pomieszczeniu jesteśmy jak prawdziwa bomba. Nie do zatrzymania. Każda konfrontacja skończy się wybuchem i tyle. Powinniśmy więc unikać podobnych sytuacji, ale jak widać przyjaciele tego faktu zrozumieć nie potrafią.
- I co zrobiłaś idiotko?! - warknął wściekły Sergio.
Zmierzyłam wzrokiem jego nadętą posturę powstrzymując chęć przywalenia mu w twarz.
- Ja?! To ty wlazłeś na parkiet z piciem niczym ostatni kretyn, którym bez wątpienia jesteś!
- Kurwa, mój dom, mogę w nim robić, co mi się podoba! - teatralnie przewróciłam oczami. Najchętniej pokazałabym mu środkowy palec i wyszła frontowymi drzwiami na odchodnym rysując karoserię jego ukochanego Ferrari. - Myślisz, że skoro zakręciłaś sobie Isco wokół palca wszyscy będą się przed Tobą kłaniać?! - krzyknął jeszcze, przykuwając uwagę gości.
- Jesteś pierdolonym, życiowym nieudacznikiem, który nie potrafi uszanować zdania innych osób! Dokładnie to myślę! - syknęłam wyrywając dłoń z uścisku Andaluzyjczyka.
Przeszłam kilka kroków w kierunku najbliższego stołu, złapałam pierwszy lepszy kieliszek i wylałam jego zawartość na koszulę stopera.
- Pieprz się Ramos!
Zawodnik Królewskich zrobił się czerwony ze złości niczym plama na białym materiale opinającym jego umięśnione ciało. Jakim cudem Pilar związała się z kimś równie okropnym?!
- Na Twoim miejscu uważałbym wypowiadając takie słowa. Możesz nieźle pożałować cukiereczku.
- A co, zerżniesz mnie w garażu niczym skończony dupek?! - zaśmiałam się, krzyżując ręce na piersiach. Niemal kipiałam narastającą z każdą chwilą frustracją.
- Gdybym mógł już dawno bym to zrobił - warknął. - Nie rozumiem, co on w Tobie widzi. Jesteś tępą zdzirą.
- Ha! I mówi to osoba pragnąca seksu z dziewczyną najlepszego przyjaciela!
- Zamknij się! - syknął, mocno chwytając mnie za nadgarstek.
Próbowałam się wyrwać, jednak niewiele to dało. Z desperacją spojrzałam w stronę Francisco. Stał patrząc na tą sytuację lekko osłupiały. Nie próbował mi pomóc.
- Nie mam najmniejszego zamiaru tego zrobić! - odparłam wyprostowując się ze łzami w oczach wywołanymi słowami, które za kilka sekund miały wyjść z moich ust. - Skoro pragniesz upojnej nocy ze mną w roli głównej, proszę bardzo! Znajdź mi tylko wygodną sypialnię w tym swoim przytulnym domku.
- Czy ty naprawdę nie rozumiesz polecenia 'zamknij się'?!
- Odezwał się ten, którego każdy chce słuchać! - wybuchłam dając upust emocjom. - Zarozumiały kretyn bez krzty charakteru.
Zacisnęłam zęby, dławiąc się nadmiarem słonej wody. Moje ciało drżało z bólu, którego za nic w świecie nie potrafiłam opanować. Coś jakby przygniotło mi żołądek i podkręciło bieg sercu. Płakałam wewnętrznie. Cierpiałam. Kajałam się w prawdziwym smutku nie mogąc uwierzyć w zachowanie własnego chłopaka. Nie zrobił nic, kompletnie nic. Miał w dupie zachowanie Ramosa, to jak się teraz czuję.
- Obaj - zdesperowana wskazałam na Isco. - Jesteście siebie warci! Jebane sukinsyny.
Wściekła, nie patrząc na nikogo przedarłam się przez tłum gości i ocierając zaczerwienione policzki wybiegłam z domu piłkarza. Wszystko się we mnie gotowało. Chwilę trwało zanim zorientowałam się, że z nieba leci rzęsista mżawka. Mimo wszystko nie miałam najmniejszego zamiaru wracać. Słyszałam wrzaski Pilar wytykającej chłopakom karygodne zachowanie. Nie obchodziło mnie to. Pragnęłam jedynie uciec jak najdalej, byleby nie mieć do czynienia z żadnym z nich. Nigdy więcej!
Usiadłam na krawężniku chowając głowę miedzy kolanami. Tusz na mojej twarzy mieszał się z deszczem i łzami, ubrania zaczęły przylegać do ciała pod wpływem wilgoci, a do niedawna dobrze ułożony kok rozleciał się pozostawiając po sobie parę wsuwek na chodniku. Ciemna dziura. Jedynie to określenie przychodziło mi na myśl, gdy przywoływałam towarzyszące mi uczucia.
Miałam dość tego wieczora. Ramosa, Francisco. Miałam dość wszystkiego. Jedyne, o czym marzyłam to zapaść się pod ziemię. Było mi cholernie zimno, cała się trzęsłam. Słona ciecz spływała po moich policzkach, szyi i dekolcie. Nie miałam siły wstać i iść przed siebie. Tak bardzo chciałam się przytulić do uroczego bruneta, poczuć jego ciepło, szybko bijące serce. Być bezpieczną w jego ramionach. Ale on nie zrobił nic, by na to zasłużyć. Nie obronił mnie przed Andaluzyjczykiem, nie powiedział słowa, aby go powstrzymać. Po prostu stał i patrzył.
- Skarbie, proszę Cię!
Podniosłam głos w nadziei zobaczenia tak dobrze znanej i zarośniętej twarzy. Nic z tego. Na widok Pilar spazmy rozpaczy jedynie przybrały w sile.
- O co mnie prosisz? Dupek jeden - załkałam wtulając się w pierś przyjaciółki.
- Obie związałyśmy się z wyjątkowo paskudnymi typami - westchnęła gładząc moje zmoknięte plecy.
Próbowałam się uśmiechnąć, jednak wyszedł z tego jedynie bliżej nieokreślony grymas rozpaczy.
- Czemu nic mu nie powiedział? Pal sześć z Twoim, nie rozumiem zachowania Isco - wypaliłam zanosząc się płaczem. Na wspomnienie dzisiejszych wydarzeń robiło mi się niedobrze. Zaczynając od zbliżenia na kanapie, kończąc na oddaleniu w domu Rubio.
- To wie tylko on.
Zacisnęłam zęby w celu opanowania cierpienia, choć na chwilkę. Jedyne, czego byłam pewna to faktu, że nie mam najmniejszego zamiaru wracać do domu. Nie z nim.
Pilar wyjęła z kieszeni klucze i wcisnęła mi je do ręki.
- Tam się zawsze chowam po kłótni z Sergio. Zaraz zamówię Ci taksówkę. Zaszyj się i odpocznij - spojrzałam na nią lekko zdziwiona, ale byłam jej dozgonnie wdzięczna.
- Dziękuję - pocałowałam ją w policzek.
Przełknęłam ślinę zupełnie nie wiedząc, jak teraz potoczy się moje życie.
Opadłem na kanapę kątem oka sprawdzając godzinę. Trzecia trzydzieści. Zmarszczyłem brwi walcząc z obezwładniającą ilością alkoholu krążącą w moich żyłach. Chyba nigdy nie byłem równie pijany. Tym razem dałem upust wszelkim zahamowaniom. Potrzebowałem zapić wyrzuty sumienia władające moim ciałem. Nie odezwałem się. Nie pomogłem jej. Nie ochroniłem. Nadal wytykałem sobie bezmyślność tamtej chwili. Gdybym nie był takim debilem...
- Kurwa mać!
Uderzyłem pięścią w szklany stolik. Momentalnie rozleciał się na kawałki. Czując stróżkę krwi natarczywie spływającą wzdłuż dłoni, chwiejnie stanąłem na nogach. Muszę ją przeprosić. Błagać o wybaczenie! Wyjaśnić całą sytuację, choć kompletnie nie wiedziałem, jakich użyć argumentów.
Ruszyłem przed siebie skupiając całą uwagę na drzwiach sypialni. Potrząsnąłem głową ledwo unikając bliskiego spotkania z twardą podłogą. To nie był mój dzień. Wszedłem do pomieszczenia błądząc dłońmi po chłodnej ścianie. Usiadłem na brzegu łóżka wciągając w płuca dużą dawkę powietrza. Dopiero po opanowaniu bijącego niczym dzwon serca byłem w stanie wypowiedzieć jej imię.
- Mel?
Żadnej odpowiedzi.
- Melodie, proszę Cię! Odezwij się!
Nadal cisza. Powolnie się odwróciłem i próbowałem dostrzec zgrabną sylwetkę mojej ukochanej.
- Melodie - szepnąłem ponownie. Rękoma starałem się wybadać jej miejsce na łóżku. W ciemności nie widziałem nic, a ilość wypitego alkoholu mroczyła mnie jeszcze bardziej. Po jakimś czasie oczy przyzwyczaiły się do panującej czerni. Nie było jej. Wpadłem w kolejne osłupienie. To wszystko jeszcze do mnie nie docierało. Jeżeli nie ma jej tu, to gdzie ona jest? Zacząłem się martwić jak cholera. Moja mała odeszła? Nie, to nie może być prawda. Wściekły i jednocześnie zrozpaczony udałem się do łazienki po drodze zrzucając z siebie ubrania. Wszedłem pod prysznic, oblałem swoje ciało lodowatą wodą. Nadmiar procentów we krwi momentalnie przestał mi przeszkadzać. Jedyne, co czułem to złość na samego siebie. Byłem głupi pozwalając Ramosowi ją tak poniżać.
- Cholera! - krzyknąłem uderzając zranioną dłonią w ścianę.
Chociaż ona wcale nie była lepsza. Powiedzieć facetowi o zapotrzebowaniu seksualnym w towarzystwie własnego partnera to czysty idiotyzm. Nie myślałem, że coś może mnie naprawdę zranić. Do tamtego czasu. Obrazy upojnej nocy Hiszpanki ze stoperem wyryły w moim sercu porządny ślad nabierający coraz to wyraźniejszych skutków. Sam już nie wiedziałem, co robić. Powoli osuszyłem ciało ręcznikiem i nie trudząc się zakładaniem ubrań wyszedłem z małego pomieszczenia. Złapałem telefon wykręcając pierwszy lepszy numer. Miałem jedynie nadzieję, że nie trafię na Sergio.
Pierwszy sygnał, drugi, trzeci. W słuchawce rozległ się zaspany głos, który rozpoznałem na wstępie. Nie potrafiłem powstrzymać niemego westchnienia ulgi.
- Isco? Wiesz, która jest godzina?
Zaśmiałem się ironicznie przez łzy. Mocniej ścisnąłem komórkę w dłoni by nie rozwalić kolejnej martwej rzeczy znajdującej się w polu zasięgu.
- Przepraszam Jordi. Po prostu...
- Ty płaczesz?
"Nie, gram w bulę!"
Pokręciłem głową zirytowany.
- Nawaliłem. Melodie nie wraca do domu.
Chwila ciszy.
- Ramos?
- Aż tak przewidywalne? - spytałem siadając na kanapie. Spojrzałem w sufit przełykając głośno ślinę.
- Jak już się kłócicie to tylko o niego - westchnął. - No to, co tym razem odwalił?
Nie wiedziałem, od czego zacząć, ale po chwili się przełamałem. Opowiedziałem mu wydarzenia z całego dnia. Alba był najlepszym słuchaczem, jakiego znam. Zawsze potrafił coś poradzić. Wierzyłem, że i tym razem mi pomoże.
- Ja pieprze - skomentował krótko. - Kurwa, co ty odpierdoliłeś?!
Potrafił być też dosadny i szczery do bólu.
- Wiem, nie popisałem się. Ale... ale dlaczego tak powiedziała? - przegarnąłem dłonią swoje mokre włosy.
- Bo była wściekła idioto! Ty byś nie był?
Zmarszczyłem brwi kilkakrotnie mrugając powiekami. O tym nie pomyślałem.
- Może i bym był...
- Może? - zaśmiał się. Niemal widziałem grymas rozbawienia na jego twarzy. - Posłuchaj siebie samego! Ignorowałeś faceta wyzywającego Twoją dziewczynę od najgorszych! Na jej miejscu strzeliłbym Ci w pysk i uciekł. Jest miła, więc odpuściła sobie punkt numer jeden.
Prychnąłem. Melodie miła? Nie widział jej w stanie oszołomienia podczas potyczki słownej z Andaluzyjczykiem. To chyba najmniej trafne określenie, jakiego można było użyć.
- Teraz masz przyswoić każde wypowiedziane przeze mnie słowo, jasne?!
Pokiwałem głową czekając na odpowiedź. Po chwili zdałem sobie sprawę z własnej głupoty.
- Jasne - mruknąłem powstrzymując chęć trzepnięcia się w czoło.
- Nie szukaj jej, daj sobie spokój...
- Ale... - przerwałem mu zszokowany. Zwariował, czy był najzwyczajniej w świecie skończonym kretynem?
- Bez takich mi tu! Masz jej pokazać, że w gruncie rzeczy wcale Ci nie zależy. Zresztą już to zrobiłeś - skrzywiłem się bezwiednie. - Na El Clasico zakładasz bluzkę z najładniejszym miłosnym cytatem, jaki kiedykolwiek przeczytałeś! Ściągam ją tam, strzelasz bramkę z dedykacją i po sprawie.
Zaśmiałem się.
- To ma rozwiązać cały problem?
- Powinno. Dziewczyny zawsze rozczulają się, kiedy dedykuję im gole w ważnych meczach.
Westchnąłem zastanawiając się, czy w ogóle mam jakiś wybór.
- A jak nie pomoże?
- To wtedy zaczniemy się martwić - odpowiedział. - Teraz stary wybacz, ale pójdę spać. To, że pozwolę Ci strzelić bramkę nie znaczy, że zamierzam przegrać ten mecz. Do zobaczenia za kilka dni Isco. A, i pamiętaj, co Ci mówiłem - w jego głosie wyczułem szczery uśmiech.
- Dzięki Alba. Za wszystko - delikatnie uniosłem kąciki ust.
- Jeszcze nie dziękuj, podziękujesz jak wszystko się uda. Narka - rozłączył się, a ja opadłem na kanapę. Oby miał rację.
- I co zrobiłaś idiotko?! - warknął wściekły Sergio.
Zmierzyłam wzrokiem jego nadętą posturę powstrzymując chęć przywalenia mu w twarz.
- Ja?! To ty wlazłeś na parkiet z piciem niczym ostatni kretyn, którym bez wątpienia jesteś!
- Kurwa, mój dom, mogę w nim robić, co mi się podoba! - teatralnie przewróciłam oczami. Najchętniej pokazałabym mu środkowy palec i wyszła frontowymi drzwiami na odchodnym rysując karoserię jego ukochanego Ferrari. - Myślisz, że skoro zakręciłaś sobie Isco wokół palca wszyscy będą się przed Tobą kłaniać?! - krzyknął jeszcze, przykuwając uwagę gości.
- Jesteś pierdolonym, życiowym nieudacznikiem, który nie potrafi uszanować zdania innych osób! Dokładnie to myślę! - syknęłam wyrywając dłoń z uścisku Andaluzyjczyka.
Przeszłam kilka kroków w kierunku najbliższego stołu, złapałam pierwszy lepszy kieliszek i wylałam jego zawartość na koszulę stopera.
- Pieprz się Ramos!
Zawodnik Królewskich zrobił się czerwony ze złości niczym plama na białym materiale opinającym jego umięśnione ciało. Jakim cudem Pilar związała się z kimś równie okropnym?!
- Na Twoim miejscu uważałbym wypowiadając takie słowa. Możesz nieźle pożałować cukiereczku.
- A co, zerżniesz mnie w garażu niczym skończony dupek?! - zaśmiałam się, krzyżując ręce na piersiach. Niemal kipiałam narastającą z każdą chwilą frustracją.
- Gdybym mógł już dawno bym to zrobił - warknął. - Nie rozumiem, co on w Tobie widzi. Jesteś tępą zdzirą.
- Ha! I mówi to osoba pragnąca seksu z dziewczyną najlepszego przyjaciela!
- Zamknij się! - syknął, mocno chwytając mnie za nadgarstek.
Próbowałam się wyrwać, jednak niewiele to dało. Z desperacją spojrzałam w stronę Francisco. Stał patrząc na tą sytuację lekko osłupiały. Nie próbował mi pomóc.
- Nie mam najmniejszego zamiaru tego zrobić! - odparłam wyprostowując się ze łzami w oczach wywołanymi słowami, które za kilka sekund miały wyjść z moich ust. - Skoro pragniesz upojnej nocy ze mną w roli głównej, proszę bardzo! Znajdź mi tylko wygodną sypialnię w tym swoim przytulnym domku.
- Czy ty naprawdę nie rozumiesz polecenia 'zamknij się'?!
- Odezwał się ten, którego każdy chce słuchać! - wybuchłam dając upust emocjom. - Zarozumiały kretyn bez krzty charakteru.
Zacisnęłam zęby, dławiąc się nadmiarem słonej wody. Moje ciało drżało z bólu, którego za nic w świecie nie potrafiłam opanować. Coś jakby przygniotło mi żołądek i podkręciło bieg sercu. Płakałam wewnętrznie. Cierpiałam. Kajałam się w prawdziwym smutku nie mogąc uwierzyć w zachowanie własnego chłopaka. Nie zrobił nic, kompletnie nic. Miał w dupie zachowanie Ramosa, to jak się teraz czuję.
- Obaj - zdesperowana wskazałam na Isco. - Jesteście siebie warci! Jebane sukinsyny.
Wściekła, nie patrząc na nikogo przedarłam się przez tłum gości i ocierając zaczerwienione policzki wybiegłam z domu piłkarza. Wszystko się we mnie gotowało. Chwilę trwało zanim zorientowałam się, że z nieba leci rzęsista mżawka. Mimo wszystko nie miałam najmniejszego zamiaru wracać. Słyszałam wrzaski Pilar wytykającej chłopakom karygodne zachowanie. Nie obchodziło mnie to. Pragnęłam jedynie uciec jak najdalej, byleby nie mieć do czynienia z żadnym z nich. Nigdy więcej!
Usiadłam na krawężniku chowając głowę miedzy kolanami. Tusz na mojej twarzy mieszał się z deszczem i łzami, ubrania zaczęły przylegać do ciała pod wpływem wilgoci, a do niedawna dobrze ułożony kok rozleciał się pozostawiając po sobie parę wsuwek na chodniku. Ciemna dziura. Jedynie to określenie przychodziło mi na myśl, gdy przywoływałam towarzyszące mi uczucia.
Miałam dość tego wieczora. Ramosa, Francisco. Miałam dość wszystkiego. Jedyne, o czym marzyłam to zapaść się pod ziemię. Było mi cholernie zimno, cała się trzęsłam. Słona ciecz spływała po moich policzkach, szyi i dekolcie. Nie miałam siły wstać i iść przed siebie. Tak bardzo chciałam się przytulić do uroczego bruneta, poczuć jego ciepło, szybko bijące serce. Być bezpieczną w jego ramionach. Ale on nie zrobił nic, by na to zasłużyć. Nie obronił mnie przed Andaluzyjczykiem, nie powiedział słowa, aby go powstrzymać. Po prostu stał i patrzył.
- Skarbie, proszę Cię!
Podniosłam głos w nadziei zobaczenia tak dobrze znanej i zarośniętej twarzy. Nic z tego. Na widok Pilar spazmy rozpaczy jedynie przybrały w sile.
- O co mnie prosisz? Dupek jeden - załkałam wtulając się w pierś przyjaciółki.
- Obie związałyśmy się z wyjątkowo paskudnymi typami - westchnęła gładząc moje zmoknięte plecy.
Próbowałam się uśmiechnąć, jednak wyszedł z tego jedynie bliżej nieokreślony grymas rozpaczy.
- Czemu nic mu nie powiedział? Pal sześć z Twoim, nie rozumiem zachowania Isco - wypaliłam zanosząc się płaczem. Na wspomnienie dzisiejszych wydarzeń robiło mi się niedobrze. Zaczynając od zbliżenia na kanapie, kończąc na oddaleniu w domu Rubio.
- To wie tylko on.
Zacisnęłam zęby w celu opanowania cierpienia, choć na chwilkę. Jedyne, czego byłam pewna to faktu, że nie mam najmniejszego zamiaru wracać do domu. Nie z nim.
Pilar wyjęła z kieszeni klucze i wcisnęła mi je do ręki.
- Tam się zawsze chowam po kłótni z Sergio. Zaraz zamówię Ci taksówkę. Zaszyj się i odpocznij - spojrzałam na nią lekko zdziwiona, ale byłam jej dozgonnie wdzięczna.
- Dziękuję - pocałowałam ją w policzek.
Przełknęłam ślinę zupełnie nie wiedząc, jak teraz potoczy się moje życie.
Opadłem na kanapę kątem oka sprawdzając godzinę. Trzecia trzydzieści. Zmarszczyłem brwi walcząc z obezwładniającą ilością alkoholu krążącą w moich żyłach. Chyba nigdy nie byłem równie pijany. Tym razem dałem upust wszelkim zahamowaniom. Potrzebowałem zapić wyrzuty sumienia władające moim ciałem. Nie odezwałem się. Nie pomogłem jej. Nie ochroniłem. Nadal wytykałem sobie bezmyślność tamtej chwili. Gdybym nie był takim debilem...
- Kurwa mać!
Uderzyłem pięścią w szklany stolik. Momentalnie rozleciał się na kawałki. Czując stróżkę krwi natarczywie spływającą wzdłuż dłoni, chwiejnie stanąłem na nogach. Muszę ją przeprosić. Błagać o wybaczenie! Wyjaśnić całą sytuację, choć kompletnie nie wiedziałem, jakich użyć argumentów.
Ruszyłem przed siebie skupiając całą uwagę na drzwiach sypialni. Potrząsnąłem głową ledwo unikając bliskiego spotkania z twardą podłogą. To nie był mój dzień. Wszedłem do pomieszczenia błądząc dłońmi po chłodnej ścianie. Usiadłem na brzegu łóżka wciągając w płuca dużą dawkę powietrza. Dopiero po opanowaniu bijącego niczym dzwon serca byłem w stanie wypowiedzieć jej imię.
- Mel?
Żadnej odpowiedzi.
- Melodie, proszę Cię! Odezwij się!
Nadal cisza. Powolnie się odwróciłem i próbowałem dostrzec zgrabną sylwetkę mojej ukochanej.
- Melodie - szepnąłem ponownie. Rękoma starałem się wybadać jej miejsce na łóżku. W ciemności nie widziałem nic, a ilość wypitego alkoholu mroczyła mnie jeszcze bardziej. Po jakimś czasie oczy przyzwyczaiły się do panującej czerni. Nie było jej. Wpadłem w kolejne osłupienie. To wszystko jeszcze do mnie nie docierało. Jeżeli nie ma jej tu, to gdzie ona jest? Zacząłem się martwić jak cholera. Moja mała odeszła? Nie, to nie może być prawda. Wściekły i jednocześnie zrozpaczony udałem się do łazienki po drodze zrzucając z siebie ubrania. Wszedłem pod prysznic, oblałem swoje ciało lodowatą wodą. Nadmiar procentów we krwi momentalnie przestał mi przeszkadzać. Jedyne, co czułem to złość na samego siebie. Byłem głupi pozwalając Ramosowi ją tak poniżać.
- Cholera! - krzyknąłem uderzając zranioną dłonią w ścianę.
Chociaż ona wcale nie była lepsza. Powiedzieć facetowi o zapotrzebowaniu seksualnym w towarzystwie własnego partnera to czysty idiotyzm. Nie myślałem, że coś może mnie naprawdę zranić. Do tamtego czasu. Obrazy upojnej nocy Hiszpanki ze stoperem wyryły w moim sercu porządny ślad nabierający coraz to wyraźniejszych skutków. Sam już nie wiedziałem, co robić. Powoli osuszyłem ciało ręcznikiem i nie trudząc się zakładaniem ubrań wyszedłem z małego pomieszczenia. Złapałem telefon wykręcając pierwszy lepszy numer. Miałem jedynie nadzieję, że nie trafię na Sergio.
Pierwszy sygnał, drugi, trzeci. W słuchawce rozległ się zaspany głos, który rozpoznałem na wstępie. Nie potrafiłem powstrzymać niemego westchnienia ulgi.
- Isco? Wiesz, która jest godzina?
Zaśmiałem się ironicznie przez łzy. Mocniej ścisnąłem komórkę w dłoni by nie rozwalić kolejnej martwej rzeczy znajdującej się w polu zasięgu.
- Przepraszam Jordi. Po prostu...
- Ty płaczesz?
"Nie, gram w bulę!"
Pokręciłem głową zirytowany.
- Nawaliłem. Melodie nie wraca do domu.
Chwila ciszy.
- Ramos?
- Aż tak przewidywalne? - spytałem siadając na kanapie. Spojrzałem w sufit przełykając głośno ślinę.
- Jak już się kłócicie to tylko o niego - westchnął. - No to, co tym razem odwalił?
Nie wiedziałem, od czego zacząć, ale po chwili się przełamałem. Opowiedziałem mu wydarzenia z całego dnia. Alba był najlepszym słuchaczem, jakiego znam. Zawsze potrafił coś poradzić. Wierzyłem, że i tym razem mi pomoże.
- Ja pieprze - skomentował krótko. - Kurwa, co ty odpierdoliłeś?!
Potrafił być też dosadny i szczery do bólu.
- Wiem, nie popisałem się. Ale... ale dlaczego tak powiedziała? - przegarnąłem dłonią swoje mokre włosy.
- Bo była wściekła idioto! Ty byś nie był?
Zmarszczyłem brwi kilkakrotnie mrugając powiekami. O tym nie pomyślałem.
- Może i bym był...
- Może? - zaśmiał się. Niemal widziałem grymas rozbawienia na jego twarzy. - Posłuchaj siebie samego! Ignorowałeś faceta wyzywającego Twoją dziewczynę od najgorszych! Na jej miejscu strzeliłbym Ci w pysk i uciekł. Jest miła, więc odpuściła sobie punkt numer jeden.
Prychnąłem. Melodie miła? Nie widział jej w stanie oszołomienia podczas potyczki słownej z Andaluzyjczykiem. To chyba najmniej trafne określenie, jakiego można było użyć.
- Teraz masz przyswoić każde wypowiedziane przeze mnie słowo, jasne?!
Pokiwałem głową czekając na odpowiedź. Po chwili zdałem sobie sprawę z własnej głupoty.
- Jasne - mruknąłem powstrzymując chęć trzepnięcia się w czoło.
- Nie szukaj jej, daj sobie spokój...
- Ale... - przerwałem mu zszokowany. Zwariował, czy był najzwyczajniej w świecie skończonym kretynem?
- Bez takich mi tu! Masz jej pokazać, że w gruncie rzeczy wcale Ci nie zależy. Zresztą już to zrobiłeś - skrzywiłem się bezwiednie. - Na El Clasico zakładasz bluzkę z najładniejszym miłosnym cytatem, jaki kiedykolwiek przeczytałeś! Ściągam ją tam, strzelasz bramkę z dedykacją i po sprawie.
Zaśmiałem się.
- To ma rozwiązać cały problem?
- Powinno. Dziewczyny zawsze rozczulają się, kiedy dedykuję im gole w ważnych meczach.
Westchnąłem zastanawiając się, czy w ogóle mam jakiś wybór.
- A jak nie pomoże?
- To wtedy zaczniemy się martwić - odpowiedział. - Teraz stary wybacz, ale pójdę spać. To, że pozwolę Ci strzelić bramkę nie znaczy, że zamierzam przegrać ten mecz. Do zobaczenia za kilka dni Isco. A, i pamiętaj, co Ci mówiłem - w jego głosie wyczułem szczery uśmiech.
- Dzięki Alba. Za wszystko - delikatnie uniosłem kąciki ust.
- Jeszcze nie dziękuj, podziękujesz jak wszystko się uda. Narka - rozłączył się, a ja opadłem na kanapę. Oby miał rację.
~~§~~
Szczerze to od wczoraj siedzę i myślę tylko o tym nadchodzącym klasyku. Strasznie boję się tego meczu, no ale nadal wierzę w wygraną. Bo kto jak nie my ma pokonać Barcelonę? :')
Dziękujemy za wszystkie komentarze spod poprzedniego rozdziału. Naprawdę miło czyta się takie opinie. A teraz muszę iść dalej zamartwiać się o nasz byt :)
Pozdrawiamy!
Ines i sueños