niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział X

Chciałbym znów patrzeć na nią tak, jak kiedyś. Widzieć błysk w jej oczach, ten uśmiech dający mi kopa do dalszego działania, motywację. Nie mogłem pogodzić się z myślą, że Melodie nie jest już moja. Czułem, że ktoś dawno temu zabrał mi prawo do kochania jej. Dziewczyna, która była moim największym skarbem, miłością mojego życia, znajdowała się teraz w równoległej rzeczywistości. Nie była ze mną szczera, nie patrzyła na mnie tak jak kiedyś. Kochałem ją całym sercem, dlatego chciałem walczyć o ten związek. Poszedłem za radą Ikera, po treningu wsiadłem w samochód i pojechałem do centrum. Zaparkowałem przed jednym z najbardziej ekskluzywnych jubilerów w Madrycie. Wziąłem głęboki oddech i wszedłem do środka. Wszystko się błyszczało, a w powietrzu wyczuwalny był zapach wanilii. 
- Mogę w czymś panu pomóc? - zapytała ekspedienta.
- Szukam... pierścionka - powiedziałem niepewnie.
- Z brylantem? Mamy piękną, najnowszą kolekcje. Dopiero wczoraj przyjechała. Zaraz panu wszystko pokażę - podeszła do szklanego regału i wyjęła paletę z pierścionkami. - Jaki narzeczona ma rozmiar? 
- Szesnastkę chyba.
- To w tym momencie mamy pięć modeli, ale na zamówienie możemy zrobić każdy. Tutaj ma pan piętnasto karatowy brylant, a tutaj dwudziesto - powiedziała i położyła wskazane pierścionki na tacce obok. - Co pan o nich myśli? 
- Ładne, ale...
- Nie tego pan szuka, rozumiem. To może ten? 
- Przepraszam, ale ja chyba nie mogę - stwierdziłem i szybko wybiegłem z pomieszczenia. Chłodne, madryckie powietrze uderzyło mnie w twarz. Moje serce biło jak szalone. Coś sprawiło, że nie mogłem patrzeć dalej na te pierścionki. Zamiast pięknej wizji ślubu, dzieci i domu z ogródkiem wiedziałem Melodie z Bartrą, razem, szczęśliwych. Łzy cisnęły mi sie do oczu, to wszystko mnie przerastało. Myśl, że mogła robić z nim rzeczy, które do niedawna robiłem z nią tylko ja przywoływała niesamowicie wiele cierpienia. Sprawiała, że uginałem się pod własnym ciężarem.
Usiadłem na ławce. Wziąłem parę głębszych oddechów, starając się uspokoić. Nie mogłem w takim stanie wrócić do domu. Nie chciałem zepsuć tego wszystkiego jeszcze bardziej. Wyjąłem z kieszeni karteczkę z niedbale nakreślonymi cyferkami i z oszołomieniem zacząłem się zastanawiać, jak teraz będzie wyglądać moje życie. Bez niej... Wszystko się zmieni.
Na papierze zamajaczyło kilka mokrych plam. Łzy spływały po moich policzkach jedną strużką, skapywały z brody nie tylko na ubranie, ale i ten głupi świstek, który w jednej chwili potrafił zniszczyć moją pozornie idealną przyszłość. Pozbawić mnie perspektyw oraz tego, co liczyło się dla mnie najbardziej - miłości.
Drżącymi dłońmi wyjąłem z kieszeni telefon i wystukałem numer Ikera. Nie miałem odwagi do niego zadzwonić, napisałem więc krótkiego sms-a.
"Chyba nie dam rady. Muszę odpuścić. To nie ma sensu."
Po krótkim namyśle wysłałem go. Nie czekając na odpowiedź wróciłem do samochodu. Trochę zbyt mocno trzaskając drzwiami wsiadłem do środka, włączyłem muzykę, oparłem głowę o kierownicę i po prostu się rozpłakałem. Schodziło ze mnie wszystko, co przez ostatnie kilka dni zbierało się w moim sercu. Jednocześnie czułem ulgę, ale i zastanawiałem się, czy poddanie się bez walki jest w stu procentach dobrym rozwiązaniem. Bo przecież zależy mi na niej, prawda?
Na dźwięk przychodzącej wiadomości tekstowej podskoczyłem. Szybko odblokowałem ekran i z zaskoczeniem zauważyłem, że to nie Casillas napisał. Raquel... Zapomniałem, że zostawiłem jej na szafce swój numer!
"Nacho wywalił mnie z domu. Powiedział, że nigdy nic dla niego nie znaczyłam. Moglibyśmy... Pogadać?"
Patrzyłem na treść wiadomości przez kilka minut. Nie wiedziałem, czy mam do niej zadzwonić, czy może odpisać. Czy zwyczajnie zostawić bez odpowiedzi. Wiedziałem, że gdybym zadzwonił nie potrafiłbym wypowiedzieć żadnego słowa. Głos załamałby mi się na pierwszym wydanym dźwięku. Musiałem się uspokoić żeby wrócić do domu, odegrać swoją role i zastanowić się co dalej. Przecież nie będę mógł całe życie udawać, że nic się nie zmieniło. 

***
Nienawiedziłam sprzątać, to była moja pięta Achillesowa. Mogłam gotować, prasować czy piec, ale nie ścierać kurze. Byłam chora, gdy musiałam to robić. Najchętniej to wynajęłabym kogoś, ale za każdym razem, gdy o tym myślałam zbierałam się w sobie i czyściłam te przeklęte szafki.
Łazienka i sypialnia czyste, teraz został tylko salon. Na szczęście gorsza część już za mną. Byłam paskudną bałaganiarą, nie przeszkadzała mi sterta papierów na biurku czy kubek po wczorajszej kawie na stoliku w kuchni. Nie byłam perfekcyjną panią domu, ale nikt nigdy tego ode mnie nie wymagał. Całe szczęście! Isco z Jordim sie zawsze ze mnie śmiali, bo były dwa miejsca, w których zawsze panował u mnie naskazitelny ład i porządek. To była moja garderoba i torebka. Zawsze potrafiłam znaleźć w nich to czego potrzebowałam. Isco patrzył i patrzył w tą szafę i nic nie widział, a ja podchodziłam i od razu miałam to, co chciałam. 
Czyściłam dywan, gdy usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. Isco wrócił z treningu. Nie zważając na jego obecność w domu dalej wykonywałam swoją pracę. Przełknęłam głośno ślinę, gdy przechodząc obojętnie obok mnie rzucił klucze na komodę i zamknął się w sypialni z przerażającym trzaskiem drzwi. Aż podskoczyłam, mając wrażenie, że zaraz wylecą z futryny.
Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Więc tak to miało teraz wyglądać? Będziemy się unikać, przy znajomych udawać, że wszystko jest okej, aż podczas kolejnej imprezy on znów pójdzie obściskiwać się z obcymi laskami, a ja... Przygryzłam dolną wargę z bezradności. Przecież ta cała sytuacja była tylko i wyłącznie moją winą.
Usiadłam na kanapie, chowając twarz w poduszkach. Najgorsze było wspomnienie dłoni Bartry błądzących po moim nagim ciele. Podniecających mnie z każdą sekundą coraz bardziej i sprawiających, że zapominałam dosłownie o wszystkich nawiedzających mnie strapieniach. Pamiętałam te chwile zadziwiająco wyraźnie. Zbyt wyraźnie jak na kogoś, kto ponoć swojej zdrady cholernie żałował.
W przypływie emocji sięgnęłam po torebkę. Nie byłam pewna, czy dam radę do niego napisać, ale chciałam spróbować. Zobaczyć, czy naprawdę zależy mu na mnie bardziej, niż na tych wszystkich innych będących jedynie seksownymi zabawkami. Spojrzałam w miejsce, gdzie powinna znajdować się karteczka z jego numerem i przerażona stwierdziłam, że jej tam nie ma. Czując, jak moje serce przyspiesza wysypałam zawartość torebki na stolik do kawy i nerwowo rozrzuciłam palcami. Kilka przedmiotów spadło na podłogę z głuchym odgłosem, jednak zupełnie się tym nie przejmowałam. Gdzie była ta cholerna kartka?!
- Tego szukasz?
Odwróciłam się i na widok Isco trzymającego w dłoni papier z kilkoma cyferkami zamarłam. Po moich policzkach spływały łzy sprawiając, że stałam się otwartą księgą, z której można wyczytać dosłownie wszystkie uczucia. Czyli on o wszystkim wiedział...
- Isco to nie tak - wyszeptałam.
- A jak? - zapytał, a ja nie potrafiłam kłamać prosto w oczy, coś mnie blokowało. Sprawiało, że czułam, że to najwyższy czas żeby sprostać temu wszystkiemu - Nawet ja nie mam jego numeru...
- Isco proszę...
- Zapytam wprost, spałaś z nim? 
- To był błąd, pieprzony błąd, którego nie mogę wymazać choć bardzo bym chciała - odpowiedziałam i spojrzałam na niego ze strachem. W jego oczach było tyle bólu i złości. Czułam, że właśnie tracę faceta z którym tyle przeżyłam. 
- Jak mogłaś? Ufałem ci, wierzyłem, że mam jakieś chore urojenia i tak naprawdę nic się między nami nie zmieniło. A ty przez tyle czasu mnie oszukiwałaś. Byłem gotowy zrobić dla ciebie wszystko, a ty mnie zdradziłaś. Z największym idiotom jakiego znam. 
- Ja nie chciałam, uwierz mi - powiedziałam, a pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. 
- Za długo wierzyłem w coś co już nie istnieje. Mieliśmy być razem, na zawsze, mieliśmy stworzyć rodzine. Oglądałem pieprzone pierścionki z brylantami, a ty mnie zdradziłaś. Nie ma już nas, dobrze o tym wiesz - krzyczał przez łzy.
- Kocham cię...
- Kogo ty chcesz oszukać? Jak wrócę ma cię już tu nie być - wziął do ręki kluczyki od samochodu i kurkę, którą przerzucił przez krzesło w kuchni - A, i jeszcze jedno. Nie licz, że Bartra cię przyjmie teraz z otwartymi ramionami - dodał i trzaskając drzwiami wyszedł z naszego wspólnego mieszkania. Załamana osunęłam się na ziemie i rozpaczliwie zaczęłam płakać. Straciłam go na zawsze. On mi już nigdy nie wybaczy. Musiałam się zebrać w sobie, spakować swoje rzeczy i się wyprowadzić. Tylko gdzie? Przecież ja w Madrycie nie mam nikogo oprócz Isco. Pojadę do Barcelony, ale nie do Bartry, bo Andaluzyjczyk ma raczej, on na mnie nie czeka. Moją ostatnią deską ratunku jest Jordi...

7 komentarzy:

  1. Cholernie szkoda mi Isco. Wszystko im się tak pogmatwało... A ja sama już nie wiem, czy jestem po stronie Isco czy Marca... Och, to wszystko takie skomplikowane... No nic, trzeba mi czekać na kolejny rozdział. ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda mi ich oboje. Isco bo został zraniony i jest w sytuacji nie do pozazdroszczenia, a Melodie dlatego, że popełniła najgorszy błąd w swoim życiu. Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ojezu, się porobiło... to nie tak miało wyglądać, a jednak wyszło jak wyszło...
    do Jordiego jedzie, co nie?
    czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko :'( dziewczyny porobiło się!
    Super odcinek, mam nadzieję że będzie dobrze. Musi być dobrze :-D
    Odcinek fantastyczny taki smutny, ale ja właśnie takie uwielbiam, gdzie jest smutek i gorycz. Wiem wtedy, że już inne będą zbliżać się do happy end ♥
    POZDRAWIAM WAS ★

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojejku, słuchaj! Wpadłam, bo chciałam poczytać a tu proszę, przemiło mi się zrobiło, gdy zauważyłam mój szablon! Dlatego na pewno tutaj zostanę i powrócę do historii!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziewczyny powyżej napisały wszystko, co mogłabym napisać i ja. Naprawdę się porobiło tak, jak być nie powinno. Jakoś tak wyobrażałam sobie, jak oglądał te pierścionki, a potem "puff"... czar prysnął. Huh.

    OdpowiedzUsuń