Sardynia. Piękne, lazurowe morze. Jasny, miękki piasek. I cudowne zatoczki dające szanse nurkowania. Po kilku godzinach spędzonych na wyspie można było poczuć się jak w raju. Dosłownie! Własnym, małym, prywatnym królestwie z przepiękną pogodą oraz jedynym facetem, którego kochałam nad życie. Nikt nie znaczył dla mnie aż tyle, nigdy nikogo nie pragnęłam równie mocno. Ale z każdym otrzymanym pocałunkiem myślałam jedynie nam dopuszczoną zdradą. Nad tym, jak bardzo go zraniłam. Choć on jeszcze o tym nie wiedział.
Powolnym krokiem wyszłam z łazienki wsuwając we włosy ostatnią spinkę. Postawiłam na luźnego koka odsłaniającego szczupłe, lekko opalone ramiona. Tak chyba będzie najlepiej. Ciepło na zewnątrz przemawiało samo za siebie. Rozpuszczone, długie włosy mogły być jednym z największych popełnionych błędów przez przyjeżdżające w to miejsce kobiety. Dążyły bowiem do wariackiego bólu głowy, na który nie działały nawet najsilniejsze tabletki.
Stanęłam przed szafą w celu wybrania odpowiedniego ubrania. Włożyłam dłoń między koszulki uśmiechając się pod nosem. Całość mieszała się w mojej głowie, choć mocno starałam się uniknąć takiego rozwoju wypadków. Myślałam o Bartrze, o tym, co może teraz robić. Czy znalazł sobie kolejną dziewczynę na jedną noc. I za każdym razem, gdy przyłapywałam się na owej czynności, momentalnie karciłam własną podświadomość. Niestety nie dawało to żadnych skutków. Wręcz przeciwnie. Sprowadzało do coraz częstszego pojawiania się Katalończyka w moim dotychczas pozornie spokojnym życiu.
- Seksownie wyglądasz w tym stroju - zamruczał Isco obejmując rękami moją talię. Przełknęłam głośno ślinę unosząc kąciki ust jeszcze wyżej. - Może poczekamy trochę z tą plażą?
- Seksownie wyglądasz w tym stroju - zamruczał Isco obejmując rękami moją talię. Przełknęłam głośno ślinę unosząc kąciki ust jeszcze wyżej. - Może poczekamy trochę z tą plażą?
Okręcił mnie delikatnie zmuszając do patrzenia w ciemne, hiszpańskie tęczówki. Zadrżałam.
- Chciałam się wygrzać na słoneczku. Póki jeszcze jest.
- Chciałam się wygrzać na słoneczku. Póki jeszcze jest.
To wcale nie był wykręt! Chociaż musiałam przyznać, że sama powoli przestawałam wiedzieć, czego tak naprawdę potrzebuję do szczęścia.
- No dobrze - westchnął głęboko, kręcąc głową. - W takim razie gotowa?
- Daj mi chwilkę - pospiesznie zarzuciłam na siebie cienką, białą sukienkę dokładając do tego lekkie sandałki. - Możemy iść.
- No dobrze - westchnął głęboko, kręcąc głową. - W takim razie gotowa?
- Daj mi chwilkę - pospiesznie zarzuciłam na siebie cienką, białą sukienkę dokładając do tego lekkie sandałki. - Możemy iść.
Andaluzyjczyk zaśmiał się uroczo obejmując moje ciało prawą ręką. Odprężyłam się pod wpływem ostrego zapachu męskich perfum. Uwielbiałam je, a do Isco pasowały naprawdę bardzo dobrze.
Wyszliśmy z hotelowego pokoju przytulając się. Miałam lekkie wyrzuty sumienia. Nie potrafiłam wybaczyć sobie tej jednej, niby nic nieznaczącej nocy. Chwile spędzone z Marciem nadal siedziały głęboko w mojej głowie, może nawet sercu. Cała ta impreza wywróciła wszystko do góry nogami. Nie pasowało mi to. Nie potrzebowałam tego.
Drewnianą promenadą skierowaliśmy się w stronę piaszczystej plaży zajmującej imponujący obszar. Wyglądała zachęcająco. Złapałam piłkarza za rękę krzyżując jego palce ze swoimi. Uwielbiałam to robić, z niewiadomych powodów czułam się wtedy niezwykle bezpiecznie. Uświadamiałam sobie, jak mocno mnie kocha. I że nigdy nie pozbędzie się tego pięknego uczucia.
- Dziękuję, że mnie tu zabrałeś - ucałowałam jego policzek zajmując w miarę wygodne miejsce na ziemi.
- Dla ciebie wszystko księżniczko - szepnął mi do ucha i przeczesał niesforny kosmyk. - Kocham cię.
- Ja ciebie też.
- Dla ciebie wszystko księżniczko - szepnął mi do ucha i przeczesał niesforny kosmyk. - Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Moje serce natychmiast mocno się ścisnęło. Naprawdę go kochałam, był moją bezpieczną przystanią, przy nim zawsze czułam się wyjątkowo. Obdarowywał mnie prezentami, kupował kwiaty bez okazji, zabierał do drogich restauracji czy na krótkie wyjazdy w wyjątkowe miejsca. Chciałam być przy nim, już na zawsze. Swoją przyszłość widziałam u jego boku. Nasza dwójka siedząca na hamaku wtulona w siebie, z biegającą wokół gromadką dzieci. Miałyby jego oczy. Tak piękne, brązowe tęczówki, w które potrafiłam wpatrywać się pełnymi godzinami.
Noc z Bartrą była błędem. Ogromnym błędem! To nie powinno się wydarzyć, nie miało prawa. Jednak życie jest nieprzewidywalne. Jedna kłótnia pociągnęła za sobą tak wielkie konsekwencje. Mnóstwo razy siadałam przy Isco, brałam głęboki oddech, szykowałam się do wyznania prawdy. Ale w ostatniej chwili coś mnie powstrzymywało. Bałam się jego reakcji. Wiedziałam, że to byłby koniec. Hiszpanie nie wybaczają zdrady, nie oni...
- Coś się stało? - spytał kojąco gładząc mnie po plecach.
Opanowałam łzy goszczące pod powiekami. Pod żadnym pozorem nie mogły wyjść na światło dzienne.
- Wszystko w porządku - skłamałam trzęsąc się mimo wysokiej temperatury powietrza. - Po prostu cieszę się, że tu jesteś.
Zmarszczył czoło, lekko się uśmiechając. Nękały mnie wątpliwości co do przyswojenia przez niego wcześniejszych słów.
- Też się cieszę - westchnął, kładąc dłoń na moim policzku. - Nareszcie sami, bez nieproszonych gości czy nieokiełznanego Ramosa wchodzącego Ci na głowę.
Zaśmiałam się opierając swoje czoło o jego. Nie czułam się komfortowo. W ciemnych oczach chłopaka widziałam barcelońskiego obrońcę wyrywającego coraz to nowe panny, by później, po wspaniale spędzonej nocy zostawić je na pastwę losu. Z niewiadomych przyczyn bolały mnie te wyobrażenia.
- Sergio nie jest taki zły - mruknęłam starając się wyprzeć Marca z pamięci. - Seksownością tuszuje wszystkie wady.
Alarcón odsunął się nieznacznie, wysoko unosząc brwi w geście zdziwienia.
- Ej, ej! To ja mam być dla Ciebie seksowny, nie jakiś tam grubo starszy stoper!
Prychnęłam oplatając ramionami jego szyję. Moje serce przyspieszyło dając pewnego rodzaju ulgę. Utwierdziłam się co do mojej, na całe szczęście jeszcze istniejącej miłości.
Stanęłam przed szafą po raz kolejny tego dnia. Mój dylemat dotyczył kreacji na idealną, romantyczną kolację. Do wyboru zostały mi dwie, resztę propozycji jakimś cudem udało mi się odstawić. Jedna biała, koronkowa, a druga czarna, bez żadnych wzorów.
- Błagam, pomóż! Która? - zapytałam trzymając w rękach wieszaki.
- Jak dla mnie możesz iść goła - powiedział z cwaniackim uśmieszkiem.
- Isco!
Zaśmiał się promiennie obrywając pierwszą lepszą gazetą.
- Czarna. Krótsza i bardziej dopasowana. Będzie idealna.
Cicho prychnęłam zdegustowana jego słowami i ubrałam wybraną przez niego sukienkę. Włosy rozczesałam. Tym razem pozostały rozpuszczone. Na nogi założyłam wysokie szpilki, które sprawiły że chodź trochę przybliżyłam się wzrostem do mojego chłopaka.
- Ślicznie wyglądasz.
Przytulił mnie po chwili i krótko pocałował.
- Dziękuję. Będę pasować do mojego elegancika.
Zaśmiałam się. Alarcón mimo nigdy nie stał przed szafą tak samo długo jak ja i zawsze wyglądał perfekcyjnie. Bez względu czy był w dresie, eleganckim garniturze czy też stroju sportowym. Biała koszula z czarnymi lamówkami idealnie opinała się na jego umięśnionym ciele. I jeszcze nieogolone policzki wzbudzające moje uwielbienie.
- Możemy iść.
Cmoknęłam go w policzek i wsunęłam moją dłoń w jego. Uśmiechnięci wyszliśmy z pokoju i hotelowymi chodniczkami kierowaliśmy swoje kroki ku restauracji na skarpie, z której rozciągał się przepiękny widok na zatokę. Zachodzące słońce nadawało niebu niesamowite kolory, przez róż, pomarańcz, aż do fioletu. Byliśmy prawie przy wejściu, gdy przypadkowo wpadliśmy na parę, która również się tam udawała. Podniosłam wzrok i zamarłam. On tutaj? Boże, dlaczego?! Zarumieniona mocniej ścisnęłam rękę Andaluzyjczyka i z szybko bijącym sercem przełknęłam ślinę. Życie chyba naprawdę mnie nienawidziło.
- Marc? - spytał Isco, niepewnie marszcząc czoło. Jak widać obecność barcelońskiego piłkarza w tym miejscu zszokowała go równie mocno, co mnie.
- Nie, święty Walenty.
W normalnej sytuacji wywróciłabym pewnie oczami. Wtedy miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu.
Serce waliło mi jak oszalałe, nie wiem czy z nerwów czy dlatego że Bartra stał przede mną z jakąś blond panienką.
- Świat jest jednak mały. – powiedział rozradowany Katalończyk. Kątem oka widziałam niezadowolenie mojego partnera spowodowane jego obecnością. Wszystkie jego mięśnie się napięły i teraz on ścisnął mocniej moją dłoń.
- Masz rację. – powiedział oschle Andaluzyjczyk. – Wybacz, ale troszkę się spieszymy. Umieramy z głodu.
- Jasne, do zobaczenia potem.
Potem… dlaczego to potem trwało tak krótko? W restauracji okazało się, że Marc ze swoją nową zdobyczą mają zarezerwowany stolik kilka metrów od nas. Jak na złość usiadł tak, że byliśmy na wprost siebie. Cały czas czułam na sobie jego wzrok, miałam wrażenia, że moje policzki przybrały już najciemniejszy kolor czerwieni. Isco coś mówił ale kompletnie go nie słyszałam. Myślami byłam przy obrońcy, wiedziałam, że znajduje się w zbyt niebezpiecznej odległości. Sam fakt że znajduje się na tej samej wyspie, w tym samym hotelu, w tej samej restauracji przysparzał mnie o zawroty głowy.
- Melodie, wszystko w porządku? - zapytał z troską chwytając moją trzęsącą się dłoń.
- Tak - odpowiedziałam niepewnie.
- Strasznie pobladłaś, dobrze się czujesz?
- Głowa mnie rozbolała, a nie wzięłam z pokoju tabletek - skłamałam, chociaż była w tym odrobinka prawdy. W głowie miałam tysiące myśli, których nie powinno tam być.
- Poproszę kelnerów, może coś mają.
- Isco, obrazisz się, jeśli wrócimy do siebie? Położę się i może mi przejdzie. Przepraszam.
- Oczywiście - wstał z miejsca, a po chwili wyciągnął swoją dłoń i mu zawtórowałam. - Moje biedaczysko - uśmiechnął się delikatnie i pocałował mnie w czoło. - Wracajmy.
Dobrze wiedziałam, że całej tej sytuacji ze skupieniem przyglądał się Bartra. Miałam dziwne wrażenie, że jest świadomy tego, jak na mnie zadziałał. A było to niezwykle irytujące.
Pociągnęłam Hiszpana w kierunku wyjścia cały czas patrząc na podłogę. Bałam się podnieść wzrok, jakby równie zuchwały czyn miał przenieść moją godność do dziury zwanej nicością. Wbrew pozorom właśnie tak mogło się stać. Przecież nikt w dzisiejszych czasach nie wybacza zdrady. A ja się jej dopuściłam. Cholera! Przełknęłam głośno ślinę ledwo opanowując napływające do oczu łzy. Ściśnięte do granic możliwości gardło oczywiście ograniczało wiele codziennych czynności, jednak nie ubolewałam nad tym. Może to i lepiej.
Alarcón otworzył drzwi kartą wpuszczając mnie przodem. Momentalnie ściągnęłam wysokie szpilki zostawiając je w przedpokoju. Przeczesałam włosy palcami biorąc kilka głębszych oddechów. I właśnie wtedy stało się coś, czego miałam nigdy nie doświadczyć. Piłkarz przytulił mnie do torsu delikatnie całując w czoło, a mnie ogarnęły wątpliwości. Już nie wiedziałam, czy nadal go kocham. Czy ciągle mogę mówić o szczerej miłości w naszym przypadku.
- Połóż się, pójdę po coś do zjedzenia - szepnął zakładając zabłąkany kosmyk za moje ucho. - Zaraz wracam.
Potrząsnęłam głową słysząc odgłos kroków, a zaraz za nim ciche trzaśnięcie drzwiami. Zamiast pogrążenia się w śnieżnobiałej pościeli wybrałam coś o wiele bardziej dziwnego. Dopadłam telefon komórkowy chłopaka leżący na stoliku do kawy i szybko przejrzałam listę kontaktów. Nim się obejrzałam, dzwoniłam do Jordiego.
Kurwa, co ja w ogóle robię?! Chyba zaczynam poważnie świrować...
Stanęłam przed szafą po raz kolejny tego dnia. Mój dylemat dotyczył kreacji na idealną, romantyczną kolację. Do wyboru zostały mi dwie, resztę propozycji jakimś cudem udało mi się odstawić. Jedna biała, koronkowa, a druga czarna, bez żadnych wzorów.
- Błagam, pomóż! Która? - zapytałam trzymając w rękach wieszaki.
- Jak dla mnie możesz iść goła - powiedział z cwaniackim uśmieszkiem.
- Isco!
Zaśmiał się promiennie obrywając pierwszą lepszą gazetą.
- Czarna. Krótsza i bardziej dopasowana. Będzie idealna.
Cicho prychnęłam zdegustowana jego słowami i ubrałam wybraną przez niego sukienkę. Włosy rozczesałam. Tym razem pozostały rozpuszczone. Na nogi założyłam wysokie szpilki, które sprawiły że chodź trochę przybliżyłam się wzrostem do mojego chłopaka.
- Ślicznie wyglądasz.
Przytulił mnie po chwili i krótko pocałował.
- Dziękuję. Będę pasować do mojego elegancika.
Zaśmiałam się. Alarcón mimo nigdy nie stał przed szafą tak samo długo jak ja i zawsze wyglądał perfekcyjnie. Bez względu czy był w dresie, eleganckim garniturze czy też stroju sportowym. Biała koszula z czarnymi lamówkami idealnie opinała się na jego umięśnionym ciele. I jeszcze nieogolone policzki wzbudzające moje uwielbienie.
- Możemy iść.
Cmoknęłam go w policzek i wsunęłam moją dłoń w jego. Uśmiechnięci wyszliśmy z pokoju i hotelowymi chodniczkami kierowaliśmy swoje kroki ku restauracji na skarpie, z której rozciągał się przepiękny widok na zatokę. Zachodzące słońce nadawało niebu niesamowite kolory, przez róż, pomarańcz, aż do fioletu. Byliśmy prawie przy wejściu, gdy przypadkowo wpadliśmy na parę, która również się tam udawała. Podniosłam wzrok i zamarłam. On tutaj? Boże, dlaczego?! Zarumieniona mocniej ścisnęłam rękę Andaluzyjczyka i z szybko bijącym sercem przełknęłam ślinę. Życie chyba naprawdę mnie nienawidziło.
- Marc? - spytał Isco, niepewnie marszcząc czoło. Jak widać obecność barcelońskiego piłkarza w tym miejscu zszokowała go równie mocno, co mnie.
- Nie, święty Walenty.
W normalnej sytuacji wywróciłabym pewnie oczami. Wtedy miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu.
Serce waliło mi jak oszalałe, nie wiem czy z nerwów czy dlatego że Bartra stał przede mną z jakąś blond panienką.
- Świat jest jednak mały. – powiedział rozradowany Katalończyk. Kątem oka widziałam niezadowolenie mojego partnera spowodowane jego obecnością. Wszystkie jego mięśnie się napięły i teraz on ścisnął mocniej moją dłoń.
- Masz rację. – powiedział oschle Andaluzyjczyk. – Wybacz, ale troszkę się spieszymy. Umieramy z głodu.
- Jasne, do zobaczenia potem.
Potem… dlaczego to potem trwało tak krótko? W restauracji okazało się, że Marc ze swoją nową zdobyczą mają zarezerwowany stolik kilka metrów od nas. Jak na złość usiadł tak, że byliśmy na wprost siebie. Cały czas czułam na sobie jego wzrok, miałam wrażenia, że moje policzki przybrały już najciemniejszy kolor czerwieni. Isco coś mówił ale kompletnie go nie słyszałam. Myślami byłam przy obrońcy, wiedziałam, że znajduje się w zbyt niebezpiecznej odległości. Sam fakt że znajduje się na tej samej wyspie, w tym samym hotelu, w tej samej restauracji przysparzał mnie o zawroty głowy.
- Melodie, wszystko w porządku? - zapytał z troską chwytając moją trzęsącą się dłoń.
- Tak - odpowiedziałam niepewnie.
- Strasznie pobladłaś, dobrze się czujesz?
- Głowa mnie rozbolała, a nie wzięłam z pokoju tabletek - skłamałam, chociaż była w tym odrobinka prawdy. W głowie miałam tysiące myśli, których nie powinno tam być.
- Poproszę kelnerów, może coś mają.
- Isco, obrazisz się, jeśli wrócimy do siebie? Położę się i może mi przejdzie. Przepraszam.
- Oczywiście - wstał z miejsca, a po chwili wyciągnął swoją dłoń i mu zawtórowałam. - Moje biedaczysko - uśmiechnął się delikatnie i pocałował mnie w czoło. - Wracajmy.
Dobrze wiedziałam, że całej tej sytuacji ze skupieniem przyglądał się Bartra. Miałam dziwne wrażenie, że jest świadomy tego, jak na mnie zadziałał. A było to niezwykle irytujące.
Pociągnęłam Hiszpana w kierunku wyjścia cały czas patrząc na podłogę. Bałam się podnieść wzrok, jakby równie zuchwały czyn miał przenieść moją godność do dziury zwanej nicością. Wbrew pozorom właśnie tak mogło się stać. Przecież nikt w dzisiejszych czasach nie wybacza zdrady. A ja się jej dopuściłam. Cholera! Przełknęłam głośno ślinę ledwo opanowując napływające do oczu łzy. Ściśnięte do granic możliwości gardło oczywiście ograniczało wiele codziennych czynności, jednak nie ubolewałam nad tym. Może to i lepiej.
Alarcón otworzył drzwi kartą wpuszczając mnie przodem. Momentalnie ściągnęłam wysokie szpilki zostawiając je w przedpokoju. Przeczesałam włosy palcami biorąc kilka głębszych oddechów. I właśnie wtedy stało się coś, czego miałam nigdy nie doświadczyć. Piłkarz przytulił mnie do torsu delikatnie całując w czoło, a mnie ogarnęły wątpliwości. Już nie wiedziałam, czy nadal go kocham. Czy ciągle mogę mówić o szczerej miłości w naszym przypadku.
- Połóż się, pójdę po coś do zjedzenia - szepnął zakładając zabłąkany kosmyk za moje ucho. - Zaraz wracam.
Potrząsnęłam głową słysząc odgłos kroków, a zaraz za nim ciche trzaśnięcie drzwiami. Zamiast pogrążenia się w śnieżnobiałej pościeli wybrałam coś o wiele bardziej dziwnego. Dopadłam telefon komórkowy chłopaka leżący na stoliku do kawy i szybko przejrzałam listę kontaktów. Nim się obejrzałam, dzwoniłam do Jordiego.
Kurwa, co ja w ogóle robię?! Chyba zaczynam poważnie świrować...
~~§~~
Całe szczęście, że mamy trochę rozdziałów napisanych do przodu bo ostatnio (przez miesiąc) nie ruszyłyśmy nic ;-; Ale na szczęście coraz bliżej końca szkoły i tyle czasu na pisanie. ❤️ A nie planujemy szybko skończyć tego opowiadania bo pomysłów mamy na nie tysiące. Co bardzo mnie cieszy bo kocham pisać z moją utalentowaną Misią ❤️
Do następnego,